Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Turystów witają... kłódkami i łańcuchami. Wojna o zabytki i… wielkie pieniądze w Sandomierzu

Małgorzata PŁAZA [email protected]
Wejście do Podziemnej Trasy Turystycznej uniemożliwiali ochroniarze.
Wejście do Podziemnej Trasy Turystycznej uniemożliwiali ochroniarze. Małgorzata Płaza
Wojna o turystyczne atrakcje w Sandomierzu wybuchła w szczycie sezonu. Wycieczki odchodzą z kwitkiem. - To absurd i wstyd na całą Polskę - komentują mieszkańcy. O co chodzi? Jak zwykle - o duże pieniądze.

To są duże pieniądze

To są duże pieniądze

O tym, jaka jest skala pieniędzy z ruchu turystycznego w Sandomierzu co być może wyjaśnia determinację stron walczących - świadczą liczby z Chęcin gdzie ruch na zamku jest zdecydowanie mniejszy. Przez lata sprzedawał bilety dzierżawca i wpłacał do kasy gminy 75 tysięcy złotych rocznie. Kiedy obsługę ruchu przejęła gmina - w 2012 roku zarobiła na biletach ponad… 900 tysięcy złotych. Warto jeszcze przytoczyć dane o ruchu turystycznym, jakie podawane są do Regionalnej Organizacji Turystycznej przez administratorów poszczególnych zabytków. W 2012 według nich na podziemną trasę turystyczną w Sandomierzu sprzedano 134 429 biletów, na Bramę Opatowską w Sandomierzu 110 tysięcy, a na zamek w Chęcinach 118 400 biletów. W 2012 roku normalny bilet wstępu na zamek w Chęcinach kosztował 10 złotych od osoby, na podziemną trasę turystyczną w Sandomierzu bilet normalny 10 złotych od osoby, na Bramę Opatowską w Sandomierzu normalny bilet kosztuje 4 złote.

Pracownicy firmy ochroniarskiej pilnują od wtorku wejścia na Bramę Opatowską i do Podziemnej Trasy Turystycznej w Sandomierzu. Skutki awantury odczuli turyści, którzy we wtorek nie mogli wejść do podziemi, z zdziwieniem patrzyli też na sceny koło Bramy Opatowskiej.

CZYTAJ TEŻ": Wojna o zabytki w Sandomierzu! Użyto siły (nowe fakty)

Wcześniej, w poniedziałek wieczorem na zlecenie burmistrza miasta Sandomierz, wymienili kłódki, uniemożliwiając dostęp do obiektów dotychczasowemu dzierżawcy - sandomierskiemu oddziałowi Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Jego szef mówi: "Nie oddamy obiektów".

- Ludzie, którzy pojawili się w obu obiektach na polecenie miasta, zerwali nasze kłódki i założyli nowe. W Bramie Opatowskiej upiłowali część kraty i zamocowali łańcuch. Nam kazali się wynosić - relacjonował Marek Juszczyk, prezes oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego w Sandomierzu.
Działo się to w poniedziałek wieczorem. Brama i trasa, dwie najchętniej odwiedzane przez turystów atrakcje Sandomierza, zostały zajęte przez pełnomocnika samorządu.

Przedstawiciele Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego nie kryli oburzenia. - To, co się zdarzyło, to było najście, napad. W podobny sposób działa mafia - stwierdził Marek Juszczyk.

ZERWANY ŁAŃCUCH I DWIE KASY

Dotychczasowi dzierżawcy nie dali za wygraną. Marek Juszczyk zapowiedział, że Polskie Towarzystwo Turystyczno Krajoznawcze zrobi wszystko, aby obiekty funkcjonowały tak jak do tej pory.

- Spodziewamy się dzisiaj kilkunastu grup wycieczkowych. Nie możemy ich nie przyjąć - mówił we wtorek rano prezes.

Tuż przed godziną 9 przedstawiciele Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego pojawili się w Bramie Opatowskiej. Założony dzień wcześniej łańcuch został przepiłowany. Pracownica obsługi mogła wejść do środka.

Chwilę później przyjechali pracownicy firmy ochroniarskiej oraz pełnomocnik miasta. Zjawiła się także pierwsza grupa wycieczkowa, która za zgodą prawnika została wpuszczona do obiektu.

Przyszli również pracownicy Sandomierskiego Centrum Kultury, które zgodnie z wolą władz miejskich ma być nowym administratorem obu atrakcji turystycznych. Dyrektor Wojciech Dumin zapewniał, że kierowana przez niego instytucja jest przygotowana do zapewnienia odpowiedniej obsługi.

Po pewnym czasie pracownicy Sandomierskiego Centrum Kultury postanowili wnieść do bramy swoją kasę fiskalną i również zaczęli sprzedawać bilety wstępu. Ochroniarze ustawili się tak, aby turyści kupowali je właśnie tam, a nie na stanowisku Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego.

TURYŚCI ODCHODZILI Z KWITKIEM

Jeszcze większe zamieszanie było przed wejściem do podziemi. Pracownicy Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego, którzy chcieli usunąć nowe zabezpieczenia i otworzyć wejście do trasy, napotkali na opór ochrony.

Kolejni turyści, indywidualni i grupy zorganizowane, odchodzili z kwitkiem. Małżeństwo z Krakowa było również świadkiem poniedziałkowego zajścia w Bramie Opatowskiej. Nie kryło rozżalenia.

- Na szczęście, zdążyliśmy wejść na bramę. Zostaliśmy w Sandomierzu dzień dłużej specjalnie po to, aby zobaczyć podziemną trasę. Była w planie, który przygotowaliśmy sobie przed wyjazdem. Niestety, nie udało się - mówili krakowianie.

Sprawą zbulwersowani byli także sandomierzanie. - Takie konflikty nie służą nikomu. To wstyd dla miasta. Odstraszamy turystów i wystawiany sobie fatalne świadectwo - stwierdził jeden z mieszkańców.
Działacze towarzystwa prosili o interwencję policjantów. Funkcjonariusze przyjechali na miejsce, ale oświadczyli, że rozwiązanie sporu nie leży w ich kompetencjach.

JEDNI I DRUDZY CZUJĄ SIĘ GOSPODARZAMI

Marek Juszczyk podkreślił, że w bramie i podziemnej trasie zostały rzeczy należące do Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego, między innymi kasy fiskalne, materiały promocyjne oraz elementy wystroju. Prezes zaznaczył również, że do czasu rozstrzygnięcia sądowego, władze miasta nie powinny podejmować żadnych kroków.

Pozew skierował burmistrz Sandomierza Jerzy Borowski. Zdecydował się na taki krok, gdy oddział Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego, któremu nie przedłużył umowy na dzierżawę obiektów, oświadczył, że ich nie zwolni. Umowa wygasła z końcem ubiegłego roku. Najpierw pozew został złożony w miejscowym sądzie. Potem Jerzy Borowski przeniósł go Kielc, ostatecznie sprawa wróciła do Sandomierza.

Dlaczego mimo zakończenia umowy dzierżawy Polskie Towarzystwo Turystyczno Krajoznawcze nie opuszcza obiektów? Dysponuje dokumentami, z których - jak twierdzi Marek Juszczyk - wynika, że oddział ma tytuł prawny do władania obiektami.

- W 1927 roku magistrat wydał Polskiemu Towarzystwu Krajoznawczemu pozwolenie na remont Bramy Opatowskiej i wybudowanie wejścia na szczyt "dla opłaty na rzecz towarzystwa", a zatem przekazano nam ten obiekt - informuje Marek Juszczyk.

- Potem, w okresie rewaloryzacji Sandomierza, pozyskiwaliśmy pieniądze i łożyliśmy je na wybudowanie nowej atrakcji turystycznej, jaką jest podziemna trasa. Jest dokument stwierdzający: "przekazuje się nieodpłatnie trasę podziemną Polskiemu Towarzystwu Turystyczno - Krajoznawczemu" - kontynuuje prezes.

Polskie Towarzystwo Turystyczno Krajoznawcze, jak podkreślają jego członkowie, cały czas ponosiło nakłady związane z utrzymaniem obiektów.

MIASTO WYCOFAŁO POZEW

Działacze Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego we wtorek po południu złożyli w Sądzie Rejonowym w Sandomierzu wniosek o wydanie tymczasowego zarządzenia dotyczącego możliwości użytkowania obiektów. Miałoby ono obowiązywać do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia w sprawie bramy i trasy.

Tymczasem, jak poinformował w wydanym niedługo później oświadczeniu pełnomocnik miasta Marcin Dębiński, w związku z odzyskaniem obiektów, gmina wycofała pozew. Obie atrakcje zostały przekazane w zarząd Sandomierskiemu Centrum Kultury.

Marek Juszczyk przyznał, że nie wie jeszcze, jakie kroki w związku z decyzją władz, podejmie Polskie Towarzystwo Turystyczno Krajoznawcze. Zapowiedział, że jego organizacja nie zrezygnuje z obiektów. Nie opuści również Bramy Opatowskiej, jeśli będzie taka potrzeba, będzie pełnić tam dyżury.

PIENIĄDZE, PIENIĄDZE

Burmistrz Jerzy Borowski był we wtorek nieuchwytny. Nie odbierał telefonu. Stanowiska w sprawie bramy i trasy nie zajęła jego zastępczyni Ewa Kondek. Pełnomocnik gminy ograniczył się do wydania oświadczenia.

"(…) oświadczamy, że nie jest prawdą, iż ktokolwiek w imieniu Gminy Miejskiej Sandomierz dokonywał bezprawnej wymiany zabezpieczeń obu wyżej wymienionych obiektów. Z przykrością musimy potwierdzić, iż tego typu bezprawne działania dokonane zostały przez przedstawicieli Oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego w Sandomierzu (…). Nadmieniamy, że Prokuratura Rejonowa w Sandomierzu wszczęła postępowanie karne, które toczy się w przedmiocie przywłaszczenia prawa majątkowego" - czytamy w oświadczeniu.

Przejęcie bramy i trasy przez miasto magistrat uzasadnia troską o miejskie dochody. "(…) oferta oddziału PTTK w Sandomierzu została odrzucona, gdyż oferowana miastu kwota stanowi jedynie ¼ realnych dochodów rocznych" - czytamy dalej w oświadczeniu.

Podłożem konfliktu między Polskim Towarzystwem Turystyczno Krajoznawcze a miastem są najprawdopodobniej właśnie pieniądze. Jerzy Borowski powtarzał wielokrotnie, że samorząd nie ma rzetelnych informacji na temat wpływów z obu obiektów. Mówił wręcz, że towarzystwo celowo zaniża dane na temat liczby turystów korzystających z atrakcji po to, aby wpłacać mniej do miejskiej kasy.
Polskie Towarzystwo Turystyczno Krajoznawcze przekazywało miastu z tytułu dzierżawy obiektów 250 tysięcy złotych rocznie. Gdy pod koniec ubiegłego roku ważyła się sprawa przedłużenia umowy, zaproponowało kwotę dwukrotnie wyższą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Turystów witają... kłódkami i łańcuchami. Wojna o zabytki i… wielkie pieniądze w Sandomierzu - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie