Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy bloku, w którym wybuchł gaz muszą... radzić sobie sami

Janusz PETZ petz@edchodnia
Tymczasowa wyprowadzka: Anna Łoś z dwójką młodszych dzieci znalazła schronienie u rodziny w Radomiu, jej mąż z najstarszym synem wprowadził się do domu rodziny w Zakrzewie.
Tymczasowa wyprowadzka: Anna Łoś z dwójką młodszych dzieci znalazła schronienie u rodziny w Radomiu, jej mąż z najstarszym synem wprowadził się do domu rodziny w Zakrzewie. Fot. Szymon Wykrota
Ludzie poszkodowani po wybuchu gazu w bloku przy Żeromskiego 109 w Radomiu nie mogą pozbierać się w nowej dla siebie sytuacji

KOMENTARZ

KOMENTARZ

Po wybuchu gazu potrzebna superpomoc

Akcję ratunkową po wybuchu gazu wyobrażam sobie tak: pół godziny po eksplozji pod budynek zajeżdżają autokary. Roznegliżowani mieszkańcy, którzy uciekali ze swoich mieszkań, odwożeni są do hotelu - dla każdego lokatora przygotowany jest pokój z łazienką. Wszyscy mają zapewniony obiad, kolację, śniadanie.

Prezydent miasta powołuje sztab kryzysowy. Ten uruchamia dyżury dostępnych przez 24 godziny na dobę specjalnych opiekunów osób pokrzywdzonych. Każdy z pokrzywdzonych - bez zbędnych formalności - dostaje pieniądze na najpilniejsze zakupy, chociażby szczoteczki do zębów, czy bielizny.

Miasto wynajmuje samochody dostawcze, które na zlecenie pozbawionych dachu nad głową ludzi wywozi z ich mieszkań najpotrzebniejsze rzeczy.

Wszyscy pokrzywdzeni ludzie dostają na bieżąco wszelkie informacje dotyczące prac strażaków, ekspertów, fachowców budowlanych. Prowadzeni są wręcz przez pracowników socjalnych za rękę. Pomoc nie ustaje aż do skończenia remontu zniszczonych mieszkań.

Mrzonki? A ile razy w ciągu roku "eksploduje" w Radomiu budynek mieszkalny? Czy naprawdę w XXI wieku nie stać nas na superpomoc dla ludzi wyjątkowo pokrzywdzonych przez los?

Janusz PETZ
[email protected]

Większość z 15 rodzin, które straciły dach nad głową po wybuchu gazu nie może poradzić sobie w nowej sytuacji. Wygląda na to, że do tak nadzwyczajnych zdarzeń nie przystają przepisy prawne, a od służb miejskich na pewno można wymagać znacznie więcej.

W wybuchu życie straciło życie dwie osoby, dwie zostały ranne. Teraz dramat przeżywają rodziny, które straciły dach nad głową.

NIC NIE WIADOMO

Nie ma jeszcze decyzji Inspektora Nadzoru Budowlanego w sprawie remontu budynku, wiadomo już jednak, że została naruszona konstrukcja ścian i bezdomni z ulicy Żeromskiego będą mogli wrócić do mieszkań dopiero za kilkanaście tygodni.

Tak naprawdę wciąż nie wiadomo, kiedy i jak ludzie będą mogli zacząć remontować swoje mieszkania. Nikt z poszkodowanych osób nie skorzystał z możliwości schronienia się w pomieszczeniach przygotowanych przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. - Nie mamy dużych wymagań, ale wieloosobowe pokoje w schronisku to nie są chyba odpowiednie warunki dla rodzin z dziećmi - mówi jedna z poszkodowanych osób.

- Ale czy ci państwo widzieli w ogóle te pokoje? Na pewno nie. Może to nie jest czterogwiazdkowy hotel, ale są tam przyzwoite warunki. Poza tym była to propozycja doraźna, tymczasowa. Dalsze rozwiązanie problemu znalezienia lokum dla tych ludzi to kwestia uzgodnień władz miasta, spółdzielni i zainteresowanych osób - broni Marcin Gierczak, wicedyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Radomiu.

LOKALE SOCJALNE

Spółdzielnia Nasz Dom zaproponowała natomiast mieszkania w budynku socjalnym przy ulicy Energetyków, gdzie są wspólne kuchnie i łazienki na piętrze. - Z tego co wiem dwie rodziny zdradzały wstępne zainteresowanie tymi lokalami - mówi Eugeniusz Woźniak, prezes spółdzielni Nasz Dom.

Tymczasem większość ludzi, którzy stracili w niedzielę dach nad głową próbuje radzić sobie na własną rękę. Wiktor Marczak zamieszkał z żoną u swojej córki. Teraz w mieszkaniu o powierzchni 37 metrów kwadratowych mieszka sześć osób.

Kolejna rodzina podzieliła się na pół - mąż zatrzymał się u swojej mamy, żona z dzieckiem u swojej. Anna Łoś z dwójką młodszych dzieci zamieszkała u krewnych w Radomiu, jej mąż ze starszym dzieckiem mieszka chwilowo u rodziny w Zakrzewie.

W zupełnie awaryjnej sytuacji znalazł się mieszkaniec lokalu na parterze. Mężczyzna jest wdowcem wychowującym sześcioletnie dziecko. Wybuch oszczędził jego mieszkanie - wykrzywione zostały jedynie drzwi, a na ścianach pojawiły się plamy wilgoci. Również on tak naprawdę stał się człowiekiem bezdomnym.

W przeciwieństwie do 10 innych rodzin nie otrzymał jednak zasiłku z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, bo strażacy …nie uwzględnili jego mieszkania na liście szkód powstałych w wyniku katastrofy. - Nie traktujemy tej sprawy jako zamkniętej. To, że część ludzi dostało zasiłki, nie oznacza, że w razie potrzeby nie będą płacone kolejne świadczenia. Zwracam tylko uwagę, że jesteśmy zobowiązani do pomocy podstawowej, wręcz dotyczącej biologicznych potrzeb - mówi Marcin Gierczak.

SPISUJĄ RZECZY

Ludzie od niedzieli borykają się także z problemem zabrania ze swoich mieszkań najpotrzebniejszych rzeczy. - W indywidualnych przypadkach mieszkańcy mogą wejść do mieszkań po wylegitymowani i w towarzystwie pracownika spółdzielni oraz po spisaniu wynoszonych rzeczy. Chcę zwrócić uwagę, że my odpowiadamy za mienie, które tam zostało. Poza tym ważna jest sprawa bezpieczeństwa. Kto da gwarancję, że nie dojdzie do jakiejś katastrofy budowlanej? - pyta Eugeniusz Woźniak.

Lokatorzy skarżą się jednak, że to dla nich krępująca sytuacja, gdy muszą spowiadać się pracownikowi spółdzielni z tego, co zabierają z własnych mieszkań.

Byliśmy świadkami nie wpuszczenia do budynku lokatora, który chciał zostawić w swoim mieszkaniu jakieś rzeczy. Problemy miał lokator mieszkania na parterze. Właścicielem mieszkania jest sześcioletni syn. Długo trwało tłumaczenie, że malec nie ma dowodu osobistego i potrzebne rzeczy powinien zabrać tata. Byli też ludzie, którzy nie mogli dostać się do mieszkań, aby wziąć polisy ubezpieczeniowe potrzebne do zgłoszenia szkód powstałych po wybuchu. Jedna osoba chciała zabrać z lokalu potrzebne lekarstwa.

Sporo osób boryka się z formalnościami, które mają zminimalizować straty wynikające z płacenia za nieużytkowane mieszkania. - Telekomunikacja Polska zgodziła się zawiesić użytkowanie telefonu, ale trzeba płacić 21 złotych miesięcznie, zakład energetyczny w ogóle nie przewiduje możliwości zawieszenia abonamentu, chociaż prądu nie ma i szybko nie będzie - skarży się jedna z lokatorek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie