Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gmina Przytyk. Rodzina Tokarskich walczy z plagą os. Setki owadów zajęły piętro domu jednorodzinnego. Co na to gmina?

Patryk Samborski
Patryk Samborski
Danuta Tokarska wraz z rodziną od kilku dni walczy z plagą os, które zagnieździły się gdzieś w domu. Rodziny nie stać na wynajęcie profesjonalistów, a miejscowe urzędy nie podjęły żadnych konkretnych działań, aby pomóc rodzinie.
Danuta Tokarska wraz z rodziną od kilku dni walczy z plagą os, które zagnieździły się gdzieś w domu. Rodziny nie stać na wynajęcie profesjonalistów, a miejscowe urzędy nie podjęły żadnych konkretnych działań, aby pomóc rodzinie. Tadeusz Klocek
Rodzina Tokarskich z podradomskiego Przytyka od kilku dni zmaga się z plagą os. Setki owadów zajęły piętro domu jednorodzinnego. Rodzina jest w trudnej sytuacji finansowej i nie stać ich na profesjonalne usunięcie owadów. Nie mają też gdzie się przenieść. Danuta Tokarska boi się o bezpieczeństwo trójki swoich dzieci. Miejscowe urzędy znają sytuację, ale nie podjęły żadnych konkretnych kroków, aby pomóc rodzinie.

Problem z osami pojawił się we wtorek, 29 września. Z początku owadów było niewiele, jednak z każdą kolejną godziną pojawiało się ich coraz więcej. Owadów było najpierw kilkanaście, a potem kilkadziesiąt. Domownicy samodzielnie próbowali poradzić sobie z problemem do czwartku, jednak bez skutku. - Rano usłyszałam szum i postanowiłam wejść na piętro domu żeby sprawdzić, co się dzieje. Os było tam tak dużo, że dookoła było aż czarno - relacjonuje Danuta Tokarska, której dom opanowały groźne owady.

Tokarska w obawie o bezpieczeństwo trójki swoich dzieci postanowiła wezwać na miejsce straż pożarną. - Przyjechali dość szybko ale pochodzili tylko po domu i powiedzieli, że w środku raczej nie ma gniazda. Potem kazali mi kupić środki owadobójcze, bo nic przy sobie nie mieli. Kupiłam trzy opakowania i strażacy spryskali nimi ścianę przy antenie. Stwierdzili, że to właśnie tamtędy wchodzą osy - mówi Danuta Tokarska.

Na tym działania strażaków się zakończyły. Osy jednak nie zniknęły. Po zaledwie kilkudziesięciu minutach owadów pojawiło się kilka razy więcej. - Nie mogliśmy sobie poradzić. Poprosiłam sąsiada o pomoc i razem z dziećmi wyszliśmy na dwór, bo nie mogliśmy zostać w środku. Strażacy odmówili kolejnej interwencji i powiedzieli, że nie mogą pomóc i problemu muszę się pozbyć na własny koszt - dodaje Tokarska.

Rodziny nie stać na usunięcie owadów

Koszt wynajęcia firmy specjalizującej się w usuwaniu os przekracza jednak możliwości finansowe rodziny. Podczas niedawnych ulew dom został zalany i wszystkie pieniądze przeznaczane były na remont, który jeszcze się nie skończył. - Po kolejnej rozmowie pan strażak przekazał mi numer do kogoś, kto może pomóc. Okazało się, że może przyjechać dopiero 8 października. Jeszcze raz skontaktowałam się z radomską strażą i wtedy powiedziano mi, że porozmawiają z Urzędem Gminy i zapytają o tymczasowy lokal zastępczy, ponieważ dom nie nadaje się do zamieszkania w takich warunkach - Tokarska opisuje rozmowę ze strażakami.

Później tego samego dnia pracownicy Urzędu Gminy w Przytyku mieli skontaktować się telefonicznie z rodziną Tokarskich mówiąc, że nie mają żadnego lokalu, do jakiego by mogli zostać przeniesieni. - W tej sytuacji nie miałam większego wyboru. Oczyściłam z os jeden pokój i wszyscy tam teraz śpimy, a ja pilnuję, żeby nie wlatywały do środka - mówi zmartwiona Tokarska.

Rodzina nie ma możliwości samodzielnie zorganizować sobie lokum. Jednym z głównych problemów są kwestie finansowe, a najbliższa rodzina mieszka kilkadziesiąt kilometrów od Przytyka. - U mojej mamy mieszka jeszcze moja siostra, która ma dziewiątkę dzieci. Nie ma szans, żebyśmy się tam zmieścili - zauważa mama trójki dzieci.

Brak konkretnych działań ze strony GOPS-u

Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z Agnieszką Midzio, dyrektor Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Przytyku aby zapytać, czy jest możliwe wsparcie dla Tokarskich. - W piątek był nawiązany kontakt z rodziną. Pracownicy byli na miejscu i poczynione zostały ustalenia, jeśli chodzi o wsparcie ze strony Ośrodka Pomocy Społecznej. Ze względu na przepisy nie mogę powiedzieć dużo, o jaką formę wsparcia chodzi. Przekazane zostały adresy firm z Radomia, które zajmują się usuwaniem owadów. To, czy rodzina będzie zainteresowana współpracą z tymi firmami, nie zależy już od nas - powiedziała nam dyrektor Agnieszka Midzio.

Innego zdania jest Danuta Tokarska, która uważa, że GOPS pozostawił rodzinę bez żadnej realnej pomocy. - Opisałam całą sytuację pracownikom, którzy przyszli nas odwiedzić. Zapytali nas, czego oczekujemy, a potrzebne jest nam lokum na chociaż 24 godziny żeby wytruć te osy. Nie możemy w tym czasie przebywać w domu, bo jest to niebezpieczne. Skończyło się na tym, że dali nam numery do dwóch firm, które zajmują się usuwaniem owadów. Wykonałam telefony przy pracownikach GOPS-u. Jeden nie chciał w ogóle ze mną rozmawiać, a drugi stwierdził, że najwcześniej może być we wtorek - opowiada Tokarska.

Rodzina cały czas pozostaje w domu wśród owadów. - Na tyle, na ile nas było nas stać kupiliśmy kolejne środki owadobójcze. Mąż kupił też folię oraz taśmy i oddzieliliśmy całe piętro od reszty mieszkania. Jesteśmy nadal w tym jednym pokoiku i staramy się zabić jak najwięcej os własnymi siłami. Nie mamy na razie innego wyjścia - mówi Tokarska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie