Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trenował w amerykańskich górach i w Afryce. Grzegorz Sudoł ostro przygotowuje się do sezonu letniego

Piotr SZPAK [email protected]
W Stanach Zjednoczonych Grzegorz Sudoł kończył każdy dzień kilkunastokilometrowym marszem po okolicy.
W Stanach Zjednoczonych Grzegorz Sudoł kończył każdy dzień kilkunastokilometrowym marszem po okolicy. archiwum prywatne
Sportowiec rodem z Nowej Dęby Grzegorz Sudoł pisał w Stanach Zjednoczonych pracę i uczył się grać w golfa. W tym roku zdążył też trenować przez miesiąc w Afryce i zdobyć tytuł halowego mistrza Polski.

Dla chodziarza z Nowej Dęby Grzegorza Sudoła minął miesiąc pobytu w amerykańskich górach podczas zgrupowania w Albuqierque. To jeden z najważniejszych etapów przygotowań do zbliżającego się sezonu letniego, w którym nasz lekkoatleta chce potwierdzić swoją przydatność do światowej czołówki.

Pogoda naszemu sportowcowi dopisywała a wiatr, który tam bywa groźny, był tym razem dość łaskawy pozwalał popracować i szybko adoptować się do tamtejszych warunków.

ATRAKCYJNY GOLF

Lecąc do Ameryki najbardziej obawiał się chimerycznej pogody. Okazało się jednak, że aura jest nader łaskawa dla naszego sportowca. - Temperatury od 14 do 22 stopni Celsjusza były jak najbardziej sprzyjające treningowi wytrzymałościowemu, a było to coś najlepszego, co mogło mnie tam spotkać. W jeden z wolnych dni wybrałem się do centrum Albuqierque oraz na słynną drogę 66. Większość czasu wypełniał mi trening, odpoczynek oraz... pisanie pracy. Potrafiłem wygospodarować sobie czas na naukę tajników gry w golfa próbuję trafiać do dołka. Okazało się, że ten sport to bardzo fajna sprawa, trenująca też koncentrację i pozwalająca się zrelaksować - mówi Grzegorz.

Wielu osobom wydawać się może dziwne, że będąc przez miesiąc w Stanach Zjednoczonych można nie podróżować po tym kraju tylko chodzić, chodzić i jeszcze raz chodzić. Grzegorz nie poleciał jednak do Stanów na wycieczkę krajoznawczą, wiedział, że czas musi spożytkować na pracę z... płucami, tak by w sezonie siły nie zabrakło. Co chciał zobaczył, a na więcej przyjdzie pora za kilka ładnych lat, jak rozpocznie swoją emeryturę sportową, na razie na nią się jeszcze nie wybiera.

KRÓTKIE SPOTKANIE

Pobyt w Ameryce był dla Grzegorza drugim już w tym roku miesięcznym zgrupowaniem. Na pierwszym był w styczniu w Republice Południowej Afryki. Był to jego dziewiąty już pobyt w tym kraju, więc nie wywarł większego wrażenia. Najważniejsze było to, że kiedy w Polsce była (zresztą cały czas jest) sroga zima Grzegorz mógł trenować w wysokiej temperaturze, czasami wręcz w upale, a nie grzęznąć gdzieś w błocie pośniegowym. Z Republiki Południowej Afryki do Polski przyleciał tylko na kilka dni. Zaliczył występ w Halowych Mistrzostwach Polski w Spale, w których zdobył złoty medal w chodzie na dystansie 5000 metrów, odwiedził żonę Magdę i córkę Olę.

- Każdy, kto ma rodzinę, żonę i dziecko, ten wie jak dokuczliwa potrafi być tęsknota. Za każdym razem człowiek tęskni, myśli, czeka, kiedy wróci. Niby są telefony, niby można pogadać przez "skaypa", ale jednak chciałby się być z najbliższymi cały czas. Niestety życie sportowca chcącego osiągać sukcesy na arenie międzynarodowej pełne jest trudnych chwil i wyrzeczeń - mówi.

PODNIEBNE PODRÓŻE

W domu Grzegorz długo nie pomieszkał, po trzech dniach spakował się i obrał kurs na Amerykę. Był tam jednak tylko... dwa dni. Menażer przysłał mu wiadomość, że musi lecieć do Meksyku gdzie wystartuje w mityngu. Wsiadł w samolot i poleciał nim dwa tysiące kilometrów na zawody, a po nich czekały go kolejne dwa tysiące pod niebem.

- To latanie jest czasami bardzo męczące, są chwile, kiedy mam dosyć bycia w samolotach, ale szybko mi to przechodzi. Generalnie lubię latać, szczególnie tymi najlepszymi na świecie maszynami (śmiech), ale wszystko musi być w granicach rozsądku - mówi.

We wspomnianym Meksyku Grzegorz zajął wysokie czwarte miejsce, był najlepszym z Europejczyków. Czasu na zwiedzanie nie było, wrócił w amerykańskie góry i kontynuował przerwane zgrupowanie. Teraz przed Grzegorzem bardzo ważny występ w Słowackich Dudincach, w których wystartuje na morderczym dystansie 50 kilometrów. Będzie starał się zająć nie tylko wysokie miejsce, ale też uzyskać minimum uprawniające go do startu w mistrzostwach świata.

- Polatałem sobie trochę po świecie, teraz trzeba pomieszkać w domu i nadrobić stracony wobec żony i córki czas. Pozdrawiam moich kibiców oraz dziękuję sponsorom, dzięki którym również mogłem być tak gdzie byłem - stwierdził trzykrotny olimpijczyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie