Mają różne zawody i zainteresowania. Różnią je wiek i sytuacje życiowe. Połączyła choroba. Radomskie amazonki opowiadają jak pokonały raka piersi. O przebytej chorobie mówią ze spokojem.
Pani Beata ma 37 lat. O tym, że jest chora dowiedziała się cztery lata temu. - Guzek na piersi zauważyłam przypadkiem. Był wyczuwalny nawet przez biustonosz. Zrobiłam prywatnie badanie usg, a potem usłyszałam wyrok - opowiada kobieta.
Poddała się operacji, a potem chemioterapii.
- Świat jakby się zawalił. Miałam plany, marzenia, w domu pięcioletnią córkę, ośmioletniego syna i przerażonego moją chorobą męża - mówi ze wzruszeniem amazonka. - Bałam się, że nie dożyję Pierwszej Komunii syna, że odejdę w momencie, kiedy dzieciom tak bardzo potrzebna jest matka.
POMOC Z INTERNETU
Pani Beacie z pomocą przyszli bliscy i forum internetowe, na którym spotkała amazonki z całego kraju, a nawet świata.
- Na początku nic nie chciałam czytać na temat raka piersi, nigdzie zaglądać. Potem, gdy odważyłam się wpisać w wyszukiwarce hasło rak piersi, natychmiast wyskoczyło mnóstwo informacji o chorobie i adres forum. Teraz jestem od niego uzależniona - uśmiecha się amazonka.
Swojej choroby pani Beata od początku nie traktowała jako tabu. Natychmiast wysłała wszystkie koleżanki na badanie piersi.
- Nieważne czy ma się 20, 30 czy 50 lat. Choroba może dopaść każdą z nas, a nawet mężczyzn - mówi nasza rozmówczyni.
Potem był strach, że choroba powróci, że to nie koniec koszmaru. Kobieta musiała zaakceptować siebie po amputacji piersi, nauczyć się żyć od nowa i to - jak mówi - jej się udało. Pani Beata pracuje zawodowo, poddała się rekonstrukcji piersi.
- Zrobiłam to dla siebie - mówi otwarcie.
MAMA BEZ WŁOSÓW
Choć amazonka pamięta każdy moment swojej choroby, to tym, który wrył się w jej pamięć głęboko jest reakcja pięcioletniej wówczas córeczki, na widok łysiejącej od chemii matki.
- Dzieci wiedziały, że podczas operacji amputowano mi pierś, że jestem chora, że noszę perukę, bo po chemii wypadły mi włosy. Z drugiej strony nie chciałam, żeby się martwiły, bo przecież mają prawo do beztroskiego życia - opowiada kobieta.
Minęły cztery lata od choroby. Pani Beata jest całkiem zdrowa. Pracuje, wychowuje dzieci. O nowotworze w jej domu mówi się, ale mało.
- Mąż jakby boi się tego tematu, a reszta rodziny traktuje go jak koszmar sprzed lat. Wszyscy wierzymy, że to historia z dobrym zakończeniem - mówi dzielna amazonka.
ZACZĘŁO SIĘ ROK TEMU
Podobną historię przeżyła Anna Pajączkowska. 36-letnia radomianka o tym, że coś złego dzieje się z jej zdrowiem, dowiedziała się rok temu. Zaczęły ją boleć pierś i ręka.
- Pierwsze badanie nic nie wykazało, potem zgłosiłam się do specjalisty na kolejne. Zrobiłam usg i mammografię. Zanim poznałam diagnozę wydawało mi się, że minęły lata, bo napotkałam na strajki lekarzy. Wtedy myślałam o najgorszym. Nie mogłam spać, jeść, niczym się zająć - mówi kobieta.
Okazało się, że guz nie zajął bolącej piersi, a tę drugą i rozwija się w zastraszającym tempie.
- Przygotowano mnie do operacji. Zgodziłam się na wszystko. Zdawałam sobie sprawę, że pierś to atrybut kobiecości, ale chciałam się jak najszybciej jej pozbyć, by ujść z życiem - mówi drżącym głosem kobieta.
Pani Ania usiłowała sobie wmówić, że to coś normalnego, że to choroba podobna do wielu innych, które mijają. Miała dla kogo żyć. W domu czekały na nią małe dzieci.
Chemioterapię nasza rozmówczyni zniosła dzielnie, a brak włosów ukryła peruką.
- Miałam długie włosy, gdy wypadły kupiłam sobie krótkie - śmieje się amazonka.
Pani Ania dowiedziała się o forum dla amazonek.
- To sposób na to, by dowiedzieć się wszystkiego o raku piersi, o postępie choroby, leczeniu, o każdym nawet najdrobniejszym szczególiku tego, co z człowiekiem dzieje się w tych trudnych momentach. Taką wiedzą wymienić mogą się tylko kobiety, które same przeszły koszmar choroby - opowiada Anna Pajączkowska.
Nasza rozmówczyni jest pod stałą opieką lekarza, jest również na rencie. Walka z chorobą dała jej wielką siłę. Teraz pani Ania myśli o tym, by znaleźć sobie interesujące zajęcie.
BABCIA, MAMA I JA
Historia Katarzyny Pyrki, kolejnej z amazonek, to jakby z góry zaplanowany scenariusz. Kobieta jak przez mgłę pamięta chorobę nowotworową babci, a potem zmagania z rakiem piersi matki.
- Wiedziałam, że wcześniej czy później rak mnie dopadnie. Nie pomyliłam się, skończyłam 40 lat i choroba dała o sobie znać - opowiada amazonka.
Guzka na piersi nasza rozmówczyni wymacała jakby przypadkiem. Zgłosiła się na badanie. Lekarz poinformował ją, że nie ma powodów do obaw, a na kolejną kontrolę ma zgłosić się za trzy miesiące. Kobieta jednak nie posłuchała.
- Na drugi dzień udałam się do doktor Danuty Krajewskiej, która kiedyś operowała moją mamę. Opowiedziałam, że w mojej rodzinie choroba jest dziedziczna i że obawiam się, iż mam raka. Przeszłam kolejne badania i biopsję - opowiada kobieta.
Obawy się potwierdziły. Pani Kasia została poddana operacji.
- Gdybym wtedy przeczekała, nie wiem czy teraz bym żyła - mówi kobieta. - Idąc na operację o nowotworze piersi wiedziałam niemal wszystko. Czytałam książki, czasopisma, szperałam w Internecie. Poza tym byłam współchorującą. Moja koleżanka wcześniej zmagała się z rakiem piersi i towarzyszyłam jej w chorobie, tak samo jak i mamie.
CZEKAŁAM NA CHEMIĘ
Pani Kasia twierdzi, że nie mogła doczekać się chemioterapii, bo w podświadomości wciąż miała obrazki sprzed lat, kiedy to z tej formy leczenia nie dane było skorzystać jej mamie. W całej chorobie były też zabawne momenty, które teraz amazonka wspomina z uśmiechem.
- Nosiłam perukę, bo przecież nie mogłam pokazać się na ulicy bez włosów. Pamiętam jak kobiety pytały mnie, gdzie się czeszę, bo tak podobała im się moja "nowa, sztuczna fryzurka" - śmieje się nasza rozmówczyni.
Amazonka z racji choroby musiała zrezygnować z ukochanego zawodu florystki.
- Bardziej niż amputacji piersi przestraszyłam się, że nie będę mogła robić tego, co kocham, czyli układać kwiatów. W takich sytuacjach, gdy dochodzi do amputacji, jest ryzyko, że nie w pełni sprawna będzie też ręka. W moim przypadku chodziło o tę najważniejszą, prawą - wyznaje kobieta.
Amazonka podkreśla, że bardzo ważna jest rehabilitacja pooperacyjna. Jeśli ręka nie jest "wyćwiczona" i dojdzie do jej nadwerężenia, na przykład przy domowych pracach, dźwiganiu zakupów, nawet po kilku latach może dojść do poważnych komplikacji. Pani Kasia, tak jak jej koleżanki, nie rozstaje się z forum internetowym.
NA FORUM BEZ WSTĘPÓW
- Tylko tam rozmawia się bez wstępów. Każda z nas wie, że ta po drugiej stronie albo przeżyła to samo, albo jest w trakcie choroby, chemii, po lub przed operacją. O tym jak jest nie powie lekarz, tylko inna amazonka - mówi pewnie kobieta.
Pani Kasia nie jest odosobniona w twierdzeniu, że choroba coś wniosła w jej życie. Podobnie twierdzą jej koleżanki. Jest zadbaną, pogodną kobietą. Stara się dostrzegać drobiazgi, cieszyć się chwilą.
- Choć nie układam tych swoich kwiatów, to żyję aktywnie. Staram się nie wracać do tego, co stanowi rozdział zamknięty, ale wystarczy, że człowiek znajdzie się w dołku, ma chandrę i ten strach wraca - mówi poważnie kobieta. - Nasze historie są jednak świadectwem, że rak to nie wyrok, że po nowotworze można żyć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?