Leniwie przy urnie

Bardzo słabo, a wręcz leniwie i nudno przebiegały pierwsze wybory do Parlamentu Europejskiego w Radomiu. Do wczesnego popołudnia do urn przyszli nieliczni mieszkańcy Radomia. Czy taka frekwencja wystarczy, aby nasz region wysłał swego przedstawiciela do Strasburga? Odpowiedź na to pytanie poznamy za kilka dni.

Rano większość obwodowych komisji wyborczych w Radomiu odwiedzali głównie starsi mieszkańcy.

- Głosowały starsze panie, które wracały z kościoła - usłyszeliśmy w komisji pracującej przy ulicy Słowackiego.

W tym lokalu do południa do urn przyszło około siedemdziesięć osób, na Czarnoleskiej - 93, a na Paderewskiego - 53. W każdym z tych obwodów na listach uprawnionych do głosowania widniało ponad dwa tysiące nazwisk. Równie słaba frekwencja była w lokalu w szpitalu przy ulicy Tochtermana w Radomiu. Tu przed południem zagłosowało tylko dwóch pacjentów oraz jeden lekarz. Jeden z chorych został przywieziony do urn na wózku inwalidzkim. Osoby, których stan zdrowia nie pozwalał na przybycie do szpitalnego lokalu, miały możliwość poproszenia, aby urnę przyniesiono do sali, gdzie leżą. Jednak nikt w szpitalu na Tochtermana nie skorzystał z tego prawa. Ułatwiony dostęp do niektórych lokali miały też osoby niepełnosprawne, bo każda gmina miała obowiązek przygotowania przynajmniej jednego lokalu z podjazdami dla wózków inwalidzkich i odpowiednimi poręczami.

- Rzeczywiście ten obowiązek został dopełniony - powiedziała Elżbieta Białkowska, dyrektor radomskiej delegatury Państwowej Komisji Wyborczej. - W samym Radomiu lokali dostosowanych dla potrzeb niepełnosprawnych było kilkanaście. W regionie radomskim wybory przebiegały bardzo spokojnie. Do południa nie zgłoszono nam żadnych incydentów ani awantur przed lokalami. Nie mieliśmy też informacji o zakłóceniu ciszy wyborczej.