Na ten pojedynek, bokser z Radomia czekał od 31 stycznia, gdy walczył w Kongo z Ilungą Makabu, a stawką wówczas było mistrzostwo świata. Cieślak wówczas przegrał na punkty i doznał jedynek swojej porażki w karierze. Czekał na kolejną walkę, był głodny boksu.
Od pierwszych minut w potyczce z Mabika, Cieślak wkładał sporo siły, ale był też skoncentrowany, aby nie nadziać się na jakiś cios nieobliczalnego i mocnego rywala. Nasz bokser bił mocno, kolejne rundy punktował, ale widać było, że szuka okazji to nokautu. Z kolei zawodnik z Gabonu szczelnie się bronił. Dopiero w szóstej rundzie Mabika został trafiony i był liczony przez sędziego. Chwilę później Mabika doznał kontuzji ręki, poddał walkę, ale już wcześniej był w sporych opałach.
- Pierwsze rundy były dla mnie ciężkie, trochę byłem spiety, ale z każdą rundą było coraz lepiej. Miałem trochę długi rozbrat z boksem i może dlatego. Takie było założenie, żeby uderzyć w ręce bicepsy, dostał mocno i to go osłabiło. Rywal też był mocny - powiedział tuż po walce dla telewizji Polsat, Michał Cieślak
Michał Cieślak nie chciał zdradzić, czy za tydzień zastąpi Krzysztofa Głowackiego i powalczy z Lawrencem Okoli w walce o mistrzostwo świata WBO w kategorii junior ciężkiej. Walka miałaby się odbyć 12 grudnia w Londynie. Cieślak dostał taką propozycję, gdyż Głowacki zachorował na koronawirusa. Radomski pięściarz przed kamerami poinformował, że decyzję podejmie szybko po rozmowie z promotorami.
POLECAMY RÓWNIEŻ:
Paulo Sousa nowym trenerem polskiej kadry