Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnia po polsku, czyli na celowniku „Tajnego Detektywa”

Bożydar Brakoniecki
Tajny Detektyw był pismem o bardzo dobrej jakości
Tajny Detektyw był pismem o bardzo dobrej jakości Domena Publiczna
„Tajny Detektyw” był „Ilustrowanym Tygodnikiem Kryminalno-Sądowym”, potocznie zaś można go określić brukowcem, z lubością opisującym zbrodnie i skandale obyczajowe.

Wydawany był w latach 1931-1934, czyli stosunkowo krótko, przez potentata prasowego Mariana Dąbrowskiego. Miał ambicje polityczne, ale i naukowe. Zniknął z kiosków w chwili, gdy do inspirowania się tygodnikiem przyznali się oskarżeni w pewnym procesie o zabójstwo.

Drastyczne zdjęcia

„Podróż świąteczna, mająca zawieść podróżnych do rodzin na wieczór wigilijny, stała się jakby upiorną zbiorową egzekucją. Wszystkie wagony (drewniane) rozsypały się w miazgę, grzebiąc podróżnych na zawsze. Kawałki drzewa, odłamki szyb, walizki i ciała ludzkie stanowiły tu jedną masę zroszoną krwią i marznącą w oczekiwaniu pomocy, niedostatecznej. Żadne pióro nie zdoła opisać grozy sytuacji ani obrazu, który przedstawił się oczom wszystkich. Rozbryzgane mózgi, zapach krwi, straszne okrzyki konających, przygniecionych przez odłamki…” - cytował „Detektywa” w 2015 r. Piotr Osęka w tekście „Najkrwawszy detektyw II RP. Historia prasowa”.

Rzecz traktowała o katastrofie kolejowej, która wydarzyła się 23 grudnia 1933 r. w pobliżu francuskiego miasteczka Lagny. Pisały o niej wszystkie polskie gazety. Przedstawiano okoliczności zderzenia pociągów, podawano liczbę ofiar, przytaczano dotychczasowe ustalenia śledztwa. Jednak tylko jedno pismo, właśnie „Tajny Detektyw”, zamieściło reportaż z miejsca z katastrofy. Jego próbka dobrze pokazuje, jakim stylem posługiwali się jego dziennikarze i jakie emocje wywoływał u czytelników.

Redaktorzy „Detektywa” dalekim łukiem omijali bowiem dystans i umiarkowanie. Przeciwnie, bez skrupułów przedrukowywali przy okazji co bardziej drastyczne zdjęcia z akt śledztwa przedstawiające zwęglone zwłoki w stanie rozkładu, pocięte nożem czy zakrwawione od ran postrzałowych. Bulwarówka odniosła dzięki temu ogromny sukces, a i dziś jest wspaniałym źródłem dla badaczy historii społecznej.

Świetna grafika

Technicznie wyglądało to tak, że w każdym numerze pismo publikowało kilka do kilkunastu reportaży dotyczących spraw kryminalnych prowadzonych przez polski wymiar sprawiedliwości, opisanych sugestywnym, niestroniącym od opisów okrucieństw językiem. „Reportaże dotyczyły zarówno świata przestępczego, jak i historii z życia wyższych sfer. Artykuły były pisane w oparciu o relacje świadków i akta śledztw. Każdemu artykułowi towarzyszyły liczne zdjęcia, w tym portrety przestępców, fotografie z wizji lokalnej, zdjęcia narzędzi zbrodni, zdjęcia ofiar morderstw, wypadków i samobójstw” - pisał Osęka.

W pierwszym numerze redakcja tygodnika przedstawiła swoje credo: walka z przestępczością. Oczywiście na miarę swoich możliwości, czyli przez dostarczanie czytelnikom wiadomości z dziedziny kryminalno-sądowej (…); donoszenie o przebiegu rozprawy i ogłaszaniu zdjęć z procesów, umożliwienie całemu społeczeństwu korzystania z siły wychowawczej jawnego wymiaru sprawiedliwości. Redakcja, piórem naczelnego, deklarowała swym odbiorcom „materiał najlepszy pod względem dziennikarskim, zaopatrzony w doskonałe zdjęcia, niezamknięty w ramach jednego kraju, lecz wybiegający poza granice i obejmujący świat cały”.

Trzeba przyznać, że „Tajny Detektyw”, przynajmniej na początku, nie oszczędzał nikogo. Przekonali się o tym np. funkcjonariusze stołecznego Urzędu Śledczego, którzy dali się skorumpować miejscowym aferzystom, oraz nieuczciwi przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. Ale ponieważ przed wojną nie było problemów z ochroną danych osobowych, ich wizerunki, imiona i nazwiska, a nawet dokładne adresy zamieszkania zamieszczano na łamach gazet.

Naukowe ambicje

Rzeczą charakterystyczną da „Tajnego Detektywa” były wycieczki w stronę historii kryminalistyki, co było dowodem paranaukowych ciągot redaktorów, a co za tym idzie także Dąbrowskiego. Oto w nr 38 z 1932 r. zamieszczono tekst „Trucicielstwo w dawnem polskiem prawie karnem”, podpisany przez niejakiego Adam de Checa: „Gdy królowa Bona przyjechała do Polski, sztuka przyrządzania trucizn przeniosła się z Włoch do nas. W aktach Tomickiego znajduje się wzmianka, że pierwsza żona Zygmunta Augusta, Elżbieta, została otruta, czy tak było w istocie, dzisiaj, nie posiadając dowodów ekspertyzy, trudno decydować. Stryjkowski w swojej kronice na str. 749 zaświadcza wyraźnie, że i druga żona Zygmunta Augusta, sławna Barbara Radziwiłłówna, wdowa po Gasztołdzie, otruta została przez zdradzieckiego Włocha. Nowsze jednak badania wykazują wręcz co innego: mianowicie, że Barbara umarła na raka”.

Z kolei w nr 50 pojawił się artykuł dr. Seweryna Gottlieba „Co o samobójstwach sądzili starożytni”. Czytamy w nim: „Plutarch, wielki historyk, nazwał samobójstwo eutanazją, piękną śmiercią, zaś filozof Plato i jego uczniowie gorąco ją zwalczali, nauczając, że jak żołnierzowi z posterunku, nie wolno człowiekowi z życia uciekać. A mimo to wielbiciel Platona, wielki mówca Demostenes, dobrowolnie odebrał sobie życie jako 90-letni starzec, w drodze na igrzyska olimpijskie. Pitagoras, słynny matematyk, już jako sędziwy starzec, 40-dniowym postem spowodował śmierć samobójczą. Głośna szkoła filozofów t. zw. cyników, jawnie i publicznie zachęcała do samobójstwa, a Hegesias, filozof innej szkoły, w specjalnej rozprawie przeciwstawiał nędzę życia korzyściom i blaskom dobrowolnego zgonu”.

Król prasy

Przyjrzymy się Marianowi Dąbrowskiemu, dziennikarzowi, przedsiębiorcy, założycielowi wydawnictwa Ilustrowany Kuryer Codzienny, największemu magnatowi prasowemu w Polsce międzywojennej, a także właścicielowi „Tajnego Detektywa”. Swoje pierwsze pismo założył w 1910 r. był to - „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, czyli popularny IKaC. Dokładnie 18 grudnia 1910 r. ukazał się pierwszy numer nowej gazety, która osiągnęła niebywały nakład 180 tys. egzemplarzy.

Dąbrowski w 1914 r. przejął także „Nowiny”, a w roku 1918 przystąpił do budowy własnego koncernu prasowego poprzez rozbudowę istniejących i budowę nowych oddziałów terenowych. W sumie stworzył ich 11, m.in. w Łodzi, Lwowie, Katowicach, Zakopanem, Toruniu i Warszawie.

Urzędował po pańsku w krakowskim Pałacu Prasy przy ul. Wielopole 1. W 1932 r. wartość jego koncernu była szacowana na 1,5 mln dolarów (ok. 13 mln 350 tys. ówczesnych złotych) zatrudniał 1400 pracowników, wydawał „Ilustrowany Kurier Codzienny” oraz 5 ilustrowanych tygodników w nakładzie 200 tys. egzemplarzy. Wśród tygodników był „Światowid”, „Wróble na dachu”, nasz „Tajny Detektyw” i „Na Szerokim Świecie”.

Ale to nie wszystko: W latach 1921-1935 Dąbrowski był posłem na Sejm II RP, początkowo z listy PSL „Piast”, potem z listy BBWR. Od 1926 r. określał siebie jako „zwolennika sanacji”. Wiele lat był również radnym miasta Krakowa, fundował nagrody dla młodych malarzy i wspierał finansowo budowę nowego gmachu dla Muzeum Narodowego. W 1925 r. przed Pomnikiem Grunwaldzkim ufundował Pomnik Nieznanego Żołnierza. Wybuch wojny okazał się dla niego katastrofą zawodową i finansową. Na emigracji szybko wyczerpały się jego zasoby oszczędności. Zapomniany, ubogi, bez jakichkolwiek środków do życia zmarł po 19 latach poniewierki w USA, w dzień swoich 80. urodzin, 27 września 1958 r.

To koniec

Tygodnik usiłował sprawiać wrażenie bez mała agendy państwowej, pożytecznego społecznie organu, który przypadkiem tylko napędza zysk prywatnemu koncernowi medialnemu. Choć czasopismo było bardzo dochodowe, zostało jednak zamknięte z powodu oburzenia społecznego i nacisków na wydawcę, któremu zarzucano, że publikacje tygodnika miały mieć zły wpływ na młodzież. Epatowanie okrucieństwem i półpornograficzny charakter pisma spowodowały ostrą krytykę ze strony Kościoła, prawicy i Policji Państwowej.

Na „Tajnego Detektywa” ciskano gromy jako na rozsadnik zbrodni i perwersji. Nawet ks. Stefan Wyszyński, późniejszy prymas, a wówczas szef katolickiego periodyku „Ateneum Kapłańskie”, wytaczał w nim sążniste filipiki przeciwko zepsuciu społeczeństwa, którego dopuszczał się Dąbrowski.

Ostatecznie pismo zamknięto w początkach 1935 r. Niszę po „Tajnym Detektywie” zajął lustrowany magazyn tygodniowy „As”: salonowe, grzeczne i kulturalne pismo dla pań z towarzystwa, o nakładzie 50 tys. sztuk. Tematyka zbrodni i kryminału pojawiała się w nim jedynie sporadycznie.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zbrodnia po polsku, czyli na celowniku „Tajnego Detektywa” - Portal i.pl

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie