Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dominik Narojczyk z Kozienic w sztabie reprezentacji Polski koszykarzy. Opowiedział nam o Eurobaskecie

Piotr Stańczak
Piotr Stańczak
Dominik Narojczyk z Kozienic (w środku) razem z polskimi koszykarzami przeżywał wiele takich chwil podczas niedawnych Mistrzostw Europy.
Dominik Narojczyk z Kozienic (w środku) razem z polskimi koszykarzami przeżywał wiele takich chwil podczas niedawnych Mistrzostw Europy. Zdjęcia: Wojciech Figurski/058 Sport
Pochodzący z Kozienic 43-letni Dominik Narojczyk jest trenerem przygotowania motorycznego w reprezentacji Polski koszykarzy. Kadra biało-czerwonych zajęła czwarte miejsce w niedawnych Mistrzostwach Europy. Jak wygląda praca „naszego człowieka” w drużynie narodowej?

Reprezentacja Polski koszykarzy po sensacyjnym zwycięstwie nad Słowenią 90:87 awansowała do półfinału. Tu biało-czerwoni najpierw przegrali z Francją 54:95, a potem, w meczu o trzecie miejsce ulegli Niemcom 69:82. Mimo wszystko pozostawiali po sobie dobre wrażenie. Dominik Narojczyk z Kozienic odpowiadał za przygotowanie motoryczne naszych koszykarzy.

Pochodzi pan z Kozienic, także tu rozpoczął pan swoją sportową drogę.
- Tak, w latach młodości grałem wyczynowo tylko w piłkę nożną, jako zawodnik MGMZKS Kozienice. Treningi w tym klubie zacząłem już w wieku siedmiu lat. Radziłem sobie nieźle, byłem powoływany także do kadr wojewódzkich, makroregionalnych w poszczególnych kategoriach wiekowych. Potem przebiłem się do pierwszej drużyny i miałem okazję świętować z nią awans z czwartej do trzeciej ligi. W niej rozegrałem jeden sezon aż do czasu rozpoczęcia studiów na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie.

Można powiedzieć, że pamięta pan jeszcze stare, dobre czasy kozienickiego piłkarstwa.
- Inna była kultura gry, ale i atmosfera na stadionie, na mecze przychodziły całe rodziny. Piłka nożna w Kozienicach cieszyła się dość dużą popularnością. Kiedy walczyliśmy z Radomiakiem o awans do trzeciej ligi, to nasz mecz obejrzało bodajże dziewięć tysięcy kibiców. Ja grywałem na boisku najczęściej jako defensywny pomocnik.

W tamtym okresie trenował pan tylko piłkę nożną?
- Tak. Mój kontakt ze sportem zaczął się w ogóle w Szkole Podstawowej numer 2 w Kozienicach. Moim nauczycielem wychowania fizycznego był Jerzy Górka. Tu opowiem panu pewną historię. W czasie jednego z meczów kadry koszykarzy w Lublinie usłyszałem, jak w pewnym momencie ktoś krzyczy w moim kierunku „Dominik, Dominik!”. Odwracam się i na trybunach widzę pana Jurka! Dziś jest już w sędziwym wieku, ale wciąż żyje sportem. Takie spotkania są bardzo miłe. Poprosiłem kierownika drużyny o to, aby mojemu byłemu nauczycielowi podarować pamiątkową koszulkę reprezentacji. Nie ma co ukrywać, że dzięki niemu po raz pierwszy zetknąłem się z koszykówką jako dyscypliną sportu. On na lekcjach wf bardzo ją promował. Drugim nauczycielem, jakiego wspominam z tamtego okresu, był Mirosław Jakubiec. On też grywał z nami w koszykówkę.

Wrócę jeszcze do futbolu – po wyjeździe z Kozienic długo biegał pan jeszcze po zielonych boiskach?
- Jeden sezon, jako zawodnik AZS AWF Warszawa. Potem pojawiła się możliwość pracy w Szkole Mistrzostwa Sportowego, którą prowadził Polski Związek Koszykówki. Ona została wtedy przeniesiona z Warki do Kozienic. Tam właśnie miałem swój pierwszy w życiu kontakt z profesjonalną koszykówką. W tej szkole pracowałem przez dwa lata, potem podzielono ją na cztery ośrodki w Polsce. Ja dostałem propozycję pracy w ekstraklasie kobiet, w Jeleniej Górze.

ZOBACZ RÓWNIEŻ:

Stamtąd droga zawiodła pana do pierwszej, męskiej reprezentacji Polski?
- Wcześniej znalazłem się jeszcze w sztabie kadry U-16 chłopców na mistrzostwach Europy w Estonii. Potem trafiłem do reprezentacji U-20 kobiet, która w mistrzostwach Europy dywizji A zdobyła brązowy medal. Pracowałem jeszcze w Anwilu Włocławek i wtedy władze Polskiego Związku Koszykówki zaproponowały mi pracę jako trenerowi przygotowania motorycznego. To było w 2014 roku, z reprezentacją mężczyzn jestem nieprzerwanie do dziś. Graliśmy w tym okresie w mistrzostwach Europy we Francji oraz Finlandii, mistrzostwach świata w Chinach oraz Eurobaskecie, który zakończył się niedawno. Od początku swojej pracy w kadrze odpowiadam za przygotowania motoryczne zawodników.

Z iloma selekcjonerami męskiej kadry dotąd pan współpracował?

- Obecny trener Igor Milicić jest drugi, wcześniej pracowałem z Mikem Taylorem, który stanowisko pełnił przez siedem lat, do 2014 do 2021 roku. Trzeba zauważyć, że na przełomie tych lat skład sztabu szkoleniowego też się zmieniał, duża była także rotacja wśród samych reprezentantów kraju.

Koszykówka na przełomie lat ustępowała pod względem popularności piłce nożnej czy siatkówce. Czy jej rola może teraz wzrosnąć?
- Warto dodać, że w 2019 roku, w mistrzostwach świata w Chinach zajęliśmy miejsce w czołowej ósemce turnieju, zaś już sam awans do tego typu imprezy wywalczyliśmy po raz pierwszy od ponad 50 lat. Tam zajęli ósme miejsce po porażce ze Stanami Zjednoczonymi. To był spory sukces polskiej koszykówki, choć wtedy może nie tak doceniany i zauważalny w mediach. Nie ma natomiast co ukrywać – dobre wyniki reprezentacji narodowej też wpływają na popularność danej dyscypliny sportu. Mam nadzieję, że tak będzie również w przypadku koszykówki w Polsce, że po ostatnich wynikach seniorskiej kadry wzrośnie zainteresowanie wśród dzieci, młodzieży, kibiców. Co tu mówić – już teraz wiele serc w polskich domach udało nam się porwać.

Potrzebna praca u źródeł, z najmłodszymi.
- Polski Związek Koszykówki realizuje programy zachęcające do uprawiania koszykówki, zresztą mój klub w Toruniu również to robi. Wśród najmłodszych dzieci jest to jeszcze zabawa, ale od tego się wszystko zaczyna. Pozostaje czekać na efekty w przyszłości. Wie pan, ja pamiętam jeszcze czasy, kiedy do drzewa przybijało się obręcze od roweru, aby do nich rzucać piłką, niczym do kosza. Teraz te warunki są jednak lepsze, powstają boiska wielofunkcyjne, orliki, gdzie można też zagrać w koszykówkę.

ZOBACZ KONIECZNIE:

Może to będzie banalne pytanie – jakie wskazałby pan różnice między piłką nożną a basketem oraz co jest wspólną cechą tych dyscyplin? Pytam, gdyż z obiema miał pan do czynienia.
- Elementem wspólnym jest na pewno to, że w koszykówce i piłce nożnej zawodnik, zawodniczka, aby grać, musi być zdrowy i znajdować się w formie. Co do różnic – koszykówka jest na pewno grą bardziej aktywną, intensywną, jeśli chodzi o charakterystykę wysiłku.

Jeśli już jesteśmy przy temacie wysiłku – jak wyglądały przygotowania do tegorocznych Mistrzostw Europy? Pan zapewne miał w tym czasie najwięcej pracy.
- Od czerwca nasi zawodnicy niby mieli już wolny czas, ale z racji rangi zbliżających się mistrzostw, wiedzieliśmy już, jak duże są obciążenia turniejowe. Do czasu wspólnego zgrupowania każdy z nich dostał już własny plan zajęć, który musiał wykonać. Kiedy więc spotkaliśmy się na początku sierpnia, nie była to już grupa, gdzie każdy dopiero co wracał z wakacji, ale ekipa, która zrealizowała swój plan i wiedziała, co ich dalej czeka. Oprócz tego, że trenowaliśmy w kraju, to zespół rozgrywał jeszcze sparingi w Chorwacji, duże turnieje towarzyskie w Turcji oraz Grecji, mierzyliśmy się z Austrią w preeliminacjach do mistrzostw Europy w 2025 roku.

Musiałem więc w tym napiętym grafiku kadry znaleźć jeszcze czas na przygotowanie motoryczne koszykarzy, na trening wytrzymałościowy, siłowy, tak zwane budowanie mocy. To wszystko udało nam się ładnie wkomponować. Efekt było widać – nie wymiękliśmy w tym turnieju.

Jak wygląda taki cykl przygotowań koszykarzy do wielkiej imprezy, jak na przykład Eurobasket?
- Na początku największą uwagę poświęcamy właśnie budowaniu siły oraz wytrzymałości. Potem, kiedy drużyna rozgrywa już więcej meczów, treningów stricte motorycznych jest już mniej, co nie oznacza, że nie poświęcamy im uwagi. Wtedy też pojawia się potrzeba na przykład pracy indywidualnej z danym zawodnikiem. Byli tacy, którzy przed mistrzostwami rozgrywali dużo spotkań, inni grali mniej i potrzebowali dodatkowego treningu. Ci pierwsi natomiast skupiali się bardziej na odnowie biologicznej, pracy z fizjoterapeutami.

ZOBACZ:

Z jakimi nadziejami koszykarska kadra jechała na te mistrzostwa?
- Celem sportowym było tak naprawdę wyjście z grupy. To było realne założenie. Ta drużyna tymczasem kształtowała się i rosła w siłę w trakcie mistrzostw. Każde nasze zwycięstwo niezmiernie nas cieszyło, wszystkie mecze traktowaliśmy jako pojedynki o życie. Wiary nigdy nie brakowało, natomiast my, ludzie związani z kadrą, też myślimy realnie, wiemy jaki jest potencjał kadry. Sądzę, że mecz ze Słowenią, który wygraliśmy i dzięki niemu awansowaliśmy do półfinału, pozwolił nam też uwierzyć, że możemy powalczyć o coś więcej. Nawet sam fakt, że mierzymy się z gwiazdą, „cudownym dzieckiem koszykówki” - Luką Donciciem, daje dodatkowe pokłady motywacji.

Pamiętam, jak po tym spotkaniu ze Słowenią fajną przemowę do kolegów wygłosił kapitan drużyny Mateusz Ponitka, który oznajmił, że teraz idziemy po złoto. To wspaniałe chwile. Widać było ducha zespołu, tak zwany team spirit. Ci zawodnicy stworzyli dużą więź zarówno na parkiecie, jak i poza nim.

Czego więc zabrakło w tych dwóch ostatnich spotkaniach – najpierw półfinałowym z Francją a potem o trzecie miejsce z Niemcami?
- W tym ostatnim spotkaniu decydujące okazały się niuanse. Tak naprawdę jednak rotacja w naszej drużynie była niewielka, 7-8 graczy spędzało efektywnie czas na boisku na przełomie całego turnieju. Na pewno znaczenie miał też brak doświadczenia w rywalizacji na tym, końcowym etapie mistrzostw. Myśmy dawno tak daleko nie dotarli. On powodował, że niekiedy przy rzucie zadrżała ręka albo decyzja podjęta na parkiecie w danym momencie nie była właściwa. Dla Hiszpanów czy Francuzów gra o taką stawkę to chleb powszedni. My zbudowaliśmy młodą reprezentację z perspektywami na przyszłość i myślę, że dostarczy ona kibicom jeszcze wielu chwil radości.

Co może pan jeszcze powiedzieć o tej kadrze, to grupa o różnych charakterach, osobowościach. Jak się z nią pracuje?
- Nie ma osób roszczeniowych, wywołujących jakąś niezdrową presję na innych. To jest dość dobrze zgrana grupa ludzi. Na boisku na pewno liderem jest Mateusz Ponitka, nietuzinkową osobowość ma A.J Slaughter, Aaron Cel dawał zespołowi cenne doświadczenie. Ci wszyscy zawodnicy bardzo dobrze się uzupełniali pod wodzą pracowitego selekcjonera Igora Milicicia.

Jakie cele kadra stawia sobie na przyszłość?
- W listopadzie tego roku gramy mecze preeliminacyjne do kolejnych mistrzostw Europy ze Szwajcarią u siebie i Chorwacją na wyjeździe. Następny Eurobasket w 2025 roku zostanie rozegrany w Polsce, decyzja w tej sprawie już zapadła. Na pewno potrzebna jest systematyczna praca. Chęć gry w reprezentacji zgłasza ponownie Jeremy Sochan, który już występował w niej za kadencji Mike’a Taylora. Dla wielu obecnych kadrowiczów ten turniej w naszym kraju będzie bardzo ważny. Do czasu tej imprezy będą mieli okazję dojrzeć pod względem koszykarskim.

Pan pracuje obecnie nie tylko w sztabie reprezentacji, ale również w klubie w Toruniu. Zapewne widać różnicę, inna jest specyfika, gdy szkoleniowiec ma do czynienia z zawodnikami na co dzień, inna, kiedy spotyka się z nimi co jakiś czas na zgrupowaniach.
- To się zgadza, natomiast w przypadku mojej funkcji ta praca trwa cały czas. Nawet jeśli nie mam bezpośredniego kontaktu z kadrowiczami, to monitoruję ich występy w lidze, mam kontrolę na tym, co się z nimi dzieje.

Do moich obowiązków należy też doglądanie, w jakiej są formie, kiedy grają zagranicą, reagowanie, kiedy coś się dzieje, opracowywanie planów treningowych dla każdego z reprezentantów. To jest całoroczna praca.

Jak często odwiedza pan Kozienice?
- Przyznam, że teraz niezbyt często, ze względu na pracę. Oprócz tego, że działam w reprezentacji oraz klubie – Twardych Piernikach Toruń, współpracuję jeszcze z żużlowcami w Toruniu, grupą bokserów. Kiedy natomiast ostatnio mój podopieczny brał udział w turnieju sportów walki Gromda w Pionkach, miałem okazję odwiedzić rodziców. Kiedy radomscy koszykarze Hydtrotrucka grali w ekstraklasie i przyjeżdżaliśmy tu na mecze, na przykład dzień wcześniej pożyczałem samochód od prezesa klubu z Radomia Piotra Kardasia i też jechał w rodzinne strony. Pamięta o mnie także burmistrz Kozienic Piotr Kozłowski, kiedyś nawet był z córką na naszym meczu z Anwilem Włocławek. Kozienice nadal są bliskie mojemu sercu.
Dziękuję za rozmowę.

Dominik Narojczyk
Ma 43 lata, pochodzi z Kozienic. Był piłkarzem nieistniejącego już tamtejszego klubu MG MZKS. Jest absolwentem Szkoły Podstawowej numer 2 oraz Technikum Elektroenergetycznego w Kozienicach. Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie. Obecnie pracuje jako trener przygotowania motorycznego w reprezentacji Polski koszykarzy a także w klubie Twarde Pierniki Toruń. Współpracuje również z żużlowcami oraz bokserami.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie