Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

[PJONGCZANG 2018] Ruszają zimowe igrzyska olimpijskie w Pjongczangu. Co powinniśmy wiedzieć o Korei Południowej przed startem igrzysk?

Kazimierz Sikorski
AFP/EAST NEWS
Mieszkańcy Korei Południowej są bardzo zdyscyplinowani, skryci i rzadko się uśmiechają, jednak poczytywani są za osoby serdeczne. Potrafią np. nieznajomego cudzoziemca obdarować małym prezentem lub zaprosić go posiłek. W życiu zawodowym kierują się ogromnym posłuszeństwem dla firmy i swoich przełożonych.

Zimowe igrzyska w Korei Południowej są nie tylko świętem sportu i promocją Seulu. To też ważne wydarzenie polityczne i towarzyskie. Przede wszystkim z uwagi na sąsiedztwo i udział ludzi z komunistycznego skansenu, jakim jest Korea Północna na tej imprezie. Poza wynikami i medalami świat bacznie będzie przyglądał się zachowaniom organizatorów i gościom, głównie tych z Północy.

CZYTAJ TAKŻE: Pjongczang 2018: Koreańskie igrzyska przyszłości, ale przeszłość też ciągle wraca

Po jednej stronie ludzie, jak z innej epoki, zastraszeni, biedni, niedożywienie, których wytresowano, by czcić swojego wodza. Po drugiej ich bracia, Koreańczycy z Południa, kraju uznawanego za silny segment zachodniego świata, kraj nowoczesny, nie wolny od wad, ale z filarami demokracji, która jest obca Północy. Oddziela je pas ziemi niczyjej i graniczne bariery, których próżno szukać w innym miejscu na świecie. I tak od siedmiu dekad, od narodzin dwóch państw koreańskich, z których Północ zatrzymała się w innej epoce. Mieszkańcy Korei Północnej nawet nie wiedzą, że ich dochód na głowę stanowi zaledwie jedną dwudziestą tego, co ma przeciętny Koreańczyk z Południa. Po trzyletniej wojnie (1950-53) Koree wyszły osłabione, kto wie, czy część Południowa nie bardziej. Korea Południowa uchodziła wtedy za jeden z najbiedniejszych, jeśli nie najbiedniejszy kraj na kuli ziemskiej. Jeszcze w latach 70. nie miała się czym pochwalić, nie górowała nad sąsiadem z Północy, była biedniejsza od Polski. Dziś to inny kraj, jego mieszkańcy mogą bez problemów podróżować, o czym ich bracia z Północy mogą tylko pomarzyć. Tym ostatnim pozostaje praktycznie tylko ucieczka do Korei Północnej, co jest praktycznie niemożliwe, albo wybierają dłuższą drogę do wolności przez Chiny.

Korea Południowa przyciąga, bo przeżyła dekady temu gospodarczy cud. Wziął się on z kilku rzeczy. Pierwszym było oszczędzanie. Drugim inwestowanie. Dość powiedzieć, że w latach 80. inwestycje publiczne były tam większe niż dodatki socjalne. Europa nigdy by sobie na to nie pozwoliła. Poza tym mieszkańcy tego kraju są bardzo ambitni, garną się do nauki i to do tego stopnia, że od nich tylko Chiny i Indie wysyłały do Stanów Zjednoczonych więcej studentów. W pewnym momencie okazało się, że studiujących było w Korei Południowej zatrzęsienie i rząd wprowadził zakaz korepetycji po godz. 22.

Za podstawę cudu uznaje się też czebole, to znana tylko w tym kraju forma koncernów, które wypączkowały w latach 70. z małych firm prywatnych, które były powiązane z państwem więzami personalnymi i rodzinnymi.

CZYTAJ TAKŻE: Pjongczang 2018. Kiedy startują Polacy? [PROGRAM, TRANSMISJA, STREAM, ONLINE, TERMINARZ]

Panujący wtedy wojskowi chętnie je wspierali, powstały takie czebole, jak Daewoo, Hyundai, Lucky Goldstar (dzisiejsze LG Group) i Samsung. Współpracując z japońskimi i zachodnimi firmami produkowały one nowoczesne samochody, statki, elektronikę. Państwo wspierało firmy, które otwierały nowe rynki, stawały się coraz bardziej nowoczesne i konkurencyjne.

Czebole miały państwową tarczę przed zagraniczną konkurencją i były wręcz przymuszane do rozpychania się na światowych rynkach. Kiedy biznes kulał pozwalano im upaść, tak zrobiono z Daewoo. Taka polityka sprawiła, że Korea Południowa szybko stała się ważnym graczem w takich sektorach, jak przemysł zbrojeniowy go, motoryzacja, produkcja statków, branża farmaceutyczna i elektroniczna.

Skoro Koreańczykom wypaliły czebole, to dlaczego inni nie poszli ich śladem? Wydaje się, że tylko Seul mógł stworzyć taką formę biznesu, bo gdyby np. w jakimś kraju europejskim czebole cienko przędły, to z uwagi na więzy personalne z władzą ratowano by je za wszelką cenę, by tylko nie upadły.

Jacy są Koreańczycy z Południa? Lotnisko we Frankfurcie nad Menem, ląduje maszyna z Seulu. Wystarczy popatrzeć na pasażerów i rodzi się taka refleksja: oni trzymają się razem, jakby byli z jednej klasy, nawet do restauracji idą grupami. Trudno z nimi pogadać, angielski znają słabo, nawet młodzi ludzie.

Siadam w poczekani obok Koreańczyka w średnim wieku. Mówi, że jest inżynierem z południa kraju i jest dumny, że jego kraj zorganizował zimową olimpiadę. Na początku o tych z Północy nie chce rozmawiać. Kiedy pytam, czy widzi oczami wyobraźni połączone Koree, najpierw na jego twarzy pojawia się uśmiech, potem zdziwienie. - To niemożliwe, nie ma takich pieniędzy i przypomina, że do tej pory, mimo gigantycznych środków wpompowanych we wschodnie Niemcy nadal odstają one od tych z zachodu. - Z nami byłoby inaczej, przecież Północ została kilka dekad w tyle, nie tylko technologicznie, ale i mentalnie - mówi mój rozmówca, przepraszając za swój słaby angielski.

Nie musiał się wstydzić za angielski, ale wiele lat temu przekonałem się, co znaczy brak znajomości tego języka u Koreańczyków. Było to w Pusan. Wysiadłem z samolotu i pytałem wszystkich naokoło, jak dojechać do portu. Taksówkarz nie rozumiał, o co mi chodzi, podobnie jak obsługa lotniska. Wybrnąłem z kłopotu czekając na kolejny samolot. Ktoś z przylatujących w końcu pojął, o co mi chodzi i napisał na kartce, że chciałbym dojechać do portu, dałem kartkę taksówkarzowi i było po kłopocie.

Na cudzoziemca miejscowi patrzyli przyjaznym okiem, ale kiedy na bazarze w Pusan chciałem sfotografować stoisko z psim mięsem, momentalnie otoczył mnie wianuszek ludzi i po ich twarzach widać było, że najlepszym wyjściem będzie ... ulotnienie się z bazaru. Nie wiadomo, czy wstydzili się okrutnych praktyk, którym poddawano czworonogi, czy kierowali się innymi pobudkami.

CZYTAJ TAKŻE: Przemysław Franczak: Gorzka herbata [KOMENTARZ Z PJONGCZANGU]

I pomyśleć tylko, że Koreańczycy z Południa mają ciepłe serca, można uznać, ze należą do narodu ... zakochanych. Bo świętują oni Walentynki aż trzy razy w roku. Jak tradycja nakazuje 14 lutego, ale poprawiają święto 11 listopada i raz jeszcze 24 grudnia. Raz mężczyzna daje prezent swojej ukochanej, innym zaś to ona sprawia mu przyjemność, albo obdarowują się nawzajem. Sympatyczny zwyczaj.

Tajner o IO w Pjongczang: Mamy mniej szans medalowych niż w Soczi

AIP/x-news

Podobnie można powiedzieć o ogromnym szacunku dla ludzi starszych, co jest przyjęte w kulturze wielu azjatyckich krajów. Jeśli więc jedziesz metrem w Seulu choćbyś był najbardziej zmęczony, nie zajmuj miejsca przeznaczonego dla ludzi starszych. To niewybaczalny grzech.

POLECAMY:

Mogą dziwić niektóre ich zwyczaje, jak np. podtrzymywanie ręki, którą podają innej osobie, czy trzymanie dwoma rękoma naczynia, gdy nalewają komuś wodę. Znaczy to, że szanują taką osobę.

Wiele o kraju mówi jego kuchnia. Ta koreańska opiera się na ryżu (głównie białym), choć młodsze pokolenie odwraca się coraz częściej do zachodnich potraw, w tym do fast foodów. Do ryżu obowiązkowo takie dodatki, jak warzywa, zupy i mięsa. Koreańczyk nie wyobraża sobie posiłku bez kimchi, mieszanki kapusty pekińskiej, rzodkwi, marchewki, szczypiorku i czosnku. Poza kimchi popularna jest pasta sojowa, doenjang, a wśród mięsnych dań popularne są bulgogi ( marynowana wołowina, kurczak lub wieprzowina) grillowana na ogniu i galbi (wołowina lub żeberka wieprzowe) - też grillowane.

Ale najstarszym koreańskim daniem jest juk, gotowane ziarna z dodatkiem fasoli, ryżu, grzybów i kurczaka. W każdym mieście spotkać można knajpki z grillem na środku stołu, gdzie na oczach gości przyrządza się wołowinę lub wieprzowinę.

CZYTAJ TAKŻE:Tak wygląda zestaw dla widzów ceremonii otwarcia igrzysk w Pjongczangu

Wszystko to blednie przy olimpiadzie zimowej, która ma pokazać nie tylko zdolności organizacyjne Południa, ale też lepsze oblicze Północy. Pjongjang robi wszystko, by przy okazji olimpiady ocieplić swój wizerunek. Wszak do Korei Południowej zjechał sportowy świat, tysiące dziennikarzy, działaczy, polityków i na pewno wielu z nich skupi uwagę na tym, co robi i jak się prezentuje ta gorsza połówka Korei.

I pewnie dlatego północnokoreański dyktator Kim Dzong Un zdecydował się wysłać statkiem „Mangyongbong 92” 140 członków swego reprezentacyjnego zespołu, a wśród nich najpiękniejsze kobiety, które dadzą światu pokaz śpiewu i tańca. Grupa przybyła do Korei Południowej na pokładzie statku, którym wcześniej podróżowali północnokoreańscy bonzowie. Na pokładzie są bary, restauracje i sklepy z pamiątkami, rodem oczywiście z Korei Północnej.

Zdaniem zachodnich źródeł na pokładzie jednostki, którą ponad ćwierć wieku temu podarowali Pjongjangowi mieszkający w Japonii Koreańczycy szmuglowano materiały potrzebne do rozbudowy arsenału atomowego Korei Północnej. Pjongjang temu stanowczo zaprzeczał, ale był czas, kiedy jednostka nie miała absolutnie prawa zawijać do zagranicznych portów.

Teraz to wspólna koreańska kobieca olimpijska drużyna hokeja na lodzie czuje na ramionach ciężar historii. Ale stoi też w obliczu praktycznych problemów napotykanych przez niewiele czołowych krajowych reprezentacji sportowych.

CZYTAJ TAKŻE: Pjongczang. Nikt jeszcze nie pokazywał w ten sposób zimowych igrzysk olimpijskich

23 hokeistki południowokoreańskie i 12 północnokoreańskich to sportsmenki sobie obce. Przedtem się nie znały. Na wspólny trening miały dwa tygodnie. Jednak sprawa kluczowa polega tu na tym, że kobiety te walczą przede wszystkim o wzajemne zrozumienie.

W ciągu siedmiu dekad podziału narodowego język koreański, jakim mówi się na północy i południu rozeszły się. W Seulu hokeiści [i hokeistki] używają wyrażeń zapożyczonych z angielskiego „pass”, „shoot” i „stick”. W Pjongjangu ich odpowiednicy [i odpowiedniczki] w tym samym kontekście stosują kolejno trzy wyrażenia „yeol lak”, „cheo note kee” i „chay.

Mało trudności? Dodajmy kolejną - Sarah Murray, trenerka hokeistek południowokoreańskich, jest Kanadyjką. W ogóle nie zna koreańskiego - „południowego” ani „północnego”. Aby pomóc w tej kłopotliwej sytuacji Koreańskie Stowarzyszenie Hokeja na Lodzie wydało „rozmówki” zawierające kluczowe słownictwo z tej dziedziny sportu w trzech językach. To jeden z przykładów wyzwań związanych z otwartą właśnie zimową olimpiadą w Pjongczangu. Rządy obu Korei zgadzają się, że igrzyska dotyczą czegoś znacznie więcej niż tylko samego sportu - stanowią okazję do rozpoczęcia procesu gojenia ran podziału i wycofywania z napięcia militarnego, które niedawno groziło wybuchem wojny.

Jednak ten rzadki wspólny występ Północy i Południa ujawnia też dramatyczne różnice kulturowe i polityczne, które potencjalnie mogą prowadzić do katastrofalnych w skutkach nieporozumień i urazów. Korea Północna zagroziła, że wycofa się z udziału w igrzyskach, gdy prawicowi demonstranci z Korei Południowej przywitali jej delegację partyjną podpaleniem flagi narodowej i fotografii Kim Dzong-una. Południowokoreańscy konserwatywni politycy i wielu zwykłych obywateli nie są zadowoleni z powitania dyktatury, której celem jest uzyskanie władzy nad całym Półwyspem Koreańskim.

CZYTAJ TAKŻE: Kuchnie świata, FIFA i... prezerwatywy. Odwiedziliśmy wioskę olimpijską w Pjongczangu

Być może największą potencjalną katastrofą groziłby fakt ucieczki jednego z setek sportowców, urzędników, dziennikarzy, cheerleaderek, muzyków czy specjalistów od pokazów sztuk walki z Północy. Gdyby doszło do tego w Pjongczangu, prezydent Korei Południowej Moon Jae-in znalazłby się między młotem a kowadłem - furią Phenianu i radością konserwatywnych Koreańczyków z Południa. Taki dramatyczny scenariusz wydarzeń nie leży w interesie żadnego z rządów. A z racji mobilizacji na czas igrzysk 60 tys. przedstawicieli różnych służb bezpieczeństwa - jest raczej nieprawdopodobny. „Przedstawcie” Phenianu będą mieć oko na swoich młodych sportowców, a także na siebie nawzajem.

Prezydent Moon to wieloletni orędownik tworzenia dobrych stosunków z Północą. Często zawierał różne kompromisy. W Korei Południowej publiczne eksponowanie narodowych symboli sąsiada stanowi przestępstwo. Jednak zasady olimpijskie wymagają obecności flag wszystkich państw uczestniczących w igrzyskach. Dlatego władze uczyniły wyjątek. Wszystkie inne reprezentacje państwowe powita specjalny oddział południowokoreańskich żołnierzy. Jedynie reprezentację Korei Północnej przywita cywilna gwardia honorowa.

Tylko wspólna koreańska drużyna hokeja kobiet będzie grać pod „flagą zjednoczenia” - przedstawia niebieski kontur półwyspu na białym tle. Znaczna część symbolicznego sukcesu igrzysk zależy od tego na ile członkinie tej drużyny potrafią ze sobą współpracować w grze z przeciwniczkami Gdy hokeistki z Północy po raz pierwszy przybyły na trening natychmiast pojawiły się doniesienia, że panie jedzą osobno. Jednak w czasie treningów okazało się, że dwie Koreanki z Północy obchodzą urodziny w dwa kolejne dni. Zakupiono torty i świeczki, a atmosfera miała ulec ociepleniu. Obie strony zgadzają się też w jednym - „krążek” hokejowy to w jednym i drugim języku zawsze ten sam „krążek”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: [PJONGCZANG 2018] Ruszają zimowe igrzyska olimpijskie w Pjongczangu. Co powinniśmy wiedzieć o Korei Południowej przed startem igrzysk? - Portal i.pl

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie