Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszędzie czyhała śmierć

/WK/
Maria Leżańska pół roku pracowała w Iraku. Od kilku dni jest w domu z rodziną.
Maria Leżańska pół roku pracowała w Iraku. Od kilku dni jest w domu z rodziną. W. Kamińska
Aby zobaczyć pielgrzymkę Arabów do Karbali, pani Maria musiała założyć hełm, kamizelkę kuloodporną i zabrać ze sobą broń
Aby zobaczyć pielgrzymkę Arabów do Karbali, pani Maria musiała założyć hełm, kamizelkę kuloodporną i zabrać ze sobą broń W. Kamińska

Aby zobaczyć pielgrzymkę Arabów do Karbali, pani Maria musiała założyć hełm, kamizelkę kuloodporną i zabrać ze sobą broń
(fot. W. Kamińska)

- Nigdy nie usłyszałam tylu komplementów, co z ust Arabów. - Na widok moich blond włosów, wystających spod hełmu, szeroko się uśmiechali i machali do nas. Ale raz, jak też pomachałam, jeden przejechał ręką po szyi, jakby chciał podciąć mi gardło - wspomina Maria Leżańska ze Stalowej Woli, która przez pół roku pracowała na misji stabilizacyjnej w Iraku. Od kilku dni jest w domu z rodziną i synkiem.

Do pracy w Iraku pani Maria trafiła z ogłoszenia. Mimo że skończyła studia, zna dwa języki, przez rok nie mogła znaleźć pracy. Miała dość siedzenia w domu na bezrobociu. Zgłosiła się do wojska, gdzie potrzebowali analityka medycznego. Po rozmowie wstępnej miała jechać do Syrii. Po trzech dniach okazało się, że miejscem jej pracy będzie polska baza koło Karbali w Iraku.

- Mama wiedziała, że nawet, jeżeli położy się w progu i poprosi, abym nie jechała to i tak pojadę, ale zaskakująco łatwo przyjęła moją decyzję. Synka przekonałam, że nic mi nie grozi, bo cały czas będę w bazie. Sama w to wierzyłam - opowiada pani Maria.

To jednak nie do końca było prawdą. Nawet schrony, jak się później okazało, nie ochroniłyby jej od moździerzy. Niebezpieczeństwo nieśli też szaleńcy samobójcy, którym, jak opowiadali koledzy z poprzednich misji, udawało się czasami wedrzeć na teren bazy. Największe niebezpieczeństwo wiązało się jednak z jej opuszczeniem. Ale, według pani Marii, było to konieczne dla zachowania zdrowia psychicznego. Ona zdecydowała się na to tylko dwa razy. Chciała zobaczyć Babilon. Ale nawet jadąc w konwoju musiała liczyć się ze śmiercią. Aidiki, ręcznie robione przez Arabów bomby, podkładane na drogach, zabiły najwięcej Polaków.

Od kilku dni stalowowolanka jest już w kraju z rodziną i synkiem. Cieszy się, że wróciła i ze łzami w oczach wspomina śmierć kolegi. Wierzy, że takie było przeznaczenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie