OGLĄDAJ TAKŻE: Cztery strony świata: W Niemczech może ziścić się scenariusz pozytywny dla Polski
(Źródło:vivi24)
- Mało kto dawał mi szansę na odzyskanie zakładu - wspomina uradowany. Nawet jego rodzina miała wątpliwości. Kilka kancelarii adwokackich odmówiło mu prowadzenia sprawy, uznając, że nie ma szans w sądzie na unieważnienie aktu notarialnego. W końcu dostał pomoc od kancelarii ze Stalowej Woli.
O Wiesławie Wojtasie można powiedzieć, że jest specjalistą od radzenia sobie ze sprawami, które wydaja się nie do wygrania. To legendarny działacz „Solidarności” w Hucie Stalowa Wola. Był tym, który nadstawiał głowę i prowadził ostatni strajk nazywany „gwoździem do trumny komunizmu”. Jako biznesmen w wolnej Polsce poniósł klęskę, ale właśnie - wszystko na to wskazuje - jest na najlepszej drodze do odrobienia strat.
- Jeszcze nie ochłonąłem po wyroku, który przyznał mi rację. Ciągle powtarzam „ale jaja, ale jaja” - mówi uradowany. Szacuje, że teraz przez dwa lata będzie odzyskiwał zakład, który stracił na rzecz wspólnika, z którym się zbyt pochopnie związał. W tej sprawie przez pięć lat były niezwykłe zwroty akcji, nadające się na fascynujący serial.
- Do 2008 roku było dobrze - przyznaje. Kręgosłup przetrącił mu światowy kryzys w konstrukcjach spawanych i gwałtowny spadek zamówień. Utracił płynność finansową. I wtedy skorzystał z oferty biznesmena, z którym prowadził interesy. Biznesmen zaproponował mu przejęcie udziałów w zamian za pomoc w uzyskaniu kredytów. Umowę zawarto u notariusza. Wojtas stał się mniejszościowym udziałowcem spółki o nazwie Stalwo, ale na stanowisku prezesa. - Nie zdawałem sobie sprawy, że wchodzę w zastawioną od dawna sieć - mówi.
W nowym układzie Wojtas szybko poczuł się odsunięty od spraw finansowych. Większościowy udziałowiec - jego zdaniem - od początku dążył do likwidacji spółki i jej sprzedaży, doprowadzając do nadmiernego zadłużenia, aby odciążyć swoje spółki. Miał się na tym obłowić, w grę wchodziło 1,5 miliona złotych zysku. Na początku 2013 roku, cztery miesiące po wejściu nowego udziałowca, ogłoszona została likwidacja spółki Stalwo, a Wojtas i jego syn, któremu przekazał udziały, dostali zakaz wchodzenia do zakładu. - Dali mi tylko zgodę, żebym wziął psy - mówił. - Było tak, że czasami w kieszeni miałem tylko trzy grosze - wspomina lata czekania na sprawiedliwość. A sprawy sądowe to było falowanie, Wojtas wygrywał i przegrywał. W końcu w rzeszowskim Sądzie Administracyjnym zapadł ostateczny wyrok - akt notarialny został unieważniony. Teraz powalczy o zabranie tego, co mu podstępem zabrali „prześladowcy” - jak ich nazywa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?