Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To nie ja dzwoniłem

Marcin RADZIMOWSKI
Jeśli sąd udowodni winę Robertowi N., może on spędzić w więzieniu nawet osiem lat.
Jeśli sąd udowodni winę Robertowi N., może on spędzić w więzieniu nawet osiem lat. M. Radzimowski

- To zbieg okoliczności, że sprawca zadzwonił akurat z budki, z której czasem korzystałem - twierdzi oskarżony. Przed tarnobrzeskim Sądem Okręgowym rozpoczął się wczoraj bezprecedensowy w naszym regionie proces przeciwko 34-letniemu Robertowi N., domniemanemu autorowi fałszywych alarmów bombowych w tarnobrzeskim i sandomierskim szpitalu. Zdarzenia miały miejsce jesienią ubiegłego roku.

Bardzo rzadko przed sądem udaje się postawić domniemanych autorów alarmów bombowych, dlatego to wyjątkowy proces. Inny istotny aspekt to zagrożenie ludzkiego życia - podczas ewakuacji ze szpitala wywieziono ponad 250 osób, w tym ciężko chorych. Jeśli Robertowi N. sąd udowodni winę, może spędzić w więzieniu nawet osiem lat.

Oskarżony wczoraj kilkakrotnie podkreślał, że jest niewinny. Przeciwko niemu oskarżyciel ma odcisk kciuka na słuchawce telefonu, z którego dzwoniono z informacją o podłożonych bombach oraz analizę głosu, zarejestrowanego na centrali szpitala w Sandomierzu. Na razie nikt nie jest jednak w stanie przedstawić motywu działania.

- Czasami dzwoniłem z budki telefonicznej przy małym rynku w Sandomierzu do ojca, gdy kupowałem tam warzywa i owoce. Sprzedaję "ze szczęki" na wprost tarnobrzeskiego szpitala - mówił oskarżony. - Podczas przesłuchań na policji dla świętego spokoju zaprzeczyłem, że kiedykolwiek dzwoniłem z budki w Sandomierzu. To jakieś koszmarne nieporozumienie, dlatego mówiłem, że nie dzwoniłem. W areszcie dowiedziałem się, że sprawca dzwonił z budki, z której korzystałem i tam był mój odcisk, dlatego zmieniłem zeznania.

Przed tarnobrzeskim sądem zeznawali wczoraj świadkowie: dyspozytor pogotowia, były dyrektor sandomierskiego szpitala, żona i ojciec oskarżonego. Nie stawił się żaden z pacjentów ewakuowanych ze szpitala w Tarnobrzegu, który miał prawo występować w charakterze oskarżyciela posiłkowego.

Alarmy bombowe traktowane są przez służby ratownicze bardzo poważnie. W Tarnobrzegu wykorzystał to trzy lata temu mężczyzna, który zadzwonił z informacją, że podłożył bombę w tarnobrzeskim sądzie. W czasie gdy większość policjantów szukała bomby, mężczyzna napadł na pocztę w innej części miasta. Sprawcę zatrzymano niedługo potem, obecnie odsiaduje wyrok.

_St. kpt. Bogusław Opala, naczelnik Wydziału Kontrolno-Rozpoznawczego Państwowej Straży Pożarnej w Tarnobrzegu: - Procedury postępowania w przypadku alarmów bombowych są bardzo rygorystyczne. Zwłaszcza w przypadku szpitala, gdzie sprawca naraził na niebezpieczeństwo wielu pacjentów. Zagrożenie wybuchem musiało być mocno uzasadnione, skoro dyrektor placówki podjął decyzję o ewakuacji. Jeśli w jakiejś placówce wybuchnie pożar, kierujący akcją gaśniczą decyduje, czy ewakuować wszystkich, czy nie. Ocenia tym samym realne zagrożenie rozprzestrzenienia się ognia._

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie