O oskarżonym opowiadał sądowi między innymi dyrektor do spraw wychowawczych z Gimnazjum w Gorzycach, do której to szkoły kilka lat temu 21-latek chodził.
- Osobiście go nie uczyłem, ale miałem kontakt z nim i z jego matką po kilku skrajnych incydentach z jego udziałem. Gdy był w pierwszej klasie jednemu z uczniów podczas lekcji wychowania fizycznego zginał zegarek - wspominał dyrektor. - Został odnaleziony, był ukryty i sprawca prawdopodobnie zamierzał go potem wynieść. Wziąłem ten zegarek na długopis, żeby nie dotykać i wszedłem do klasy. Powiedziałem, że policja zabezpieczy na nim odciski palców.
Wówczas oskarżony wstał i przyznał się, że to on ukradł zegarek. Wczoraj jednak złożył oświadczenie: - Nie ja go ukradłem, ale kiedy świadek przyszedł z tym zegarkiem do klasy zrobiłem się czerwony i to świadek z policją wymusili to przyznanie się do winy.
Kolejny incydent, jaki dyrektor zapamiętał, wydarzył się dwa lata później. Wtedy to oskarżony - wówczas uczeń trzeciej klasy, zadzwonił do szkoły z informacją o podłożonej bombie. Zarządzono ewakuację, bomby nie było.
- Następnego dnia policja poinformowała nas, że to Łukasz zadzwonił. Z jego matką kilkakrotnie rozmawiałem, zarówno po tej sprawie z zegarkiem jak i po alarmie bombowym - mówił dyrektor. - Ona podawała irracjonalne argumenty, zawsze winą obarczała inne osoby. Nigdy nie widziała winy u swojego syna.
Pedagog wspominał też w sądzie między innymi o pożarze suchych traw nieopodal szkoły (oskarżony był wtedy jakieś 150 metrów dalej) o dziwnych rysunkach jakie "tworzył" w zeszytach przedstawiających ogień, krew i jakieś postaci wreszcie o telefonie, jaki odebrał w sierpniu ubiegłego roku w domu.
- "Pan Janusz?" usłyszałem w słuchawce. Gdy odparłem, że tak to rozmówca powiedział, że są bomby w gimnazjum w Gorzycach, w domu kultury we Wrzawach i w sądzie w Tarnobrzegu i żebym zareagował. Powiadomiłem policję - zeznawał świadek. - Nie wiem, kto to dzwonił. Pracuję w tej szkole od ponad dziesięciu lat i jednego jestem pewien, że to był głos młodego człowieka stylizowany na kogoś starszego, z chrypką. Rozpoznałem także bardzo charakterystyczny akcent, to gwara wrzawska.
Inni świadkowie, którzy dobrze lub tylko z widzenia znają oskarżonego, mówili przede wszystkim o jego dziwnych zachowaniach. Zapamiętywali to, że kiedy szedł to charakterystycznie podskakiwał, robił fikołki a nawet stawał na rękach. Zupełnie obca kobieta, z którą oskarżony pracował w tym samym czasie w cegielni zeznawała w postępowaniu przygotowawczym, że 21-latek robił z gliny kule, rzucał nimi i kładł się na ziemi, jakby przed wybuchem granatu.
Tajemnicze telefony odebrał także w ubiegłym roku jeden z kierowców OSP we Wrzawach. Zeznał przed sądem, że ktoś dzwoniący z charakterystyczną chrypką informował o dwóch pożarach, których w rzeczywistości nie było.
- Kilka dni wcześniej były podtopienia we Wrzawach i wypompowywaliśmy niektórym ludziom wodę. Matka oskarżonego też chciała by u niej wypompować. Odmówiliśmy, gdyż nie było w tym przypadku takiej potrzeby - mówił świadek w czasie śledztwa (wczoraj podtrzymał zeznania). - Tego samego dnia wieczorem ona zadzwoniła do mnie i wyzywała mnie od ch…, mówiła też, "ch… jeszcze popamiętasz" ale nie wiem, co miała na myśli.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?