Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Źle się dzieje w Wielowsi. Tygodnie mijają, na polach stoi woda, a ludzie kłócą się o najmniejszą drobnostkę

Klaudia TAJS
Z możliwości zapisania się na pomoc mężczyzn z grupy interwencyjnej skorzystało wczoraj wielu powodzian.
Z możliwości zapisania się na pomoc mężczyzn z grupy interwencyjnej skorzystało wczoraj wielu powodzian. Klaudia Tajs
- Ludzie, czas się pogodzić i razem walczyć o naszą przyszłość, bo jak nie, to dary nadal będą szły na Sandomierz, na naszych polach będzie stała woda, a sąsiad sąsiadowi będzie wilkiem - stwierdziła część mieszkańców osiedla Wielowieś w Tarnobrzegu, którzy przyszli w czwartek na posesję swojego przewodniczącego Władysława Czopka.

Trzeci miesiąc po powodzi, do ludzi zaczyna powoli docierać, że jeśli sami sobie nie pomogą, nie pomoże im nikt. - Ja nie wiem, skąd wśród naszych mieszkańców taka zawiść - mówił rozgoryczony Władysław Czopek, przewodniczący osiedla. - Człowiek poświęca się jak może, puka gdzie tylko może, ale i tak jest określany jako ten zły i działający na szkodę mieszkańców. Ja mam z czego żyć. Już dawno bym to rzucił w cholerę, ale prezydent miasta prosił mnie, bym dotrwał dwa miesiące. Potem już nie będę kandydował.

DOBRY I ZŁY GOSPODARZ

W czwartek spotkanie na posesji przewodniczącego to pokłosie ostatnich publikacji prasowych. Pierwsza to materiał o tym, że na spotkaniu w domu osiedlowym został wybrany społeczny komitet pomocy powodzianom z Wielowsi. Z drugiego materiału mieszkańcy Wielowsi dowiedzieli się, że skoro nie chcą dodatkowych rąk do pomocy w porządkowaniu zalanych domów, przewodniczący zagospodarował trzech mężczyzn na swojej posesji przy pieleniu grządek i układaniu drewna. Trzeci materiał, który odbił się najszerszym echem po osiedlu, mówił o tym, że wśród mieszkańców osiedla rozdysponowano 35 pralek. Jednak lista z nazwiskami obdarowanych, która przez pięć dni była do wglądu u księdza, została zdjęta. Tymczasem zdaniem tych, którzy sprzętu nie dostali, lista powinna wisieć na tablicach ogłoszeń.

Siódma rano nie zniechęciła mieszkańców. Przyszło kilkadziesiąt osób. Starsi i młodsi. Przyszli ci, w oczach których Władysław Czopek jest dobrym gospodarzem i ci, którzy uważają, że powinien odsunąć się na bok. - Tu jest najwięcej krzykaczy, którzy nic nie stracili - mówiła jedna z kobiet, która określiła się jako reprezentantka miejscowego środowiska. - Wy to robicie po to, by wejść w politykę, zgnoić do końca, tak jak gnoiliście do tej pory. To są ludzie, którzy podjudzają innych, nic dla nich nie robiąc.

Piłeczka została natychmiast odbita. - To pani wydaje dary i jest z komitetu pomocy, który się samozwańczo powołał - wytknął kobiecie Janusz Barwiński.
Nagle do głosu doszedł starszy mężczyzna. Jerzy Sudoł swoje słowa skierował w stronę przewodniczącego Czopka. - Dzień po spotkaniu z radnymi przed domem osiedlowym było spotkanie z biskupem - wspomniał pan Jerzy. - Jedna z pań zapytała przewodniczącego, czy zaprosił prezydenta miasta. Pan Władysław Czopek powiedział, że rozmawiał z prezydentem, ale on nie będzie rozmawiał z taką hołotą jak w czwartek. To co, połowa Wielowsi, która przyszła na spotkanie z radnymi, to hołota, a 30 osób, które przyszło na spotkanie, to porządni ludzie? - Tak było, potwierdził Władysław Czopek.

- Ja też byłam na tym spotkaniu, ale wyszłam z niego - wtrąciła stojąca obok Teresa Lis. - Usłyszałam, że widocznie nie identyfikuję się z tym społeczeństwem. Czułam się na tym zebraniu jak na procesie beatyfikacyjnym naszego przewodniczącego. To nie było o powodzi, tylko o jego zasługach.

Dostało się także Tadeuszowi Czyżyckiemu, który wydaje dary. - Kiedy idę po dary, dostaję tylko ochłapy, a przecież ludzie tylko tego nie dają - narzekała Teresa Lis. - A ja, jak poszłam po dary, to usłyszałam, że jestem przybłędą - dodała inna kobieta. - Tutaj każdy jest przybłędą.

Obserwując zacietrzewionych mieszkańców, Władysław Czopek zaprosił wszystkich do pobliskiego domu osiedlowego, gdzie przy wspólnym stole usiedli Czopek, przedstawiciele komitetu społecznego pomocy i ci, którzy uważają, że podział darów i ludzi z grupy interwencyjnej nie zawsze jest taki, jak być powinien.

SKĄD TEN KOMITET

Spotkanie przy stole trwało ponad dwie godziny. Pierwszy temat, który trafił na tapetę, nawiązywał do społecznego komitetu pomocy, a dokładniej okoliczności jego powstania. - Jakiś czas temu w lokalnej gazecie ukazał się materiał o tym, jak to na zebraniu osiedlowym wybrano przedstawicieli do społecznego komitetu pomocy powodzianom - przypomniał Zbigniew Młodawski. - To dobrze, że komitet powstał, tylko że są ludzie, którzy chcieliby do niego należeć, a nie jest im dane, bo są niewygodni. Niewygodni z tego względu, że jakiś czas temu zorganizowali z radnymi spotkanie, po którym zwołano nadzwyczajną sesję Rady Miasta. Spotkanie, którego mimo wielu próśb nie zwołał Władysław Czopek.

Zbigniew Młodawski wytknął przewodniczącemu, że ten nie zawsze mówi prawdę, bo okazuje się, że spotkania, podczas którego mieszkańcy delegowali swoich przedstawicieli do komitetu pomocy powodzianom, nie było. - Kiedy kilka dni temu zapytałem pana Czopka, skąd się wziął ten komitet, odpowiedział, że żadnego komitetu nie wybierał, że sam się wybrał - mówił zdenerwowany mężczyzna.

O początkach zawiązania się społecznego komitetu mówiła Agnieszka Kopeć, która od początku angażuje się w organizowanie pomocy powodzianom z terenu Wielowsi. - Na początku, gdy przeszła fala powodziowa, pomagały siostry i ksiądz, my ich wspierałyśmy - mówiła. - Pisałyśmy coś na komputerze. Ale powoli rodził się bałagan. Dary były wydawane w kilku miejscach. Dlatego stworzyłyśmy jedną bazę danych. Każdy powodzianin ma swoją kartotekę, w której zapisujemy, co dostaje. Komitet zawiązał się na początku lipca. Informacje o jego powstaniu wisiały na tablicy ogłoszeń.

Komitet zbiera się dwa razy w tygodniu, w środy i soboty o godzinie 20. - Zapraszamy do współpracy wszystkich - zachęca Agnieszka Kopeć. I pana Młodawskiego, i pana Barwińskiego. Tych wszystkich, którzy chcą pomóc i tych, którzy wytykają nam niedociągnięcia. Uczymy się na błędach, a jesteśmy tylko ludźmi.

CORAZ MNIEJ RĄK DO POMOCY

Spotkanie miało rozwiązać także problem przydzielania mężczyzn z grupy interwencyjnej do pomocy przy usuwaniu skutków powodzi. Na posesji Władysława Czopka okazało się, że są tacy, którzy uważają, że dodatkowe ręce do pomocy są zbędne. - Przysyłając do nas mężczyzn z grupy interwencyjnej i osadzonych, robi się nam krzywdę, bo ludzie zdrowi siedzą przed sklepami, a ci za nich pracują - mówił Tadeusz Czyżycki.
Ale to jednostki, bo większość powodzian uważa, że trzy dni pomocy to zbyt mało na ogarnięcie bałaganu, jaki woda wyrządziła w domu i na podwórku. Dlatego wielu z nich kilkakrotnie zgłaszało się o siódmej rano do Stanisława Chmielowca, który rozdziela ludzi, by skorzystać z pomocy. Jednak wielokrotnie słyszeli, że potrzeby są tak ogromne, iż trzeba czekać. Przewodniczący Czopek przyznał, że o liście oczekujących nic nie wie, dlatego kiedy w ostatni poniedziałek nikt nie zgłosił się po mężczyzn, zagospodarował kilku z nich na swojej posesji.

Czwartkowe spotkanie pokazało jednak, że potrzeby w korzystaniu z dodatkowych rąk do pomocy są ogromne. - Ja jestem zalana i mam niepełnosprawnego męża - płakała Zofia Jadach. - Byłam po ludzi kilka razy i mówiłam, że mam zbiorniki pełne zboża i nie mogę tego wyciągnąć. Przewodniczący powiedział mi, żeby mąż usiadł na krzesełku i wygrabywał rękami. Tymczasem ci, którzy pracowali u mnie przez trzy dni, mówili mi: "Proszę pani, my tam (tu pada nazwisko) żeśmy róże plewili, a u pani tyle pracy". Ja za godzinę ludziom w czwartek siedem złotych płaciłam, bo mi kuli tynki. Nikt mi nie pomaga.

W czwartek na listę u Stanisława Chmielowca zapisało się kilkanaście osób. Inni zapewnili, że będą przychodzić, bo ich zdaniem, mycie okien w szkole podstawowej przez mężczyzn z grupy interwencyjnej, którzy wyręczają w pracy sprzątaczki, jest niesłuszne. Poza tym ludzie prosili o pomoc więźniów, którzy od 1 sierpnia już im nie pomagają. Dlaczego? - Bo podobno za pracę już musi im ktoś płacić, ale dokładnie nie wiem - stwierdził Władysław Czopek.
Te argumenty nie trafiły do Zbigniewa Młodawskiego, który zobowiązał się, że wykorzystując swoje dobre kontakty z dyrektorem Aresztu Śledczego w Nisku, sprowadzi do Wielowsi więźniów.
W rozmowie z zastępcą dyrektora Aresztu Śledczego w Nisku usłyszeliśmy w czwartek, że osadzeni mogą wrócić na teren Wielowsi. Nie będzie to już to tak liczna grupa jak poprzednio, bo część osób zakończyła odbywanie karę. Jednak dyrekcja aresztu czeka na sygnał od władz miasta, bo sama przed orkiestrę wyjść nie może.

SZARPANINA PRZY DARACH

Uczestnicy spotkania zaapelowali także do komitetu, przewodniczącego Czopka, a szczególnie do Tadeusza Czyżyckiego, odpowiedzialnego za wydawanie darów, o jasność i przejrzystość przy ich wydawaniu, bo ostatni podział pralek i brak informacji, do kogo trafił sprzęt, pokazał, że wśród mieszkańców zrodziły się domysły i oskarżenia o to, że podział był nie do końca uzasadniony. - Lista wisiała przez pięć dni u księdza i co dalej? - pytał Barwiński. - Dlaczego dziś ludzie nie mogą dowiedzieć się z tablicy ogłoszeń, kto dostał sprzęt. Dary nie są własnością ani sióstr, ani komitetu. To własność społeczna. Przecież to żadna tajemnica.
A jednak jest. Tak przynajmniej twierdzi Agnieszka Kopeć, która mówi, że po konsultacji z prawnikami okazało się, iż nazwiska obdarowanych nie mogą wisieć na tablicach przy ulicy. - Poza tym siostry zakonne zastrzegły, że ofiarodawca nie chce, by nazwiska obdarowanych zostały podane - dodała. - Jeśli ktoś przyjdzie do mnie i zapyta, kto dostał pralkę, zwrócę się do obdarowanego z pytaniem, czy zgadza się, by podać jego nazwisko. Pralki dostali ludzie najbiedniejsi i ci, którym trudno będzie podźwignąć się z tragedii. Listy z nazwiskami wywiesić nie możemy.

Zdaniem tych, co dzielą dary, paczki są robione po równo. Jeśli zabraknie oliwy, to wkład paczki jest rekompensowany poprzez ręczniki lub inne dary, które są na stanie magazynu. - Tadeusz Czyżycki, odpowiedzialny za podział darów, mówi, że podczas wydawania jest tylko w spodenkach. - By nikt mi nie zarzucił, że coś wynoszę - mówił. - Ludziom trudno dogodzić.
Jego słowa potwierdził Władysław Czopek, wymienił on po nazwisku mieszkankę, która po otrzymaniu koca kilka razy zwracała go ze względu na nieodpowiedni kolor. - Ludzie dostali po kilkadziesiąt mydeł, a dzień później przyszli znowu i pytali, czy będą mydła, po co im to, pytam - mówił przewodniczący. - Jak kurczaki u księdza wydawaliśmy, to ludzie się o mało nie stratowali. A jedźcie do Sobowa. Tam kolejka, każdy bierze, co jest, w rządku się ustawia. Nie ma zwad i kłótni.

Zdaniem przedstawicieli komitetu, ludzi, jak i Władysława Czopka, darów nadal jest zbyt mało. Powodzianie z Wielowsi z zazdrością patrzą na swoich sąsiadów, którzy właśnie odbierają pakiety wyposażenia domów, ufundowane przez Polską Akcję Humanitarną i firmę IKEA. - Do Sandomierza sznury tirów jadą, do nas rzadko zaglądają - mówiła na spotkaniu jedna z mieszkanek. - Jadą chemia, buty, nowa odzież. Jadą garnki i kołdry.

Dlatego powodzianie denerwują się, gdy idąc do magazynu tarnobrzeskiego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża, słyszą, że dziś dostaną tylko parapet. - Były drzwi, baterie łazienkowe i farba, tylko że nikt z władz Tarnobrzega nie wystąpił do Polskiego Czerwonego Krzyża o tę pomoc - mówi Teresa Lis. - Dlatego wszystko pojechało do gminy Gorzyce. Dlaczego o nas nikt nie walczy?!

MUSIMY WSPÓŁPRACOWAĆ

Agnieszka Kopeć, obserwując kłócących się ludzi, cały czas przypominała, że dziś nie miejsce na wzajemne oskarżenia. Prosząc o ciszę, przypominała, że za kilka tygodni zacznie się jesień, a darów będzie coraz mniej. Kilkakrotnie powtórzyła, że jeśli mieszkańcy Wielowsi nie połączą sił, nie schowają wzajemnych animozji do kieszeni, zostaną z niczym. - Dziś liczy się każdy dzień - mówiła. - Powinniśmy połączyć się i razem szukać pomocy. Nie tylko darów. Pozostaje temat zastoisk w wielu rejonach osiedla. Ostatnie deszcze pokazały, że przerwany wał w Koćmierzowie nadal nam zagraża. Najwyższy czas, by media nie mówiły o Wielowsi jako o dzielnicy Sandomierza. My tu mieszkamy, my tworzymy to osiedle, dlatego my musimy sobie pomóc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie