Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa Smoleńsk: co zapisano w czarnych skrzynkach tupolewa? Czy to, co ONI chcą, czy prawda?

echodnia.eu; pomorska.pl Aktualizacja:13:36
Z ostatniej chwili: Rosjanie nie wyrazili zgody na publikację treści czarnych skrzynek!

Rosja chce jawności

Dziesiątki wątpliwości w sprawie katastrofy sprawiły, że szef Komisji Spraw Zagranicznych Dumy, który był w ubiegłym tygodniu w Polsce, domaga się, by wszystkie materiały śledztwa rosyjskiego i polskiego były jawne.

W kanale telewizyjnym Rossija-24 stwierdził, że wszystkie szczegóły powinny być opublikowane, by nie było żadnych podejrzeń, że Rosja po raz kolejny coś uknuła lub próbuje coś ukryć.

Mjr Michał Fiszer, ekspert lotniczy, twierdzi, że podstawą do jakichkolwiek ocen mogą być przede wszystkim stenogramy rozmów, które przywiezie z Moskwy minister Jerzy Miller. Ma zastrzeżenia do ocen Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego Rosji, który zbyt łatwo uznał pilotów TU-154 za winnych katastrofy.

Podkreśla, że zbyt mało uwagi poświęcił komitet ewentualnym błędom oficerów z wieży kontrolnej smoleńskiego lotniska.

Wielu polityków i komentatorów twierdzi, że nie wyjaśnią one wątpliwości. Jakość nagrań z kabiny w ostatniej fazie lotu tupolewa jest słaba. Specjaliści podkreślają, że takie katastrofy to najczęściej splot wielu fatalnych okoliczności.

Bez względu na to, opinia publiczna ma prawo do własnej oceny katastrofy na podstawie wszystkich ujawnionych faktów. Sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa Tomasz Hypki wątpi, czy uzyskamy wgląd w całość zapisu rozmów w kokpicie. Chodzi o tzw. osobiste dane lub tajemnicę państwową.

Co wiemy? - wersja oficjalna

Na pewno wiemy, że nie był to zamach terrorystyczny, awaria najważniejszych podzespołów i przyrządów lub eksplozja np. zbiorników z paliwem. Wiemy, że 10 kwietnia tzw. widoczność pozioma w Smoleńsku wynosiła tylko 200-400 m, a pionowa - 50 m. To powinno wykluczać możliwość lądowania każdego samolotu cywilnego na tym lotnisku. Minimalne warunki lądowania to kilometr widoczności poziomej i 100 metrów pionowej.

Wiemy też, że rosyjscy kontrolerzy smoleńskiego lotniska ostrzegli dwa razy polską załogę mówiąc, że nie ma warunków do lądowania. Trzykrotnie o rosnącej szybko mgle informowali piloci polskiego Jaka-40, który godzinę wcześniej wylądował w Smoleńsku.

Na pewno wiadomo również, że załoga TU-154 odpowiedziała kontrolerom, iż wykona próbę podejścia do lądowania na 100 m, czyli na tzw. wysokości decyzji, i jeśli nie zobaczy płyty lotniska, zrezygnuje z manewru.

Z niepełnych informacji wynika również, że przez ostatnie minuty w kabinie przebywał szef sił powietrznych - gen. Andrzej Błasik. Nie wiadomo czy i w jaki sposób mógł wywierać na kapitanie presję, by ten wylądował.

Wcześniej do kabiny załogi wszedł niezidentyfikowany dotąd pasażer pytając o opóźnienie.

Rosyjskie media piszą, że rosyjscy kontrolerzy lotu wpadli w panikę śledząc próby lądowania polskiego samolotu. Decyzję pozostawili załodze.

Połączyli się natomiast z dowództwem w Moskwie prosząc o dyspozycje. Obawiali się, że zakaz lądowania spowoduje dyplomatyczny skandal. Uroczystości w Katyniu musiałyby się wtedy opóźnić o kilka godzin.

Wiadomo również, że załoga świadomie zniżyła lot do 20 metrów i zlekceważyła (zignorowała?) ostrzeżenie systemu TAWS o bliskości ziemi oraz ostrzeżenie kontrolera "Horyzont!"

Ta komenda oznacza natychmiastowe przerwanie manewru lądowania i podciągnięcie maszyny w górę. Być może odpowiedzią na większość wątpliwości jest topografia terenu. Tuż przed płytą lotniska rozciąga się głęboki na 60 metrów parów. W zależności od tego, jakimi urządzeniami odczytu wysokości (nad poziomem morza lub według fal odbitych od dna doliny) kierowała się załoga, można będzie ustalić, czy błąd popełnili Rosjanie, czy polska załoga.

Tymczasem Edmund Klich, szef polskiej komisji, twierdzi, że samolot leciał na radiowysokościomierzu pokazującym rzeczywistą odległość od ziemi, a nie na wysokościomierzu barycznym, pokazującym wysokość nad poziomem morza.

Czego nie wiemy? - wersje nieoficjalne

Prawicowe media sugerują, że jedna z radiolatarni lotniska była uszkodzona i wysyłała błędny sygnał dla samolotu. Tę wersję dementują zarówno Rosjanie, jak i polski pilot wojskowy mjr Michał Fiszer. Twierdzi on, że nawet gdyby radiolatarnia była uszkodzona, nie miało to zasadniczego wpływu na manewr lądowania.

Z kolei pilot Tadeusz Augustynowicz uważa, że mogły odmówić posłuszeństwa stery wysokości. Tę możliwość znów wyklucza mjr Fiszer. Nie wiemy, w jakim momencie załoga dostrzegła pas lotniska - czy była to rzeczywiście wysokość 15 metrów, jak piszą rosyjskie media. Jeśli to prawda, włączenie pełnej mocy silnika musiało skończyć się zderzeniem ze zboczem wzgórza przed pasem.

Nie wiemy też - a mogłoby to wiele wyjaśnić - co odpowiedział gen. Andrzej Błasik, kiedy tuż przed katastrofą kapitan powiedział: "Nie damy rady".

Nic nie wiadomo także na temat zachowania prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jego salonka znajduje się tuż za kabiną pilotów. Zagadką jest też o czym rozmawiał kapitan samolotu z Kancelarią Prezydenta, zanim uzgodnił z wieżą podejście do próbnego lądowania.

Szef PiS Jarosław Kaczyński w piątkowej rozmowie z hiszpańskimi dziennikarzami przekonywał, że brat nie mógł wywierać nacisku na pilotów. - Prezydent nie mógł się zachować, jak samobójca - skwitował.

Stenogramy wszystkich rozmów w kabinie pilota z ostatnich trzydziestu minut lotu, które przywiezie dziś z Moskwy minister Jerzy Miller, będą kluczowe dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy.

Według Hypkiego, odtworzenie rozmów poleceń i komend z ostatniej fazy tragicznego lotu pozwoli z dużą pewnością wskazać na przyczyny tragedii.

Źródło: Gazeta Pomorska
Jeśli premier Donald Tusk wywiąże się z obietnicy ujawnienia dokumentów, które dziś przywiezie z Moskwy Jerzy Miller, wiele wątpliwości zostanie wyjaśnionych. O ile premier nadal będzie wierzył Kremlowi - jak sugeruje Andriej Iłłarionow, były doradca Władimira Putina (o czym pisze "Rzeczpospolita"). Fragment rozmowy poniżej:

Sugeruje pan, że polski rząd daje zbyt dużą wiarę w zapewnienia rosyjskich władz? Premier Donald Tusk wielokrotnie zapewniał, że ma zaufanie do rosyjskich śledczych.

- Jeżeli premier Tusk rzeczywiście tak mówił, to popełnił ogromny błąd. Niezależnie od osobistych relacji ostatnia rzecz, jaką może zrobić szef rządu, to zaufać komukolwiek spoza swojego kraju. To podstawy dyplomacji, które mają zastosowanie nawet do najbliższych sojuszników. Sam spędziłem trochę lat w rządzie i wiem, że w polityce zagranicznej nie można postępować w ten sposób.

Jako osoba prywatna może pan wierzyć, komu chce, bo jeśli się pan pomyli, to tylko pan poniesie odpowiedzialność za swój błąd. Ale urzędnik państwowy, premier, prezydent, nie mają do tego prawa. Stosunki międzynarodowe to branża, w której nie można poprzestać na zaufaniu. W Rosji mamy takie powiedzenie: "ufaj, ale sprawdzaj".

W Polsce też mamy. Władze w Warszawie szybko wykluczyły jednak hipotezę, że za katastrofą mogły stać władze rosyjskie.

- Każdy śledczy wie, że dopóki ostatecznie nie wyjaśni się danej sprawy, nie może wykluczać żadnej hipotezy. Historia zna wiele przykładów śledztw, w których scenariusz, choć początkowo wydawał się absolutnie niemożliwy i niewyobrażalny, ostatecznie okazywał się prawdziwy. Niedaleko miejsca, w którym rozmawiamy, mieści się Muzeum Szpiegostwa. Umieszczono w nim slogan: "nic nie jest takie, jakie się wydaje".

To ważne hasło, gdy ma się do czynienia z tego typu katastrofami. Wraz ze znajomymi zebraliśmy 44 pytania, na które mimo publikacji raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego wciąż nie znamy odpowiedzi. Zaczęliśmy również gromadzić przypadki jawnych kłamstw. I mamy już 27 przykładów kłamstw, które trafiły do mediów i przez jakiś czas obowiązywały.

Niby jakie?

- Tuż po katastrofie usłyszeliśmy, że pilot cztery razy podchodził do lądowania. Wszyscy na lotnisku wiedzieli, że była tylko jedna próba lądowania. Przez wiele dni powtarzano jednak kłamstwo o czterech próbach. Potem zaczęto rozpowszechniać dezinformację, że polski pilot był niedoświadczony. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że miał wystarczające doświadczenie. Mówiono, że nie znał rosyjskiego i nie mógł się porozumieć z wieżą. To też było kłamstwo. Wreszcie nieprawdziwy okazał się czas katastrofy. W kabinie pilotów nie było też żadnej kobiety.

Źródło: Rzeczpospolita

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie