Od redaktora "Echa Dnia". Co tam program, liczą się emocje

Przedwyborcza gorączka staje się coraz bardziej wszechobecna w życiu publicznym i nie tylko. Dla nas, dziennikarzy, również. Z każdym kolejnym dniem rośnie ilość konferencji prasowych. Politycy, kandydaci na włodarzy (zwłaszcza w większych miastach) wytykają błędy, zaniedbania swoim przeciwnikom, ci zapraszają media na kontrkonferencje i tam przedstawiają swoje celne riposty. Względnie także odczytują oświadczenia w takiej i takiej sprawie. Tematyka jest oczywiście różnorodna. Generalnie chodzi o to, aby uwypuklić wady kontrkandydata, albo celnie odpowiedzieć na jego wcześniejsze zarzuty. Spotkań, briefingów jest coraz więcej, małe ojczyzny odwiedzają znani politycy, komentują lokalne sprawy, problemy, przy tym akcentują, kogo z miejscowych kandydatów zamierzają popierać w wyborach.

Czasem zastanawiam się, co z przedstawianych na wszystkich tych konferencjach tematów, tak naprawdę interesuje przeciętnego zjadacza chleba. Czy dostaje na tyle rzetelną porcję różnych informacji, że może sam wyrobić sobie swoje zdanie. Oglądacie „Ranczo”? W tym serialu niejaki Czerepach radzi wójtowi przed wyborami „Kogo interesuje program? Tego nikt nie czyta, ważne są emocje”. Nawet jeśli ten film oglądamy z lekkim przymrużeniem oka, nie sposób się z owym stwierdzeniem nie zgodzić. Emocje nami rządzą, łatwiej je sprowokować niż przedstawić swój realny program dla miasta czy gminy. Może i my, wyborcy, łatwiej ulegamy tymże emocjom, a nie zadajemy sobie trudu, aby program kandydata przeanalizować (o ile ten go oczywiście rzeczowo przedstawił). Koło się zamyka. Warto jednak, aby tak politycy jak i wyborcy uświadomili sobie, że nie są to jednak igrzyska ani konfrontacje sztuk walki. Chodzi o wybór kogoś, kto będzie sumiennie dbał o nasze codzienne sprawy.