Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Wajda o swoim dzieciństwie i młodości w Radomiu

Barbara Koś
Szymon Wykrota
Wybitny reżyser, Andrzej Wajda, Honorowy Obywatel Radomia, przebywał w minioną niedzielę w Radomiu wraz z ekipą filmową realizującą dokumentalny obraz ”Szabla ojca”, opowiadający o radomskich latach reżysera.

Wajda spotkał się także ze studentami i pracownikami Wydziału Sztuki Uniwersytetu Technologiczno- Humanistycznego. Do sali wykładowej przyszła też cała ekipa filmowców, ponieważ to wydarzenie znajdzie się również w dokumencie.
- Będzie to takie spotkanie sentymentalno – topograficzne – powitał gościa profesor Aleksander Olszewski, dziekan Wydziału.- Z tej okazji przygotowaliśmy nawet mapę Radomia.
- To dobrze, bo ja mam odnotowane wszystkie ważniejsze miejsca w których coś dla mnie istotnego się wydarzyło – odpowiedział Andrzej Wajda.
Swoją opowieść Wajda podzielił na punkty.

Moja szkoła

Szkoła była na ulicy Reja. Barak taki, po dwóch stronach klasy, pośrodku szeroki korytarz. Zimą mieliśmy tam gimnastykę.
To była szkoła powszechna imienia Mikołaja Reja. Nie wyróżniająca się niczym. Chodziłem tam od 3 do 6 klasy. Mogłem chodzić aż do 7-ej ale zgodnie z ówczesnym systemem oświaty po szóstej klasie zdawało się do gimnazjum. I latem 39 roku zdałem do gimnazjum imienia Kochanowskiego a potem czekałem na rozpoczęcie roku. Ale zamiast roku rozpoczęła się wojna.
Z mojej kamienicy przy Malczewskiego 20 do szkoły było niedaleko ale prowadziły tam dwie drogi. Jedna koło Resursy Obywatelskiej, kościoła świętej Trójcy, potem było takie zagłębienie, ogród a druga przez miasto, koło rzeźni. Po jednej stronie były pola po drugiej domy. W jednym z tych domów - żydowska szkoła religijna, cheder. Pierwszy raz widziałem jak uczniowie inaczej się modlą. Zobaczyłem nieznany mi dotąd i odległy świat. I już byłem na ulicy Reja.
Dlaczego raz szedłem tędy a raz tamtędy, do dzisiaj nie wiem, Miałem po prostu dwie możliwości. Zawsze chciałem mieć dwie możliwości. I wiele razy miałem je w życiu.

Kościół świętej Trójcy

W kościele świętej Trójcy robiłem często wystrój Grobu Pańskiego na Wielkanoc. Zrobiłem też Grób w 1945 roku, już po wkroczeniu do Polski sowietów. To był nowoczesny Grób: jedno skrzydło, Chrystus w środku…I w ogóle taki był szalenie wystylizowany. Nie wzbudził, jak się zdaje, entuzjazmu wiernych, którzy patrzyli z niesmakiem. Ale ksiądz wytłumaczył im, że to jest grób lotnika. To była moja ostatnia praca w Świętej Trójcy.

Ulica Żeromskiego

To było w okolicy kościoła Bernardynów, przy ulicy do straży pożarnej, o przypadkowej godzinie, zaraz na początku okupacji. Zobaczyłem bryczkę jadącą w głąb Żeromskiego, od strony Bernardynów. W bryczce siedziało dwóch esesmanów, pomiędzy nimi chłopiec. Zrozumiałem, że był więźniem. I nagle widzę, że chłopiec zrywa się, przebiega na lewą stronę i chce uciekać. Miał szansę, bo Żeromskiego miała kilka bram przechodnich. Miał szansę. Ale obejrzałem się i ujrzałem jakieś dwa metry ode mnie żołnierza. Szedł z karabinem, plecakiem, w żołnierskim płaszczu. Wracał chyba do jednostki. Zobaczyłem, że zrobił taki ruch, złożył się z tym karabinem do chłopca i strzelił. Chłopiec się przewrócił.
I wtedy zrozumiałem bardzo wiele. Każdy myśli: są ludzie lepsi i gorsi. Ale tu zobaczyłem tego gorszego. To mi zostało na cale życie. Że tych gorszych jest więcej.

Jak ktoś wie, to wie

Chodziłem na tajne komplety. Skąd matka wytrzasnęła na to pieniądze, nie wiem. Były to naprawdę ostatnie pieniądze. Ale w ciągu okupacji zrobiłem pierwszą i drugą klasę gimnazjum. W ciągu roku!
To było gdzieś w prywatnym mieszkaniu na Żeromskiego. Jednym z przedmiotów była łacina. Łacina nie była naszą silną stroną i kombinowaliśmy, jak zająć czymś innym wykładowcę. A był nim profesor Jabłoński, potem wielki sinolog, twórca sinologii na Uniwersytecie Warszawskim, autor wielu przekładów chińskiej literatury.
Wtedy słyszeliśmy, że coś wie o chińskim ale jak zagadać na ten temat? I ktoś z nas znalazł w przedwojennej encyklopedii fragment chińskiego tekstu. Zobaczymy co powie a łacina zleci! No i podsuwamy mu, że takie ciekawe znalezisko trafiło się nam w encyklopedii…On ogląda, ogląda…- Wydrukowali do góry nogami - powiada. Jeszcze zgorszył się, że w encyklopedii.
Wtedy zrozumiałem, że jak ktoś wie, to wie.

Mój teatr

Potem uwinąłem się jeszcze szybciej: w ciągu kilku miesięcy zrobiłem trzecią i czwartą klasę gimnazjum a nawet małą maturę. To już w gimnazjum Kochanowskiego, w Rynku. I to nie tylko zaliczyłem klasy ale także teatr. Mieliśmy teatr. Wielka sala, scena. A i kurtyna. Zrobiliśmy dwie sztuki. ”Odnowione tarcze” – to było o naszej nauce, koniec wojny, koniec okupacji nasze gimnazjum żyje! I „Antygonę”. Do obu zrobiłem scenografię i kostiumy. I były to moje pierwsze prace plastyczne w teatrze.

Jak zostałem kierownikiem kapusty

Mając 15 lat dostałem pracę w niemieckiej centrali roślinnej. Jako goniec. Ale niedługo zostałem kierownikiem piwnicy kwaszonej kapusty. Lecz dowiedziałem się, że w kościele ojców Bernardynów artyści odnawiają wnętrze. Ja przecież marzyłem o malarstwie! Uznałem, że kapusta może się kisić się sama. Zamknąłem magazyn na klucz i poszedłem do kościoła. Wprawdzie moim głównym zadaniem stało się mieszanie farby, ale czułem się artystą. I nagle do magazynu przyszła jakaś komisja. Nie ma mnie i klucza! I już następnego dnia nie byłem kierownikiem kapusty.

Jak nie zostałem bednarzem

Na ulicy Kelles Krauza robiliśmy z klepek beczki w których wysyłano topione masło do Niemiec. Nauczyłem się składać beczki. Bednarz był trochę przygłup. Na nogach miał piękne oficerki ale narzekał na odciski. Dlatego w miejscach odcisków wyciął dziury w tych oficerkach a potem dziwił się, że mu przeciekają. Zręcznie jednak pokazywał nam jak układać obręcze w beczkach zamykające brzegi. Szybko wykryliśmy, że można przy okazji wyskrobać trochę masła.
I przychodzę do domu dumny z tym masłem - chyba kilo go było! a matka - skąd masz to masło? Opowiadam, jak było a ona w płacz: Ukradłeś masło! Idź natychmiast oddać!
Wrócić i powiedzieć, że ukradłem Niemcom masło?...Matka miała swój przedwojenny system wartości.

Szabla mojego ojca

To miał być najważniejszy punkt opowieści. Ale reżyser skręcił z w stronę historii filmu Katyń - i do szabli już nie powrócił.
Zrekonstruujmy za gościa tę historię.
11 października 2011 roku podczas odsłonięcia tablicy pamiątkowej na domu oficerskim przy Malczewskiego 20 ku czci kapitana Jakuba Wajdy, syn Andrzej niespodziewanie odzyskał szablę należącą do ojca a którą przyszły reżyser zakopał w 1939 roku.
To była wielka niespodzianka. Kiedy już przecięto symboliczną wstęgę przed tablicą do gości podeszły dwie panie. - Mamy prezent dla pana Wajdy - oświadczyły Anna Krok i Zofia Niklewska, mieszkanki kamienicy przy ulicy Malczewskiego 20. - I wręczyły zaskoczonemu reżyserowi szablę z 1939 roku. - Należała do pana ojca… - To na pewno szabla mojego ojca! - Andrzej Wajda nie krył wzruszenia. - Myśmy ją z Leszkiem zakopali w 1939 roku... Jak weszli Niemcy do Radomia, miałem dwa wyjścia: albo oddać ją Niemcom, albo zrobić coś, żeby ją zachować. We wrześniu 1939 roku kopaliśmy w ogrodzie rowy przeciwlotnicze i tam ją ukryliśmy. To na pewno szabla ojca, wiem, bo zakopałam ją właśnie bez pochwy. Myślałem często, co się z nią dzieje. Ale nie przypuszczałem, że przetrwała.
- Różne rzeczy mi się w życiu działy; myślałem, że już nic nadzwyczajnego mnie w życiu nie spotka, a teraz to... Jestem naprawdę niezwykle poruszony - mówił Wajda.
Jest poruszony do dziś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie