Piątek, godzina 14. Do domu w Starym Żmigrodzie puka skrajnie wyczerpany mężczyzna. Jest mocno przemarznięty, na nogach nie ma butów. Drży z zimna, nie potrafi powiedzieć, kim jest. Gospodyni częstuje go gorącym rosołem i herbatą. Dopiero wtedy opowiada, że mieszkał przez kilka dni w ambonie myśliwskiej.
Nikt nie chce w to uwierzyć. Synowie gospodarzy jadą samochodem, by sprawdzić. Wszystko się zgadza. Przywożą reklamówkę i jego zniszczone buty. W tym samym czasie przybysz nagle traci przytomność.
- To zapewne szok termiczny po gorącym posiłku - tłumaczy teraz Roman Kluczyński.
Wystraszona kobieta wzywa pogotowie. Mężczyzna trafia na oddział chirurgii jasielskiego szpitala. Ma odmrożone stopy.
Z Katowic w Bieszczady
Roman Kluczyński jest typem obieżyświata. W ubiegłym roku pieszo przeszedł 4 tysiące kilometrów dookoła Polski. 10 czerwca opuszcza swój dom w Katowicach. Pieszo idzie ze Śląska w Bieszczady, w poszukiwaniu pracy. 23 czerwca zatrudnia się przy wypale w Woli Michowej. Robota ciężka, ale jest zadowolony, że znalazł pracę.
Z Bieszczadów do Katowic
2 grudnia kończy się wypał. Bierze od szefa pieniądze za kilka miesięcy i wyrusza do domu w Katowicach. Idzie wzdłuż granicy, bo to - jak mówi - najpiękniejszy widok Bieszczadów. Nocami temperatura spada kilkanaście stopni poniżej zera, pada śnieg.
Pan Roman nie poddaje się. Idzie w stronę Gorlic. Sypia w drewutniach, szałasach. Po kilku dniach wędrówki odczuwa przejmujący ból w nogach. Coraz bardziej opada z sił.
- Na szczęście zobaczyłem ambonę myśliwską. - opowiada 54-latek. - To miejsce było dla mnie jak hotel. Zabudowana, wersalka, nawet kurtka, którą zostawili myśliwi. Tu chciałem przeczekać.
Umrę albo przeżyję
W plecaku zostały mu dwie gorzkie czekolady. Po zdjęciu butów i skarpet okazało się, że ma odmrożone stopy.
- Nie dałem już rady stanąć na nogi. Bałem się, że tam zamarznę - opowiada.
Na ambonie spędził osiem dni. Czekolady szybko się skończyły. Na kolanach schodził po śnieg, którym się żywił.
- Nałóg podobno gubi człowieka. Mnie uratował. Tytoń miałem, ale zapałki zamokły, a palić się chciało jak cholera - śmieje się teraz pan Roman. - Postanowiłem idę dalej. Umrę albo się uda. Na obolałe nogi założył kurtkę. Tak szedł w stronę drogi.
- Machałem na jadące samochody. Nikt nie chciał się zatrzymać - żali się mężczyzna.
W końcu trafił na dom i dobrych ludzi, mieszkańców Starego Żmigrodu.
- Dali gorący posiłek, poczęstowali upragnionym papierosem, nawet buty dostałem. Z całego serca dziękuję panu Władysławowi i jego żonie. Dzięki nim żyję.
Pan Roman przebywa na chirurgii w szpitalu.
- Stan ogólny pacjenta jest stabilny. Życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Zagrożone są palce obu stóp - poinformował nas Jan Giebułtowki, lekarz dyżurny oddziału chirurgicznego Szpitala Specjalistycznego w Jaśle.
Źródło - Nowiny24.plSzedł boso przez pola z Bieszczadów do... Katowic. Dobrzy ludzie uratowali mu życie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?