Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To było przedsięwzięcie pierwsze na świecie - z gigantycznego wyrobiska powstał piękny zalew pod Tarnobrzegiem

Wojciech MALICKI
Zalew napełniano przez kilka lat, ponieważ woda musiała mieć odpowiednią klasę czystości.
Zalew napełniano przez kilka lat, ponieważ woda musiała mieć odpowiednią klasę czystości. Fot. Wojciech Malicki
Nikt na świecie nie przeprowadził takiej operacji. To było pionierskie przedsięwzięcie - opowiadał Bolesław Gawlik, ówczesny dyrektor likwidowanej kopalni "Machów".

Kopalnia siarki w Machowie koło Tarnobrzega

Kopalnia siarki w Machowie koło Tarnobrzega

Powstała w 1964 roku. Przez prawie 40 lat odkrywkowej eksploatacji złoża wydobyto 56 milionów ton rudy, z której odzyskano 12 milionów ton czystej siarki. Wydobycia zaprzestano wskutek drastycznego - z około 100 do 25 dolarów za tonę - spadku cen. Spowodował go zalew światowych rynków bardzo tanią siarką, uzyskiwaną z odzysku przy przerabianiu ropy naftowej.

Kopalnia siarki w Machowie pozostawiła po sobie gigantyczny dołek, który był tykającą bombą ekologiczną. Po kilkunastoletniej rekultywacji, która kosztowała prawie miliard złotych, w dawnym wyrobisku powstał sztuczny zalew. Drugi co do wielkości na Podkarpaciu.

Była to jedna z największych na świecie odkrywkowych kopalni siarki. Siedemnaście lat temu postawiono ją w stan likwidacji. Powód? Dalsze eksploatowanie złoża taką metodą stało się nieopłacalne. Kombinat Siarkopol, który przez lata zarabiał ciężkie miliony dolarów i wybudował nowy - 50 tysięczny Tarnobrzeg, chylił się ku upadkowi. W Machowie pozostawił po sobie księżycowy krajobraz.

- Był to gigantyczny dołek o powierzchni 600 hektarów i głębokości od 70 do 100 metrów oraz przyległe do niego tereny - opowiadają byli pracownicy Siarkopolu. - W sumie 1600 hektarów kompletnie zdegradowanej, pozbawionej roślinności ziemi upstrzonej kilometrami taśmociągów i tysiącami ton nikomu już niepotrzebnego żelastwa.

BRAK PIENIĘDZY

Ówczesny rząd nie miał ani pieniędzy na likwidację kopalni, ani żadnego pomysłu, co zrobić z gigantycznym pokopalnianym dołkiem. A zrobić coś musiał i to szybko, bo nieczynna kopalnia była tykającą bombą ekologiczną.

- Konieczne było stałe odwadnianie wyrobiska, które pozostawione samo sobie, szybko samo napełniłoby się wodami gruntowymi. Tyle że skażonymi trującym siarkowodorem, co oznaczałoby zatrucie wód i niewyobrażalną w skutkach klęskę ekologiczną - dodaje Władysław Stępień, były poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej, na początku lat 90. szef branżowych związków zawodowych w Siarkopolu.

To właśnie Stępień ściągnął wówczas do Machowa Elżbietę Jaworowicz z ekipą programu "Sprawa dla Reportera". I uświadomił milionom Polakom, czym grozi pozostawienie Machowa samego sobie.
- Ostrzegałem, że do Warszawy przypłynie z Tarnobrzega masa czarnej, skażonej siarkowodorem wody. Ta katastroficzna, ale zupełnie realna wizja chyba dotarła do rządzących, bo pieniądze na odwadnianie się znalazły - dodaje Stępień.

PIERWSI W EUROPIE

Roczne odwadnianie wyrobiska kosztowało budżet państwa aż 40 mln zł, co stanowiło dwie trzecie całej kwoty przeznaczonej rocznie na rekultywację terenów pokopalnianych. Co zrobić, aby przywrócić machowski dołek przyrodzie i nie wydawać w nieskończoność pieniędzy na jego odwadnianie? Nad tym głowili się naukowcy.

Mieli wiele koncepcji, między innymi aby zasypać go ziemią, ale ostatecznie zdecydowali, że najlepszym rozwiązaniem będzie przekształcenie go w zbiornik wodny.
- To było pionierskie przedsięwzięcie. Przed nami nikt w Europie, a chyba i na świecie, nie porwał się na coś takiego - opowiadał Bolesław Gawlik, ówczesny dyrektor likwidowanej kopalni "Machów".

Rzeczywiście, była to nietypowa i gigantyczna operacja. Konieczne było takie wyprofilowanie wyrobiska, aby nie zagrożona została stabilność biegnącej tuż obok dwupasmowej drogi i wałów przeciwpowodziowych. Niezbędne było także uszczelnienie dna zbiornika, aby nie przeniknęły przez nie toksyczne wody trzeciorzędowe. Do tego trzeba było usunąć masę niepotrzebnego sprzętu - w tym dwóch ważących po 4,5 tysiąca ton zwałowarek i zrekultywować setki hektarów zdewastowanej gleby.

KILKA LAT POŚLIZGU

Rekultywacja i budowa zajęła kilkanaście lat. O kilka więcej niż pierwotnie zakładano, bo co roku rząd dawał mniej pieniędzy niż obiecywał. W zdobywaniu kasy na budowę zbiornika niewątpliwie największe zasługi miał Władysław Stępień, który przez cztery kadencje swojej pracy w Sejmie montował ponadpartyjne koalicje parlamentarne na rzecz Siarkopolu, zgłaszał dziesiątki poprawek do budżetu, ściągał do kombinatu delegacje rządowe, organizował setki spotkań z decydentami.
- To gigantyczna inwestycja, która kosztowała bez mała miliard złotych złotych - mówi Stępień - ale to były dobrze wydane pieniądze, bo zalew będzie przez lata służył tysiącom ludzi i ożywi gospodarczo Tarnobrzeg.

Stępień zwraca także uwagę, że przez dziesiątki lat Siarkopol był obok miedziowego KGHM największym polskim eksporterem, a latach 1989-1993 sam zapłacił za swój "pogrzeb" przeszło 500 milionów złotych, zasilając taką kwotą nieistniejący już Fundusz Likwidacji Kopalń.

Wyprofilowany i uszczelniony - między innymi 30 -metrową warstwą izolacyjną - zbiornik zaczęto zalewać wodą z Wisły w 2004 roku. Trwało to bardzo długo, bo ważne było, aby po raz pierwszy zbiornik napełniony został wodą przynajmniej II klasy czystości. A taka płynie w Wiśle zazwyczaj tylko po zimowych roztopach. Zalew ma co prawda kanał odprowadzający, ale przy takiej objętości wody możliwości jej wymiany są mocno ograniczone.

ZA NIESPEŁNA DWA LATA

Pierwsi wczasowicze nad machowskim zalewem mieli pojawić się już w 2006 roku. Termin przesuwano z roku na rok, bo jezioro było (i jest) wciąż tak zwanym górniczym terenem - chronionym dzień i noc przez agencję ochroniarską. Dopiero w tym roku miastu udało się podpisać stosowne porozumienia z właścicielem zalewu i uruchomić tymczasową miejską plażę na kilkusetmetrowym skrawku linii brzegowej.

Zbiornik od pierwszego dnia po otwarciu stał się hitem turystycznym. Piaszczysta plaża i czysta woda ściągają tu dziennie nawet po siedem tysięcy osób. A to przecież na razie tylko prowizorka. Prawdziwe zagospodarowanie 10-kilometrowej linii brzegowej oraz kilkuhektarowej wyspy powinno się na dobre rozpocząć za dwa lata, Wtedy przedsiębiorstwo Kopalnia Machów przestanie istnieć, a zalew będzie miał nowego właściciela. Zostanie nim prawdopodobnie miasto.

BĘDĄ MIEJSCA PRACY

Plany są ambitne. Na zalewie mają powstać pełnowymiarowe tory kajakowe i wioślarskie, a wokół niego: bazy płetwonurków, przystanie żeglarskie, hotele, pensjonaty, ośrodki wypoczynkowe, pola namiotowe, ścieżki rowerowe i tym podobne. Z bazy turystycznej w sezonie będą mogły korzystać tysiące osób. A to oznacza duże inwestycje i powstanie nawet kilkuset nowych miejsc pracy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie