ZOBACZ TAKŻE:
Powstaniec apeluje do prezydenta: Niech pan utnie chamską działalność IPN
(Dostawca: x-news)
Zorganizowany w środę protest był legalny. Czesław Krzysztof Obara miał zgodę na pokojową manifestacje od miasta. Stanął przy wejściu do Sądu Rejonowego i gwizdał. W ziemię wbił transparent z napisem „Kiedy prawo i sprawiedliwość będzie w Polsce” oraz trzymał karton z napisem „żądamy prawa, które będzie nas bronić”.
- Instytucje państwowe kpią sobie ze skrzywdzonych obywateli: kobiet, dzieci, w podeszłym wieku, schorowanych w ich naiwność w prawo i sprawiedliwość pobłażając tym samym przestępcom, którzy unikają odpowiedzialności i kary za swoje przestępcze czyny. Państwo bagatelizuje ofiary przestępstw-gwałtów, które powinno „stojąc na straży prawa” zaniżając, zawieszając lub umarzając kary dla odpowiedzialnych za te czyny - tłumaczy głośno, jakby nie był pewny, że jest dobrze słyszany.
A konkretnie ma pretensje, że - jak to tłumaczy - żadna instytucje nie jest w stanie zmusić oszustów do odpowiedzialności i uregulowania praw własności zakupionej od nich nieruchomości przez jego szwagra Marka Golacha. „Ci oszuści wyłudzili na nią począwszy od 28 października 2004 roku 42 tysiące złotych” - stwierdza. Sprawa dotyczy kupna domu i zajmowały się tym sądy. Z wynikiem, który nie satysfakcjonuje Obary i jego szwagra.
- Żadna instytucja stojąca na straży „prawa i sprawiedliwości” nie jest w stanie zmusić oszustów do odpowiedzialności i uregulowania praw do sprzedanej przez nich własności - denerwuje się Obara.
Protest Obary trwał w środę od godziny 9 do 13. Przez ten czas gwizdał gwizdkiem co miał sił w płucach. Uporczywego gwizdania mieli dość pracownicy Poczty Polskiej. Wezwali policjantów. Policjanci wylegitymowali Obarę, sprawdzili, że ma zezwolenie na dwuosobowe zgromadzenie i protest. Spisali go i dali mu spokój. A ten gwizdał dalej, aż do zakończenia protestu, którym zdaje się nikt się nie przejął.
Czesław Krzysztof Obara to barwna postać. Przed pięcioma laty eksplodował w Stalowej Woli konflikt związany z nielegalnym postawieniem krzyża na „kokoszej górce” na osiedlu Młodynie. W czerwcu 2012 roku w nocy Krzysztof Obara, mieszkający w parafii Opatrzności Bożej, która rościła sobie prawo do krzyża, wykopał krzyż i przewiózł go na swoją posesję w Zaklikowie, gdzie buduje paradny dwór.
- Stalowa Wola będzie nareszcie miała spokój z krzyżem. Po złożeniu wyjaśnienia na komisariacie w sprawie krzyża, poczułem ulgę, odzyskałem spokój, włączyłem radio w aucie na cały regulator, czego nigdy nie robiłem. Teraz będę spokojnie spał - powiedział uśmiechnięty Czesław Krzysztof Obara, proponujący, aby nazywać go Krzysztofem i deklarujący się jako ateista od dziecka. W końcu oddał krzyż parafii, przewożąc go na dachu swojego auta. I sprawa krzyża została rozwiązana.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?