Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpital bez chemii

Zdzisław SUROWANIEC
Prof. Marek Pawlicki na konferencji prasowej w muzeum w Stalowej Woli.
Prof. Marek Pawlicki na konferencji prasowej w muzeum w Stalowej Woli. Z. Surowaniec

Szpital w Stalowej Woli utracił możliwość prowadzenia chemioterapii w leczeniu raka. Powodem jest brak lekarzy o specjalności chemioterapeuty drugiego stopnia. Chorzy z tego terenu mogą wybierać leczenie w Brzozowie, Rzeszowie lub Tarnobrzegu. Prof. Marek Pawlicki, regionalny konsultant do spraw onkologii, kierownik Kliniki Chemioterapii krakowskiego Centrum Onkologii dał jednak nadzieję na przywrócenie możliwości prowadzenia chemioterapii, choć wiele zależy od tego jaka będzie organizacja służby zdrowia. A jaka będzie od nowego roku, tego nikt nie wie.

- Ten szpital to cacko na miarę najlepszych europejskich szpitali. Z wyjątkiem onkologii, ten szpital wytrzymałby każdą surową komisję - tak stalowowolską lecznicę ocenił prof. Pawlicki.

- Spokojnie, staniemy się także ośrodkiem onkologicznym - mrugnął okiem do dziennikarzy dr Andrzej Sudoł, zastępca dyrektora szpitala do spraw lecznictwa.

Leczenie chemioterapią jest niebezpieczne. Trzy procent pacjentów umiera w trakcie chemioterapii. Poszkodowani mogą domagać się odszkodowania, jeśli będą leczeni nie przez specjalistów. - Musi istnieć szkolenie i nadzór specjalistyczny - stwierdził prof. Pawlicki na konferencji prasowej w Stalowej Woli.

Szpital ma wydzielić pomieszczenie dla leczonych chemioterapią. Dyrektor Edward Surmacz obiecał udostępnić salę na dziewięciu chorych. - To jest za dobry szpital z niesłychanie sympatycznym zespołem, żeby nie miał chemioterapii. Jego potencjał diagnostyczny jest olbrzymi - komplementował prof. Pawlicki. - Onkologia to jest sprawa rozwojowa. Mnie się wydaje, że ten szpital ma prawo czuć się jednym z wiodących w województwie - dodał.

Jak z ubolewaniem powiedział prof. Pawlicki, ciągle piętnaście procent chorych na raka traci życie z rąk bioenergoterapeutów. - Co siódmy człowiek, który zachoruje na raka w waszym województwie umiera, bo zamiast iść do lekarza, idzie do bioenergoterapeuty - ostrzegł. Jak wykazują statystyki, co drugi chory zgłasza się za późno z objawami nowotworu. - Wie, że to niebezpieczne, ale boi się myśli, że ma raka - uważa krakowski uczony.

Co wydaje się szokujące, co czwarty chory ginie z rąk lekarzy - usłyszeli dziennikarze. - Lekarze pierwszego kontaktu nie rozpoznają choroby nowotworowej, każą przyjść za miesiąc, za dwa miesiące. Nagminne w waszym województwie jest to, że lekarz każe przyjść za sześć tygodni, mówiąc: "zobaczymy, czy guz rośnie". To jest takie samo przestępstwo, jakbyśmy tego chorego przejechali autem po spożyciu alkoholu. To zbrodnia! - denerwował się prof. Pawlicki.

Profesor szacuje, że istnieje siedemdziesiąt procent szans, że lekarz prawidłowo rozpozna raka. - Są inteligentni lekarzy, rozpoznający z łatwością zawały, ale są przy tym i niewykształceni, nie potrafiący rozpoznać raka. Przez głupotę lekarzy umierają pacjenci - nie przebierał w słowach krakowski uczony.

Profesor bez ogródek stwierdził także, że chemioterapia, żeby zadziałała, musi najpierw szkodzić. - W chemioterapii lekarz, żeby wyleczyć, musi najpierw szkodzić. Hasło primum non nocere, czyli przede wszystkim nie szkodzić, to najgłupsze hasło, jakie wymyślono. Dobry lekarz najpierw szkodzi, szkodzi, szkodzi, a dopiero później chory jest wyleczony.

Im wcześniej, tym taniej

Z wyliczeń onkologów wynika, że leczenie raka we wcześniejszym stadium kosztuje 800 zł dziennie. Dla przykładu leczenie wczesnego raka sutka trwa 10 dni. Natomiast leczenie raka w zaawansowanym stadium kosztuje 2 tys. zł dziennie przez sześć miesięcy!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie