Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dogrywka: kobiety z historią, sztafeta po przejściach

Jakub Guder
Andrzej Banaś
Lekkoatletyka jest kobietą. Nie chodzi nawet o gramatyczną końcówkę tego słowa, ale o sportowego ducha, którego w sobotę w Monachium pokazały nasze dziewczyny.

Zaczęła Katarzyna Zdziebło. Szła w ulewnym deszczu 20 km po medal, a potem przyznała, że w sumie to tego deszczu nawet nie zauważyła. Tuż za metą poprosiła o środki przeciwbólowe, bo - jak zdradziła - od kilku dni zmaga się z silnym bólem kręgosłupa. Na mecie nie miała nawet specjalnie siły, żeby mówić. Z jej sukcesu cieszył się przemoczony do suchej nitki Robert Korzeniowski z polską flagą. Mówi, że już trzeba szkolić młodzież z myślą o igrzyskach w australijskim Brisbane. Ja mu wierzę - to wielki mistrz. Wieczorem po brązowy medal sięgnęła Anna Wielgosz. Przez lata niedoceniana. Były podszepty, że po co na nią stawiać, skoro są młodsze. W dużej mierze sama finansowała swoje przygotowania. Teraz dostała nagrodę za lata wytrwałości. Za to, że się nie poddała, a przecież jeszcze w listopadzie przeszła operację kolana. Siłaczka.

Od lewej: Klaudia Adamek, Martyna Kotwiła, Marika Popowicz-Drapała, Magdalena Stefanowicz - 4x100 m

MISS-trzostwo Europy dla Polek!!! Nasze lekkoatletki olśniły...

Najbardziej czekaliśmy jednak na występ sztafety 4x400 kobiet. Przyznajmy - w ostatnich tygodniach nie było tam wielkiej miłości. Anna Kiełbasińska lubi chodzić własnymi ścieżkami, ale w sobotę na Stadionie Olimpijskim wszystkie pobiegły w jednym kierunku, pobiegły po medal. Tuż za metą był taki moment, w którym chyba lekko coś je ukłuło. Bo to „tylko” srebro. Dziewczyny - parafrazując klasyka - wy nie jesteście srebrne, wy jesteście wielkie! Czas 3:21.68 jest drugim wynikiem w historii polskiej lekkoatletyki. Inaczej mówiąc, lepszy jest tylko rekord Polski (3:20.53), ustanowiony na igrzyskach w Tokio.

Takich historii w Monachium było o wiele więcej. Terminatorka Adrianna Sułek przez dwa dni startowała w siedmioboju z naderwanym mięśniem dwugłowym i wyszarpała srebrny medal. Sofia Ennaoui miała takie problemy ze ścięgnem Achillesa, że nie mogła chodzić. Nie pojechała przez to do Tokio. Zacisnęła jednak zęby i na mistrzostwach Europy zajęła trzecie miejsce. No i jeszcze młoda Ewa Różańska. Nie znacie jeszcze tego nazwiska? To warto je zapamiętać. Jej rekord w martwym ciągu to 200 kg, stówkę bierze na klatę, nie skończyła jeszcze 22 lat, a już ma brązowy medal mistrzostw Europy w rzucie młotem. Możemy być więc spokojni o następców Anity Włodarczyk i Pawła Fajdka.

Chyba właśnie postawa naszego pięciokrotnego mistrza świata najbardziej mnie zaskoczyła. Nie chodzi o wynik. Czwarte miejsce nic nie znaczy, bo on ma inne cele. Słusznie celuje w igrzyska i mistrzostwa świata, bo chce po prostu być legendą. Mówienie jednak, że mistrzostwa Europy są nikomu niepotrzebne i nic nie znaczą, to zwyczajnie nietakt. Niech stanie i powie to w oczy tym wszystkim, o których pisałem wyżej. Dla nich to czasem kwestia być albo nie być w sporcie.

Żegnam Monachium z poczuciem, że mistrzostwa Europy mogłyby się odbywać tu co dwa lata. Chociaż od igrzysk w 1972 roku minęło równo 50 lat, to Stadion Olimpijski ze swoim futurystycznym szklanym dachem, niejako podwieszonym nad jedną z trybun, sprawia imponujące wrażenie. To obiekt, który dziś architektonicznie wygląda wciąż fascynująco, ale ujmuje też swoją historią. Cały monachijski Park Olimpijski to piękny teren, z którego chętnie korzystają mieszkańcy miasta. To miejsce tętni życiem, niezależnie od tego, czy odbywają się tu jakieś zawody. Brakuje nam takich miejsc w Polsce.

Kilometr od stadionu jest wioska olimpijska, w której pół wieku temu spali sportowcy. Dziś to zwyczajne, trochę zaniedbane blokowisko. Przy domu na Connollystrasse 31 stoi pamiątkowa tablica w języku niemieckim i hebrajskim, która przypomina tragiczne wydarzenia z września 1972 roku, kiedy to terroryści z organizacji „Czarny Wrzesień” zabili 11 izraelskich sportowców. Dziś mieszkają tam ludzie, stoją rowery, słychać śmiechy. Nieco surrealistyczne miejsce. Bo Monachium to nie tylko piękny duch rywalizacji. To także cenna lekcja. Trzeba o niej pamiętać, nawet gdy już zgasną światła na stadionie i wszyscy sportowcy wyjadą z Monachium.

Jakub Guder, szef działu sportowego Gazety Wrocławskiej

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dogrywka: kobiety z historią, sztafeta po przejściach - Gazeta Wrocławska

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie