Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W ogniu pytań. Proces domniemanego podpalacza z Wrzaw

Marcin RADZIMOWSKI
Marcin Radzimowski
Jeszcze tylko dwaj policjanci złożą zeznania przed Sądem Rejonowym w Tarnobrzegu, w procesie 21-latka z Wrzaw (powiat tarnobrzeski), oskarżonego o dokonanie dwóch podpaleń wózków dziecięcych w Gorzycach i serię podpaleń zabudowań we Wrzawach.

Jeśli nie będzie nowych wniosków dowodowych, na najbliższym posiedzeniu sądu zapadnie wyrok.
Wczoraj przed sądem stanęło czworo świadków, istotnych dla sprawy informacji dostarczyli jedynie dwaj z nich - ksiądz proboszcz wrzawskiej parafii (na schodach kościoła znaleziono atrapę bomby) oraz właściciel uprawy wikliny, którą kilka lat temu ktoś podpalił (sprawa nie była zgłaszana na policję).

NACISKÓW NIE BYŁO

W krzyżowym ogniu pytań stanął przede wszystkim ksiądz proboszcz, który początkowo złożył wniosek o ściganie sprawcy podłożenia atrapy bomby przy kościele, przed rozpoczęciem procesu jednak wycofał wniosek. Wczoraj, odpowiadając na pytania prokuratora, tłumaczył się ze swoich decyzji. Proboszcz zeznał, że nie było na niego nacisków ze strony rodziców oskarżonego i w gruncie rzeczy atrapa nie przypominała ładunku wybuchowego. Zgłosił sprawę na policję, gdyż tamtego dnia przebywał poza Wrzawami (został powiadomiony o atrapie telefonicznie) i wówczas nie widział jeszcze samej atrapy.

Odpowiadając na pytania zadawane z kolei przez obrońcę 21-latka ksiądz mówił, że policjanci rozmawiając z nim kilkukrotnie powtarzali, żeby złożył wniosek o ścigania sprawcy, gdyż zależy im na zatrzymaniu podpalacza. - Wycofałem wniosek, bo nie czułem się zagrożony. Gdybym tę atrapę ja znalazł, pewnie wyrzuciłbym ją i nawet nikomu głowy tym nie zawracał - mówił kapłan.

WIKLINA W OGNIU

Drugi z istotnych świadków - właściciel pola z wikliną, wrócił wczoraj wspomnieniami do okresu sprzed kilku lat.

- Nie pamiętam, kiedy to było, może z dziesięć lat temu. Przejeżdżałem po polu traktorem i zauważyłem, że coś się pali w rosnącej wiklinie - mówił emerytowany strażak zawodowy. - To był taki chochoł, jakieś szmaty owinięte na wbitym paliku. Ugasiłem tego chochoła. Wiklina jeszcze się nie zapaliła, więc pomyślałem, że podpalacz może być gdzieś blisko.

Mężczyzna wspominał, że skontaktował się telefonicznie z żoną, prosząc, aby samochodem przejechała z drugiej strony pola.

- Zanim żona tam dojechała, ja sam traktorem tam pojechałem. Zobaczyłem chłopca, który jakby uciekał - zeznawał świadek. - Zajechałem mu drogę i zatrzymałem go. Wtedy przyjechała żona. Początkowo on twierdził, że nie podpalił wikliny ale potem się przyznał, powiedział też jak się nazywa (świadek powiedział imię i nazwisko oskarżonego przyp. autor). Ja znałem jego ojca. Wtedy nie zgłaszałem sprawy na policję, bo w sumie strat tam nie było.

Właściciel pola z wikliną mówił też o drugim podobnym przypadku, kiedy to któregoś dnia przejeżdżając po polu zobaczył ogień. Paliły się trzciny w odległości około 30 metrów od wikliny.

- Zobaczyłem w odległości dwustu, trzystu metrów uciekającego chłopca. Biegł od miejsca, gdzie paliła się trzcina. Pojechałem za nim traktorem, on wbiegł na posesję należącą do (świadek powiedział imię i nazwisko ojca oskarżonego przyp. autor). Powiedziałem wtedy jego ojcu, żeby pilnował syna - zeznawał świadek.

SYN BYŁ W OGRODZIE

Z wersją przedstawioną przez właściciela pola z wikliną nie zgodził się wczoraj ani oskarżony 21-latek, ani jego ojciec. Sąd przychylając się do wniosku obrońcy, zarządził konfrontację ich obydwu ze świadkiem.

- Wtedy przy pierwszym podpaleniu to nie świadek mnie zatrzymał tylko jego żona, w odległości kilometra od wikliny. Siedziałem tam sobie tylko przy drzewie - przekonywał oskarżony. - Powiedziałem, jak się nazywam i pokazałem ręce, bo świadek chciał sprawdzić, czy nie są czarne od dymu i sadzy.
Ojciec oskarżonego zapewnił z kolei, że w czasie, gdy doszło do podpalenia trzcin obok wikliny, jego syn był na posesji, w ogrodzie.

- Syn cały czas był i nigdzie się nie oddalał, więc nie mógł niczego podpalić - zeznał ojciec.
Po przesłuchaniu świadków sąd przychylając się do wniosku prokuratora przedłużył okres tymczasowego aresztowania oskarżonego, rozpoznał także szereg wniosków dowodowych zgłoszonych przez obrońcę oskarżonego. Chodziło przede wszystkim o przesłuchanie kilkunastu osób. Spośród wniosków sąd uwzględnił jeden, dotyczący przesłuchania dwóch policjantów z gorzyckiego komisariatu, pozostałe oddalił uznając, iż nie wniosą niczego nowego do sprawy (osoby były już przesłuchiwane) lub w ogóle nie mają ze sprawą nic wspólnego.

Najbliższe, prawdopodobnie ostatnie posiedzenie sądu w tym procesie, zaplanowano na 23 października.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie