Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Raczkowski: Nie ma nic gorszego dla spektaklu piłkarskiego niż sędziowanie przy pustych trybunach

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Paweł Raczkowski: Nie ma nic gorszego dla spektaklu piłkarskiego niż sędziowanie przy pustych trybunach
Paweł Raczkowski: Nie ma nic gorszego dla spektaklu piłkarskiego niż sędziowanie przy pustych trybunach Pawel Relikowski / Polska Press
Przyłbica, elektroniczny gwizdek i być może VAR. O nowych zasadach sędziowania opowiada nam Paweł Raczkowski. 36-letni arbiter z Warszawy przygotowuje się do wznowienia rozgrywek w Polsce. - Jako 17. drużyna ekstraklasy, chcemy, by liga wróciła do gry. Na pewno nie staniemy okoniem, bo coś nam nie będzie pasowało - podkreślił sędzia międzynarodowy.

Biegał już pan w maseczce?
Oczywiście próbowałem, jednak nie było to najlepsze doświadczenie. Problem jest złożony. W ostatnich dniach odbyliśmy bardzo ciekawą telekonferencję z jednym z doktorów, który opracowuje plan wznowienia rozgrywek. Próbujemy zrobić wszystko, by zminimalizować ryzyko zakażenia, ale maseczka to nienajlepszy pomysł. Wszyscy, którzy biegali w modelach antysmogowych na pewno wiedzą, że oddychanie jest bardzo utrudnione. Obecnie od kilku dni testujemy przyłbice, które mają być alternatywną dla maseczek. W trakcie meczu przebiegamy średnio 10-12 kilometrów, szybko oddychamy, pocimy się, na razie upału nie ma, ale będziemy grać w czerwcu i w lipcu, więc potrzebne jest narzędzie, które w znaczący sposób nie będzie uciążliwe podczas biegania, a w skuteczny sposób ochroni i zminimalizuje ryzyko zakażenia. Mamy niecały miesiąc do ligi, w tym czasie razem z lekarzami i ponad 120 sędziami będziemy rozmawiać i szukać rozwiązań, tak aby nasza praca nie była niczym rozproszona i przede wszystkim bezpieczna.

Na chłopski rozum – jeśli w obydwu drużynach nie będzie chorego, sędziowie też przejdą pomyślnie testy, to skąd między wami miałby się pojawić koronawirus?
Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale pan profesor bardzo dokładnie się na ten temat wypowiedział i nie chciałbym wchodzić w kompetencje wydziału medycznego i lekarzy, którzy pracują nad tym projektem. Jeśli przy aspektach bezpieczeństwa jest mowa o sędziach, to ufamy profesorowi. Tyle tylko, że teoria i praktyka to dwie różne rzeczy. Warunki meczowe to jedno, a codzienność - czyli profilaktyka, przestrzeganie obostrzeń i nakazów powodujących, że wszyscy będziemy bezpieczni - to drugie. Wymaga to od nas wszystkich - i nie mówię tu tylko o piłkarzach czy sędziach, ale i trenerach, całych sztabach szkoleniowych, czy obsłudze technicznej - olbrzymiej odpowiedzialności i samokontroli. Musimy zdać sobie sprawę, że zdrowie nas wszystkich zależy od zachowań, które prezentujemy na co dzień wykonując podstawowe czynności, chociażby w trakcie wyjścia z domu czy podczas drogi na mecz. Jesteśmy wdzięczni za uwagi, ale od nas wymaga się decyzyjności. Nikt nie będzie tłumaczył sędziego tym, że miał maseczkę czy przyłbicę. My też nie chcemy mieć tego argumentu, że cokolwiek przeszkodziło nam we właściwej ocenie. Będziemy nad tym pracować. Najważniejsze, żeby dobro piłki nożnej i jej atrakcyjność było ponad to, czego chcą piłkarze i sędziowie.

Co z elektrycznym gwizdkiem i systemem VAR, którego ma nie być?
Wydaje się, że elektryczny gwizdek to sprawa przesądzona. Na ten temat już nawet nie dyskutujemy. Urządzenie ma trzy tony, gdzie dźwięk jednego z nich jest najbardziej zbliżony do dźwięku standardowego gwizdka sędziowskiego. Spełnia nasze wymagania i w pełni go akceptujemy. Co do systemu VAR, mam nadzieję, że uda nam się stworzyć takie procedury i warunki do pracy, aby móc bezpiecznie pracować w tak małym pomieszczeniu jakim jest wóz operatora. Wprawdzie od trzech lat się nim posiłkujemy, ale – w moim przypadku - przez wcześniejsze dziesięć lat doskonale radziłem sobie na boiskach ekstraklasy bez niego. Oczywiście przez ten czas w kilku sytuacjach by się przydał, ale nie podnośmy tego do rangi decydującej o obrazie piłki nożnej. Nie myślmy o VAR, że jest czymś, co definiuje sędziowanie. Ktoś bez odpowiedniego doświadczenia i czucia gry, postawiony w sytuacji, w której staje na boisku, dostaje w rękę gwizdek i musi zarządzać meczem, będzie miał olbrzymie trudności z zapanowaniem nad tym, co dzieje się na murawie, nawet jeśli miałby do pomocy VAR. Natomiast jego brak nie sprawi, że sędziowie stracą umiejętności. Z VAR-em czy bez – jestem pewny, że staniemy na wysokości zadania. Chcę to podkreślić, że jako 17. drużyna ekstraklasy, chcemy, by liga wróciła do gry. Na pewno nie staniemy okoniem, bo coś nam nie będzie pasowało. Chcemy rzetelnie i konstruktywnie przedyskutować wszystko, żeby później nikogo nie zawieść.

ZOBACZ TEŻ:

IFAB chce wprowadzić żółte kartki za plucie przez piłkarzy podczas gry.
Myślę, że to będzie kwestia regulacji wewnątrz ligi. Oduczenie odruchu plucia jest przede wszystkim w interesie piłkarzy, bo to zachowanie ryzykowne dla powodzenia dokończenia rozgrywek. Z jednej strony plucie nie jest konieczne, z drugiej, gdy będzie gorąco, słyszałem o pomyśle spluwaczek przy linii bocznej. W każdym razie jestem pewny, że po tym, co nas obecnie spotyka, pewne zachowania uda się wyeliminować. To tak jak nauczyliśmy się już, że będąc w sklepie i mając rękawiczki, nie dotykamy nimi do twarzy. Wierzę, że samoświadomość na boisku też będzie wysoka. Bardziej zwróciłbym uwagę na dyskusje z sędzią. Mam nadzieję, że piłkarze będą pamiętali, iż nasza decyzja podjęta z optymalnej odległości 10-15 metrów jest ostateczna i nie będzie kontestowana poprzez podbieganie do nas.

Trzy miesiące temu to wydawałoby się fantastyką, ale wyobraża pan sobie sędziowanie meczów nie na boisku, a sprzed ekranu?
Co prawda dużo rzeczy sobie nie wyobrażałem, będąc młodym człowiekiem, a teraz mają one miejsce, ale czegoś takiego sobie nie wyobrażam. Chociaż trudno przewidzieć, co przyniesie przyszłość i mam wrażenie, że nic nie jest w stanie mnie już zaskoczyć. Jednak piłkarskie widowisko potrzebuje pewnych celebracji. Piłkarze potrzebują kontaktu z sędzią, wskazówek, upomnień. To składowe futbolu, bez tego nie byłoby tylu emocji.

Izolacja przeszkadza panu w treningu?
Nie jest niczym nowym, bo jesteśmy zupełnie innym przypadkiem niż piłkarze. Decydując się na profesjonalne kontrakty z PZPN w 2012 r., sędziowanie stało się naszą pracą i podjęliśmy wyzwanie trenowania indywidualnego. Oczywiście pod okiem specjalistów, którzy układają dla nas plany treningowe. Bardzo szybko nauczyliśmy się samoorganizacji i planowania dnia pod kątem obowiązków zawodowych, a przede wszystkim oddzielania ich od spraw domowych. W szerszym gronie spotykamy się raz w miesiącu, by potrenować i analizować meczowe sytuacje, ale na co dzień ćwiczymy sami. Organizujemy sobie dzień i odpowiedzialnie podchodzimy do obowiązków, z których jesteśmy rozliczani. Pandemia mnie pod tym względem nie ograniczyła, poza tym, że nie mogę iść na basen czy siłownię. Ale już wcześniej zgromadziłem tyle sprzętu, że niczego mi nie brakuje, by być w odpowiedniej formie. Obecnie mieszkam niedaleko Warszawy, wokół mnie las, więc mam też gdzie biegać. Ponadto nasz trener Grzegorz Krzosek czuwa nad tym, abyśmy byli odpowiednio przygotowani fizycznie, a psycholog Paulina Nowak w każdej chwili jest gotowa nam pomóc, gdybyśmy chcieli zwrócić się do niej z jakimś problemem.

Forma fizyczna to jedno, ale co z sędziowską praktyką?
Wspaniałą rzeczą jest trenować pięć dni w tygodniu, jak zawsze, i w weekend dostać nagrodę w postaci meczu. Sztuką jest, żeby zachować mobilizację tydzień po tygodniu, gdy tych spotkań nie ma. Ostatni raz byłem na meczu 13 marca w Glasgow, Rangersi grali z Bayerem Leverkusen w Lidze Europy. Swoją drogą, już wtedy mówiło się o zamykaniu granic, a w Wielkiej Brytanii jeszcze o niczym takim nie było mowy. Na stadionie 50 tys. kibiców, a obok hotelu, w którym mieszkaliśmy, na koncercie bawiło się 30 tys. ludzi. Wracając do praktyki. Naszym światełkiem w tunelu jest wznowienie rozgrywek i w pełni odpowiedzialny powrót na boisko. UEFA i PZPN cały czas dbają, żebyśmy byli pod prądem i organizują nam różnego rodzaju ćwiczenia. Tu właściwie jest tak, jakby pandemii nie było. Tyle tylko, że nie przybywa nowych sytuacji. Sędziowanie polega na tym, by – poza wyczuciem – wyrobić w sobie pewne mechanizmy. Skoro oglądaliśmy sytuacje dziesiątki, setki czy tysiące razy, one nam się utrwalają. Gdy widzimy je na boisku, musimy podjąć adekwatną decyzję do wytycznych. I nad tym cały czas pracujemy.

Zrobiło się panu przykro, gdy zobaczył plan pomocowy PZPN, gdzie ani słowa nie było o sędziach, a później związek obniżył wasze wynagrodzenie?
Zdajemy sobie sprawę, jesteśmy świadomi i akceptujemy to, że pełnimy rolę pomocniczą i nigdy nie będziemy na piedestale, bo to piłkarze tworzą widowisko jakim jest mecz. Z drugiej strony nasza obecność i praca są składową tego spektaklu. Dla nas największym komplementem jest, gdy się o naszej pracy nie mówi. Znamy swoje miejsce w szeregu, godzimy się z nim i się nie obrażamy. Znamy też swoją wartość i walczymy o swoje racje, ale bez uszczerbku dla piłki nożnej. W końcu futbol to przede wszystkim nasza pasja i zależy nam, by liga wystartowała.

ZOBACZ TEŻ:

A był moment w ostatnich tygodniach, w którym pan pomyślał, że trzeba będzie wrócić do codziennej pracy?
Piłka nożna i sędziowanie jest moją pasją i zawodem. Robię to co kocham i doceniam, bo wiem, że niewielu jest ludzi, którzy mogą tak powiedzieć. Jednak gdyby piłka nożna się załamała, to nie miałbym najmniejszego problemu, żeby wrócić do ciężkiej pracy, do której mam olbrzymi szacunek. Mam duże doświadczenie, jeśli chodzi o pracę zawodową i zaangażowałbym się w nią tak samo. Natomiast jestem pełny ufności w działania PZPN. Wiem, że związek nie naraziłby nas na niebezpieczeństwo. Jeśli została podjęta decyzja o wznowieniu rozgrywek, to jestem spokojny i wiem, że było ona w pełni przemyślana i przedyskutowana na wielu płaszczyznach, a nie podjęta pod wpływem emocji.

Skończył pan psychologię i resocjalizację. Jak z tej perspektywy patrzy pan na izolowanie społeczeństwa w trakcie pandemii?
Izolacja więzienna jest efektem decyzji podjętej wbrew woli człowieka, więc ma przymusowy charakter i wiąże się z licznymi zakazami. Jeśli wydaje nam się, że spędzenie w przymusowej izolacji dłuższego czasu będzie dobre, żeby na przykład zgłębić niedobory naszej wiedzy, czy uzupełnić braki w literaturze, to bardzo mylące. Izolacja przymusowa jest czymś, co powoduje naszą destrukcję i czujemy się w pewnym momencie bezwartościowi i niepotrzebni. To nie jest coś, o czym myślimy na co dzień, kiedy przy natłoku pracy, marzymy by zostać parę dni w domu. Zresztą pokazuje to obecna sytuacja. Przez pierwsze dwa tygodnie większość była zafascynowana, jak ma dużo czasu, by spędzić go z rodziną, pograć w Monopol, zrobić porządek w szafie. Po tym czasie zaczynały się różnego rodzaju schody.

Jak bardzo koronawirus pokrzyżował pana plany zawodowe?
Pokrzyżował na pewno, ale biorąc pod uwagę tragedie innych ludzi, to nie śmiem narzekać i uskarżać się na swój los. Wielu ludzi potraciło nie tylko pracę i środki do życia a przede wszystkim najbliższych. Podchodzę do tego z pokorą. Najważniejsze, że jesteśmy zdrowi.

UEFA w sierpniu chce rozegrać Ligę Mistrzów i Ligę Europy. Jak dziś wyobraża pan sobie podróżowanie?
Na razie nie ma na to miejsca. Zamiast zastanawiać się, jak dotrzeć do Frankfurtu czy Monachium, myślimy, jak przemieścić się z Warszawy do Gdańska czy Krakowa. Każdy z nas marzy o tym, żeby wszystko wróciło do stanu rzeczy sprzed pandemii, ale na to na razie się nie zanosi. Do tej pory było tak, że jechaliśmy do danego miasta dzień przed meczem i na miejscu przygotowywaliśmy się do zawodów , włączając w to nocleg w hotelu. Dziś konkluzje są takie, by podróżować w dniu meczu. Przed nami małe kroki, zobaczymy, kiedy przyjdzie czas na duże. Miejmy nadzieję, że one nadejdą, aczkolwiek zawsze z tyłu głowy będziemy mieli to co się dzieje. Jesteśmy wyjątkowym pokoleniem, które trafiło na nieciekawe czasy.

ZOBACZ TEŻ:

Podoba się panu pomysł, by sędziowie prowadzili mecze w swoim regionie?
Moim zdaniem na dziś jest najlepszy z możliwych. Jeżeli stworzylibyśmy zespoły sędziowskie, to moglibyśmy prowadzić mecze również z systemem VAR w krótkich odstępach czasowych. Odległości między miastami nie są duże, więc dojazd w dniu meczu nie byłby kłopotem. Żeby zminimalizować ryzyko zakażenia, regionalizacja byłaby optymalna.

Tylko czy środowisko jest gotowe, by sędzia z Warszawy sędziował w meczu Legii, z Poznania – Lecha i tak dalej?
Sędziowanie to nasza praca i zapewniam, że żaden z nas nie zaryzykowałby swojej kariery względem emocji klubowych. Jesteśmy profesjonalistami i przede wszystkim uczciwymi ludźmi, którzy największą satysfakcję czerpią z dobrze wykonywanego obowiązku. Jeśli pyta mnie pan czy miałbym problem z tym, żeby sędziować na Łazienkowskiej, to nie, nie miałoby to dla mnie żadnego znaczenia.

Na pewno przez najbliższe miesiące mecze będą rozgrywane bez kibiców. Z perspektywy sędziego będzie łatwiej?
Czemu pan tak myśli?

Bez względu na to, kto jak radzi sobie z atmosferą na trybunach, gdy obrońca drużyny gości zrobi dynamiczny wślizg we własnym polu karnym, to trybuny od razu rykną. Teraz będzie cisza, sytuacja bardziej zero jedynkowa.
Nic bardziej mylnego, nie ma nic gorszego dla spektaklu piłkarskiego niż sędziowanie przy pustych trybunach. Raz miałem nieprzyjemność – tak to trzeba powiedzieć – sędziowania takiego spotkania. To było na stadionie w Bukareszcie, który przypomina nasz PGE Narodowy. Proszę uwierzyć, to jedno z gorszych doświadczeń w mojej karierze. Nie życzę sobie tego, choć rozumiem, że tak teraz musi być. Oby jak najkrócej. Puste trybuny to utrapienie dla wszystkich – od sędziego przez piłkarzy, po działaczy i telewizje. Ale da się i to zrobimy. Potrzebujemy takich chwil jak widowisko piłkarskie, żeby znaleźć odskocznię i pocieszenie w obecnych czasach. A dla nas to nie będzie żadne ułatwienie. Po prostu szkoda. Tym bardziej w Polsce. Wielu zagranicznych kolegów, którzy przyjeżdżali prowadzić mecze na Narodowym czy na Legii nie dowierzało w to, jak trybuny u nas żyją. A to wciąga, pozytywnie nakręca i powoduje, że koncentracja i czucie meczu jest większe. Wtedy spotkanie trwa nie 90 minut a dosłowne chwilę.

Liczy pan, że tęsknota kibiców za piłką nożną sprawi, że będą oni bardziej wyrozumiali dla sędziów?
Może będzie tak jak ze starym znajomym, którego długo się nie widziało i sama myśl na spotkanie będzie czymś co powoduje uśmiech na twarzy? Mam taką nadzieję, jednak nie na tyle naiwną, żeby wierzyć, że po jakimś czasie kibice nie wrócą do swoich poprzednich zachowań, kiedy to sędzia był najłatwiejszym celem, w momencie kiedy jego ukochanej drużynie nie szło na boisku. Jednakże inną sprawą są mecze i żyjące podczas niego trybuny, kiedy wielu z nas funkcjonuje inaczej w dużych zbiorowiskach, a zupełnie inną bezpośrednie spotkania z kibicami przed czy po meczu na stadionie, bądź na ulicy czy w sklepie. Wtedy jest czas na rozmowę, pytania, wspólne zdjęcie i wyrazy sympatii. Wynika to również z tego, że staramy się być bardziej dostępni dla kibiców, wpuszczając choćby kamery do szatni i podpinając mikrofony, ukazując niejako od środka jak wygląda nasza praca i z czym mierzymy się w trakcie meczu.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

NIE PRZEGAP:>> CZY ROZPOZNASZ KIBICÓW POLSKICH DRUŻYN PO BARWACH? ROZWIĄŻ QUIZ! <<

Tomasz Kwiatkowski o zmianach IFAB i nowych przepisach gry: Piłka nożna ma być płynniejsza i bardziej widowiskowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie