Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wciąż gorąco w mieleckim pogotowiu

Aneta Dyka-Urbańska
Sytuacja w pogotowiu jest skomplikowana. Grupa pracowników mówi, że związek ma popierać tylko tych, którzy mają zdanie takie jak zarząd związku. - Czas, aby w mediach pojawił się wreszcie także nasz głos - mówi ta część załogi, która odcina się od związku.
Sytuacja w pogotowiu jest skomplikowana. Grupa pracowników mówi, że związek ma popierać tylko tych, którzy mają zdanie takie jak zarząd związku. - Czas, aby w mediach pojawił się wreszcie także nasz głos - mówi ta część załogi, która odcina się od związku. A. Dyka-Urbańska
Jaka jest druga strona medalu? Nasi reporterzy dotarli do pracowników stacji, którzy twierdzą że ciągłym zawirowaniom w placówce winni są związkowcy.

Grupa około 40 osób z 86 pracujących w pogotowiu przerywa milczenie. Chce ogłosić, że Związek Zawodowy Ratowników Medycznych nie mówi ich głosem.

Związek zawodowy jest od ponad roku w ostrym konflikcie z dyrektorem stacji Zbigniewem Boberem. Związkowcy organizowali między innymi manifestację. Domagali się zwolnienia dyrektora. Ma on wprowadzać atmosferę strachu "szastając" naganami czy narażając związkowców na koszty związane z wykonywaniem dodatkowych badań lekarskich.

- I taki przekaz idzie w świat. W mediach i na sesji Rady Powiatu pokazuje się pogotowie jako istne piekło. Pacjenci się boją, że to się odbije na nich, bo znerwicowany medyk popełni błąd. To niedopuszczalne, żeby jedna grupa ciągle wypowiadała się w imieniu całej załogi i to w takim tonie - mówi pielęgniarka mieleckiego pogotowia. Młody ratownik medyczny dodaje: - Nikt nas nie terroryzuje. Po prostu wymaga się tu rzetelnego wypełniania obowiązków. Nikt nie zażądał abym zrobił coś, co mnie przerasta albo poniża - informuje.

TO MANIPULACJA

Dyrektor tłumaczy, że związek dopuszcza się manipulacji. Podaje przykład: - Kierowca był na zwolnieniu chorobowym. Ma schorzenie, które może doprowadzać do zasłabnięć. Gdyby doszło do tego podczas akcji ratunkowej, skutki byłyby katastrofalne. Chciałem przeprowadzić dodatkowe badania. Wykorzystano to przeciwko mnie, sugerując, że dręczę związkowca, narażam na koszty. To nie on płacił za te badania, tylko zakład pracy. A ja muszę wiedzieć, w jakim on jest stanie. Jeśli będzie niedysponowany za kierownicą to mnie rozliczą z tego, że wiedząc na co cierpi, nie monitorowałem jego stanu - informuje dyrektor.
ZWIĄZEK TO NIE MY

Związkowcy w piśmie do parlamentarzystów tłumaczą, że w pogotowiu robi się wszystko, aby ludzie byli w stosunku do siebie nieufni, podejrzliwi. Część pracowników uważa, że związkowcy są hipokrytami. - Każdy, kto wyrazi zdanie inne od nich jest szykanowany. Dostaje do domu pisma z groźbami oddania sprawy do sądu lub prokuratury, bo "rozgłasza nieprawdziwe informacje". Ich zdanie to niby ta cała prawda - denerwuje się pracownica pogotowia. Mirosław Łuc, zastępca przewodniczącego związku, tłumaczy, że przynależność związkowa nie jest obowiązkowy. Dorośli mają prawo mieć własne stanowisko. Szanuje je.

- Tak? To dlaczego np. bliżsi współpracownicy dyrektora mają auto zasypane szczelnie brudnym śniegiem, poprzebijane opony a do ich aut wlewany jest śmierdzący koktajl leków? - pyta pracownik pogotowia. Inny, ratownik medyczny, tłumaczy: - Wypisałem się ze związku nie dlatego, że ktoś na mnie naciskał, jak rozgłaszają związki. Jestem człowiekiem energicznym, młodym, chcę się rozwijać. Związkowcy myślą tylko o tym, żeby znaleźć nowy problem. Miałem dość - tłumaczy. - Na razie możemy się odciąć od związków tylko pisząc pisma, w których zrzekamy się reprezentowania nas przez związek. Ale może powstanie drugi - tłumaczy pracownik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie