Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakub Dąbrowski, mieszkaniec Jedlni-Letniska przepłynął Atlantyk na łódce, którą sam zbudował. Planuje kolejne podróże. Wideo i zdjęcia

Piotr Stańczak
Piotr Stańczak
Jakub Dąbrowski (z lewej) ze towarzyszem podróży Beniaminem Rostankowskim. Razem płynęli z Teneryfy do Martyniki.
Jakub Dąbrowski (z lewej) ze towarzyszem podróży Beniaminem Rostankowskim. Razem płynęli z Teneryfy do Martyniki. Zdjęcia: archiwum prywatne
Od dziecka interesowała go woda, żeglowanie oraz… stolarstwo. Połączył te pasje. Zbudował łódkę i ruszył nią w morską podróż. Kuba Dąbrowski z Jedlni-Letniska swoje 27 urodziny, które obchodził 1 lutego, świętował płynąc przez Atlantyk!

Jego łódź nazywa się Shaka. Rozmawiamy w momencie, gdy Kuba przebywa w tak zwanej marinie (przystani dla żeglarzy) na Martynice. To wyspa, wschodząca w skład Archipelagu Karaibskiego (Morze Karaibskie położone jest między Kubą i Dominikaną a północnymi krańcami Ameryki Południowej. Nasz rozmówca delektuje się piękną pogodą (25-26 stopni Celsjusza) i planuje kolejne podróże. Łódka (typ Setka A) wzbudza zainteresowanie innych żeglarzy ze względu na to, że jest jedną z najmniejszych w tym porcie. Przychodzą, oglądają, pytają, większość to Francuzi.

Woda plus stolarstwo = żeglarstwo

Ze słonecznej Martyniki wsiadamy na chwilę w wehikuł czasu i przenosimy się do dzieciństwa bohatera tego artykułu. Jego dom rodzinny znajduje się blisko stacji kolejowej w Jedlni-Letnisku, ale stąd ma także przysłowiowy „rzut beretem” do zalewu Siczki. To właśnie tam zaliczył swoje pierwsze, żeglarskie początki.

- Z wodą, można tak powiedzieć, jestem oswojony od zawsze. Żeglowałem w swojej rodzinnej miejscowości na zalewie z rodzicami, choć sam nawet tego dokładnie nie pamiętam. W dzieciństwie dużo żeglowałem na jachtach na Mazurach, Zatoce Puckiej, na Morzu Bałtyckim. Tak to się rozwijało, zdobywałem kolejne doświadczenia – opowiada Jakub Dąbrowski.

Zaznacza, że pasję do sportów wodnych zaszczepili w nim rodzice. Po tacie odziedziczył zdolności stolarskie. Jako dziecko dużo czasu spędzał właśnie z nim w stolarni, uczył się operować różnymi narzędziami.

Obecnie jest instruktorem sportów wodnych, jest instruktorem windsurfingu, kitesurfingu, natomiast zimą szkoli w górach adeptów snowboardu. Studiował na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, przez pewien czas mieszkał w stolicy Dolnego Śląska. Na drugim roku stwierdził, że chce pracować jednak w innym kierunku. Wrócił w rodzinne strony, zajął się stolarstwem. Swego czasu sam zbudował kajak i udał się nim na rejs Wisłą.

Marzył o jeszcze większej żeglarskiej przygodzie, takiej, która jednocześnie mieściłaby się w granicach możliwości budżetowych. Tak oto połączył umiejętności żeglarskie oraz manualne i zbudował łódź, którą ochrzcił właśnie jako Shakę i postanowił przepłynąć nią przez Atlantyk! 3800 mil morskich! Łódka liczy pięć metrów długości. Jej szkielet wykonał z listew sosnowych, całość pokrył sklejką, kadłub jest oblaminowany. Z jednej strony jest to prosta technologia, ale z drugiej niesamowicie wytrzymała, co ma przecież kolosalne znaczenie dla takiej wyprawy.

- O tym projekcie „Setką przez Atlantyk”, który stworzył Janusz Maderski, usłyszałem po raz pierwszy w 2012 roku. Odbywa on się co cztery lata, ale w 2016 nie byłem jeszcze gotów, aby wyruszyć na taką wyprawę. W 2020 rejs został odwołany ze względu na pandemię i przełożony na 2021. Przygotowania do takiej wyprawy są długie. Udało mi się jednak dopiąć celu. Wyruszyłem 11 listopada z Portugalii na Teneryfę, by potem, po kilkutygodniowej przerwie, wypłynąć na Karaiby – wspomina Jakub Dąbrowski.

Etap z Półwyspu Apenińskiego na Teneryfę żeglarz z Jedlni-Letniska pokonał na swoje łódce samodzielnie. Potem dołączył do niego znajomy, pochodzący z Pomorza Beniamin „Benek” Rostankowski. On również jest instruktorem kitesurfingu, obaj poznali się na Helu. Postój mieli jeszcze na wyspach Capo Verde na południowym Atlantyku.

Totalny luz, ale... stoisz w miejscu

- Ta impreza nazywana jest regatami, ale tak naprawdę nie chodzi tu o walkę o jakieś nagrody. Zwykły dzień w czasie takiej wyprawy wygląda generalnie zawsze tak samo, jest monotonia. Główną rolę w czasie takiej wyprawy odgrywa wiatr. Jeśli jest go więcej, trzeba sterować częściej. Jeśli z kolei go nie ma, to jest totalny luz. Mieliśmy taką sytuację, ale z drugiej strony przez dwie doby staliśmy wtedy właściwie w miejscu, nie przepłynęliśmy choćby jednej mili. To źle wpływa na psychikę bo człowiek wie, że kończą się zapasy jedzenia, wody. Kiedy płyniesz sam, wszystko jest trudniejsze, bo wszystko trzeba wykonać samemu, od przygotowania posiłku po korygowanie kursu. Nie ma drugiej, pomocnej ręki. We dwóch jest to już dużo prostsze, pod względem fizycznym, ale i psychicznym, bo można porozmawiać z drugą osobą – dodaje Jakub Dąbrowski.

Mieszkaniec Jedlni-Letniska oraz jego towarzysz byli wyposażeni w specjalne urządzenia, które pozwalały komunikować im się z innymi ludźmi na lądzie. Wprawdzie nie można z niego wykonywać połączeń telefonicznych, ale wysyłać krótkie wiadomości tekstowe już tak, każdy numer telefonu. To urządzenia wysyła co godzinę zainteresowanym osobom lokalizację, gdzie w danym momencie znajdują się żeglarze. Posiada też specjalny przycisk alarmowy SOS. Jego użycie spowoduje, że do akcji wkraczają służby ratunkowe. Na pomoc trzeba jednak czekać niekiedy kilka dni.

- W trakcie wyprawy raz doszło do sytuacji, kiedy to urządzenie zawiesiło się i byłem trochę tym faktem przerażony, bo nie mieliśmy wtedy z nikim kontaktu, w tym również ze swoją rodziną. Na szczęście udało mi się je zresetować i łączność powróciła – opowiada Dąbrowski.

Portugalczyk ostrzegał przed orkami i...

Monotonia monotonią, ale zdarzają się i takie momenty, kiedy żeglującym mocniej buzuje krew w żyłach. - Przeżyliśmy takie chwile, kiedy płynęliśmy z Teneryfy do Capo Verde i łowiliśmy ryby. W pewnej chwili poczuliśmy, że złapaliśmy jakiś większy okaz. Za nim przypłynęły większe, wydawało nam się, że są to orki. Wcześniej jeden z marynarzy w Portugalii snuł przed nami takie opowieści, że orki urywają stery. Byłem wtedy przerażony, myślałem, że te orki będą chciały uwolnić tę, którą złowiliśmy i zaatakują nas. Dla nich nasza łódka nie stanowiłaby żadnej zapory, okazałaby się taką kruszynką. Od razu odciąłem żyłkę, na którą złowiliśmy tę większą rybę. Wtedy reszta odpłynęła, słyszeliśmy jeszcze jak wyrzucają wodę ze swych grzbietów. Wtedy było jednak ciemno, więc widzieliśmy jedynie zarys płetwy i odgłos, jaki wydawały – relacjonuje Jakub, ta jego opowieść mrozi krew w żyłach, ale na szczęście nie ma dalszego, złego ciągu.

Kiedy rozmawialiśmy (w piątek 18 lutego o godzinie 15 czasu polskiego, na Martynice była dziesiąta przed południem), Dąbrowski i Rostankowski przebywali w marinie, przystani, do której zacumowało wtedy około tysiąc jachtów. Planowali zdobyć nowy silnik do łódki. W sumie planują pozostać na Karaibach przez około dwa miesiące, ale w tym czasie chcą opłynąć inne okoliczne wyspy tego archipelagu. Na początek mają udać się na południe, w rejon wysp Saint Vincent, Saint Lucia, potem odwiedzać kolejne. W Łodzi przechowują także sprzęt do surfowania. - Planuję potem sprzedać łódkę, ponieważ jej sprowadzenie do Polski wiązałoby się z dużymi kosztami. Wrócę raczej samolotem – zapowiada.

Gratulacje od wójta

Koszty udziału w tym rejsie Dąbrowski szacuje na około 40 tysięcy złotych. Dzięki wsparciu finansowemu Miasta i Gminy Jedlnia-Letnisko zakupił maszt oraz inne drobniejsze elementy łodzi. Większość kosztów pokrył z własnych oszczędności, które zarobił w trakcie prowadzonych szkoleń. Łódkę zbudował swoimi siłami, jak to robił – możecie obejrzeć na filmie poniżej.

Zainicjował ponadto zbiórkę pieniędzy na stronie internetowej patronite.pl, za pośrednictwem której udało mu się zebrać około 4,8 tysiąca złotych. Pomogła mu też firma Decathlon. - Nie posiadałem jakiegoś głównego sponsora, który wsparłby mnie większą sumą. Budżet, którym dysponuję, jak na wyprawę atlantycką, jest optymalny. Nie ma już na czym oszczędzić – podsumowuje Kuba.

- Jestem dumny, że mieszkaniec naszej gminy tak godnie reprezentował i promował Gminę Jedlnia-Letnisko. Cieszę się, że mogłem wesprzeć rejs Setką przez Atlantyk. Gratulacje. dla Jakuba oraz wszystkich żeglarzy – napisał na swoim profilu na Facebooku burmistrz miasta i gminy Jedlnia-Letnisko Piotr Leśnowolski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie