Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znany dziennikarz sportowy Andrzej Kostyra o zmarłym Lucjanie Treli: Mógł być polskim Tysonem tamtych czasów

Paweł Kotwica
Andrzej Banaś/Polska Press
- Urodził się za wcześnie. Gdyby boksował w dzisiejszych czasach, byłby polskim Mike’m Tysonem – o zmarłym we wtorek, 12 lutego 2019 Lucjanie Treli ze Stalowej Woli mówi znany dziennikarz specjalizujący się w boksie, Andrzej Kostyra.

Lucjan Trela urodził się 25 czerwca 1942 roku w Turbi w powiecie stalowowolskim. Jako młody człowiek trafił do sekcji bokserskiej Stali Stalowa Wola, choć wcześniej, w wieku trampkarza, uprawiał piłkę nożną. – Boks skusił mnie możliwością podróżowania. Jako piłkarz jeździłem jedynie po województwie. A gdy zapisałem się do sekcji bokserskiej, szybko pojechałem na obóz do ośrodka w Cetniewie. Wyjazd nad morze w tamtych czasach dla młodego człowieka to była atrakcja – mówił po latach.

Przy 172 centymetrach wzrostu ważył 86 kilogramów. Dla wysokich, zwykle mierzących powyżej 190 centymetrów wzrostu rywali „chodzących” w wadze ciężkiej był trudnym do trafienia celem.

Jego wzrost mu pomagał i przeszkadzał jednocześnie. Wysokiemu rywalowi trudno go było trafić, ale i on, jak chciał kogoś pierdyknąć, to musiał podskakiwać - Andrzej Kostyra, komentator boksu

Mały wzrostem, ale wielki sercem. Bo serca do walki nie brakowało mu nigdy. Stąd jego długoletnia kariera i wiele sukcesów w czasach, gdy polski boks amatorski należał do najmocniejszych na świecie, a nasi pięściarze przywozili kilogramy medali igrzysk olimpijskich i mistrzostw Europy. Na pewno był mniej znany od największych gwiazd polskiego pięściarstwa tamtych czasów - Jerzego Kuleja, Leszka Drogosza, czy Zbigniewa Pietrzykowskiego. Ale Trela 5 razy, w latach 1966, 1967, 1968, 1970 i 1971, był mistrzem Polski, w 1973 roku wywalczył srebrny, a w 1962, 1965, 1974 i 1975 zdobywał brązowe medale. Dwa razy wystąpił na mistrzostwach Europy, kończąc udział na etapie ćwierćfinałów. Ale wtedy nawet dostać się do reprezentacji Polski to już był duży wyczyn. Trela zawalczył dla kadry 16 razy, 11 walk wygrał.

Zakończył karierę z bardzo dobrym bilansem walk - 220 wygrał, 11 zremisował, 44 przegrał. Ale tak, jak nie dał się znokautować słynnemu George’owi Foremanowi, tak nigdy nie dał się znokautować żadnemu innemu rywalowi.

Do legendy przeszła bowiem walka Treli na jedynych igrzyskach olimpijskich, w których startował – w 1968 roku w Meksyku (miał jechać jeszcze 4 lata później do Monachium, ale w ostatniej chwili z niejasnych przyczyn został skreślony z listy kadrowiczów). W eliminacjach bokser Stali Stalowa Wola trafił na wschodzącą gwiazdę światowego boksu, 19-letniego wówczas George’a Foremana, który został wtedy mistrzem olimpijskim. Gdy prawie dwumetrowy Foreman wszedł do ringu i zobaczył niższego od niego o głowę Polaka, musiał się w duchu roześmiać. Jedyne, czym górował nad swoim młodszym o 7 lat przeciwnikiem Trela, było doświadczenie. Był już rutynowanym bokserem, a Foreman stoczył ledwie kilkanaście walk.

Ale potem Foremanowi nie było do śmiechu, bo Trela od pierwszego gongu zaatakował, skakał wokół Foremana jak kauczukowa piłeczka i kąsał go ciosami. Jednak w drugiej rundzie Trela przyjął bardzo mocny cios w okolice wątroby, który wyraźnie go osłabił. Od tego momentu mający zdecydowanie większy zasięg ramion Amerykanin zaczął uzyskiwać przewagę.

Ale Trela jako jedyny rywal Foremana w Meksyku nie przegrał z nim przed czasem. Ba, nie przegrał z nim jednogłośnie – sędziowie orzekli werdykt 1:4. Jeden arbiter widział zwycięstwo Polaka, dwaj wyraźne zwycięstwo Foremana, a dwaj remis ze wskazaniem na Amerykanina. Trela do śmierci mówił, że sędziowie go wtedy skrzywdzili.

– Kibice po werdykcie przez 20 minut gwizdali, bo Trela solidnie wtedy pookładał Amerykanina. Rozmawiałem z Foremanem podczas igrzysk w Barcelonie w 1992 roku. Mówił, że ciosy Lucka do dziś czuje w głowie. Porównał go do znanego amerykańskiego boksera wagi ciężkiej, Tony’ego Galento, który też był takim „miśkiem” (175 centymetrów wzrostu) – wspomina Andrzej Kostyra, dziennikarz „Super Expressu”, znawca i komentator boksu.

O tym, ile Foremana kosztowało zwycięstwo ze stalowowolaninem świadczy fakt, że po walce „The Big George” nie mógł ustać na nogach, w szatni położył się na kozetce i trzeba mu było podać tlen.

„To był przedwczesny finał igrzysk. Najciekawsza walka w kategorii ciężkiej i najtrudniejsza walka Foremana. Wszystkie pozostałe - łącznie z finałową, wygrywał przed czasem” – pisał korespondent z igrzysk w Meksyku, Jerzy Zmarzlik.

Foreman w 1969 roku przeszedł na zawodowstwo. Pierwsze 25 walk na zawodowym rozstrzygnął przed czasem. W kolejnych dwunastu w aż dziewięciu jego rywale kończyli walki na deskach ringu. W 1973 roku po raz pierwszy został mistrzem świata, pokonując na Jamajce Joe Fraziera. Potem trzy razy obronił mistrzowski pas. W 1974 roku został znokautowany przez Mohammada Ali. Słynna walka, która przeszła do historii jako „Bijatyka w dżungli” (The Rumble in the Jungle”) odbyła się w stolicy Zairu, Kinszasie. W 1977 roku zrezygnował z boksu, ale wrócił na ring 10 lat później. W 1994 roku, w wieku 45 lat po raz drugi został mistrzem świata, pokonując Michaela Moorera. Foreman był wtedy najstarszym zawodowym czempionem w historii boksu. W karierze zarobił ponad 300 milionów dolarów, nie tylko na boksie, ale i …reklamując grille. Do dziś twierdzi, że walka „z tym małym Polakiem” była najtrudniejszą w jego amatorskiej karierze.

- Boks to nie same muskuły, wzrost i siła, ale przede wszystkim myślenie. Koncentracja połączona z umiejętnością kombinowania w ringu zaprowadziły mnie do wszystkich sukcesów. To mi było łatwiej trafić takiego „wieżowca”, a nie jemu mnie – mówił Trela w wywiadzie dla „Echa Dnia” z 2014 roku.

ZOBACZ>>> Ostatni wywiad Lucjana Treli: Szybka jazda i Ameryka dla byka

Losy Treli potoczyły się zupełnie inaczej, niż jego słynnego rywala. Zakończył karierę w 1975 roku. Został trenerem młodzieży w Stalowej Woli, wcześniej, w latach 1959-66, jeszcze jako zawodnik, pracował również w Hucie Stalowa Wola (z zawodu był ślusarzem). Był pomysłodawcą założenia w Stalowej Woli szkółki bokserskiej Feniks, z której w 2013 roku został zwolniony. Miał o to duże pretensje do ówczesnych władz miasta.

Niewiele brakowało, a Trela i Foreman spotkaliby się 40 lat po pamiętnej walce w Meksyku. W 2008 roku w Stalowej Woli organizowana była gala bokserska. Foreman miał na nią przylecieć, ale w ostatniej chwili odwołał przyjazd. "Pamiętam Cię, Trela. Zbiłeś mnie ostatnim razem. Do zobaczenia w Stalowej Woli. Kocham Cię!" - mówił Foreman na filmiku zapowiadającym galę.

Lucjan Trela był również wielkim kibicem piłki nożnej, regularnie pojawiał się na meczach futbolistów Stali Stalowa Wola. W ostatnich latach życia chorował, miał miażdżycę, nadciśnienie, cukrzycę i inne schorzenia. Poruszał się z pomocą kuli. Utrzymywał się z 1600-złotowej emerytury, z czego 500 wydawał na lekarstwa. – Takie jest życie, więc nie narzekam. Trzeba iść do przodu z uśmiechem na ustach – mówił trzy lata temu w wywiadzie dla „Super Expressu”.

- Urodził się za wcześnie. Gdyby boksował w dzisiejszych czasach i miał szansę przejść na zawodowstwo, byłby polskim Mike’m Tysonem – nie ma wątpliwości Andrzej Kostyra. – Miał podobne warunki fizyczne (Tyson ma 178 centymetrów wzrostu – przyp. red.). Inne podobieństwa? Miał jak Tyson mocną, podwójną gardę i fantastyczny balans tułowia. Jego wzrost mu pomagał i przeszkadzał jednocześnie. Wysokiemu rywalowi trudno go było trafić, ale i on, jak chciał kogoś pierdyknąć, to musiał podskakiwać – mówi Kostyra.

- Byliśmy w stałym kontakcie. Żył skromnie, ostatnio nawet biednie. Był trochę podłamany swoim stanem zdrowia. Rozmawiałem z nim tuż przed Bożym Narodzeniem, kiedy trafił do szpitala. Umawiałem się na kolejną rozmowę, gdy z tego wyjdzie. Ale serce nie wytrzymało. Będę go wspominał jako bardzo dobrego człowieka, wielkiego-małego czempiona boksu – dodaje Andrzej Kostyra.

ZOBACZ FILM Z GEORGE’M FOREMANEM: PAMIĘTAM CIĘ, TRELA. KOCHAM CIĘ! DO ZOBACZENIA W STALOWEJ WOLI



SZOKUJĄCA DEKLARACJA BOGDANA WENTY SPRZED LAT. „CHCĘ ODDAĆ OKO BIELECKIEMU”



[B]POLECAMY RÓWNIEŻ:


OTO NOWE PGE VIVE KIELCE. ZOBACZ ZMIANY I SKŁAD NA SEZON 2018/2019 [ZDJĘCIA]


SŁAWEK SZMAL SKOŃCZYŁ 40 LAT. Zobaczcie „KASĘ”, JAKIEGO NIE ZNACIE [UNIKALNE ZDJĘCIA]



20 LAT TEMU W KIELCACH ODBYŁ SIĘ PIERWSZY MECZ GWIAZD ISKRA SHOW.


PRAWIE JAK MESSI. MICHAŁ JURECKI WYSTĄPIŁ W TURBOKOZAKU


POLUB NAS NA FACEBOOKU. NAJWIĘCEJ INFORMACJI O ŚWIĘTOKRZYSKIEJ PIŁCE RĘCZNEJ NA:

Handball Echo Dnia

POLUB NAS NA FACEBOOKU. NAJWIĘCEJ INFORMACJI O ŚWIĘTOKRZYSKIM SPORCIE NA:

Sport Echo Dnia

Autor jest również na Twitterze
Obserwuj Handball Echo na Twitterze
Obserwuj Sport Echo Dnia na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Znany dziennikarz sportowy Andrzej Kostyra o zmarłym Lucjanie Treli: Mógł być polskim Tysonem tamtych czasów - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie