Jan Piątkowski był w mieszkaniu Kustrów, gdy zasłabła 84 - letnia sąsiadka.
- Wezwał mnie sąsiad i mówi: "spadła z łóżka, chodź pomożesz mi podnieść". Przyszedłem do nich do domu i widzę, że kobieta nie daje oznak życia. Myślę sobie: przecież to trup. Ona miała taki wygląd nieszczególny. Ale gdy podnieśliśmy ją, złapała oddech, taki głęboki - mówi Jan Piątkowski.
Razem postanowili zadzwonić po pogotowie ratunkowe.
- Nie minęło pół godziny i przyjechała karetka. Byli w mieszkaniu przez 10 minut. Kierowca jadąc wychylił się i powiedział: "Może pomoglibyście państwo temu człowiekowi. On nie słyszy". Spytałem: "A co się stało. Jego żona umarła ?". Lekarka odpowiedziała: "Stwierdziłam zgon" - opowiada Jan Piątkowski.
To Piątkowscy jako pierwsi we wsi dowiedzieli się, że kobieta ożyła w kostnicy szpitalnej.
- Pracownik zakładu pogrzebowego powiedział, że położyli ją w worku plastikowym na stół, aby włożyć do lodówki i wtedy zobaczyli, że worek się rusza. Potem zauważyli, że ręce sąsiadki ułożyli wzdłuż tułowia, a tymczasem jedna ręka znalazła się bliżej głowy - opowiada Jan Piątkowski.
Jego żona Daniela ma swoją hipotezę. Gdy ją wieziono karawanem po wyboistej drodze trochę trzęsło. - Być może zadziałało to jak respirator - mówi Daniela Piątkowska.
Oboje twierdzą, że nie można winić załogi pogotowia ratunkowego. - Takie rzeczy się zdarzają. Kilkanaście lat temu zabrano człowieka z Policznej do kostnicy. Otwierają rano drzwi, a on siedzi - mówi Jan Piątkowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?