Na cztery rozegrane w Pucharze Polski spotkania siatkarze Jadaru Radom przegrali... cztery. Ale prawie nikt nie robi z porażek dramatu.
Ze względu na tegoroczne mistrzostwa świata w siatkówce sezon w ekstraklasie rozpoczyna się dopiero 16 grudnia. Aby najlepsze w kraju zespoły "coś robiły", wymyślono Puchar Polski w nowej formule. 10 drużyn Polskiej Ligi Siatkówki uzupełniono dwiema, wyłonionymi w eliminacjach z niższych lig i podzielono na trzy grupy. Przez sześć kolejnych tygodni od 7 października zespoły rywalizują w grupach, grając systemem dwóch meczów (sobota i niedziela) każdy z każdym mecz i rewanż. Takie rozwiązanie miało uatrakcyjnić puchar i podnieść jego prestiż.
Faktycznie, przez zapis w regulaminie o automatycznym awansie do ćwierćfinałów zespołów posiadających w kadrze trzech kadrowiczów spowodował, że znamy już sześć zespołów, które awansowały, a pozostali traktują puchar jako "przetarcie" przed ligą.
OKIEM KIBICA
W czasie obydwu spotkań radomian z AZS Wkrę-met Częstochowa, wśród kibiców przeważały opinie, że w przypadku Jadaru potwierdza się powiedzenie "nazwiska nie grają". Pozbawieni wielkich gwiazd radomianie udowodnili, że potrafią walczyć z faworyzowanym rywalem, muszą tylko więcej z sobą grać. Nie było rozpaczy z powodu przegranej, żądań zwolnienia trenera, ale wiele osób widziało błędy popełniane przez oba zespoły i potraktowanie pierwszego meczu przez gości jak sparingu. Częstochowianie zaczęli bowiem bez Roberta Szczerbaniuka, Andrzeja Stelmacha i Brooka Billingsa. Kibice widzieli pomyłki obu zespołów w zagrywce i ataku, problemy z przyjęciem, a następnie właściwym rozegraniem.
OKIEM TRENERA
Błędy widział także trener radomian Dariusz Luks. Ale uważa, że były to dwa mecze walki i jest zadowolony z postawy drużyny.
- Zabrakło nam trochę szczęścia, doświadczenia, a może boiskowego cwaniactwa jakie ma Częstochowa, aby wygrać przynajmniej jedno, jeśli nie oba spotkania - mówi Luks. - Pamiętajmy, że naszym celem jest walka o utrzymanie w lidze. Gra w pucharach daje nam możliwość sprawdzenia sił.
Radomianie cały czas grają w osłabieniu, bez trzech kontuzjowanych zawodników: Marcina Kocika, Krzysztofa Niedzieli i Mykoły Karzowa. Jednak trener nie szuka usprawiedliwienia w kontuzjach. Uważa, że to nie jest argument. Jeśli ich nie ma, zespół powinien radzić sobie bez nich.
- Mam nadzieję, że porażki w pucharze to frycowe, które wcześniej czy później musielibyśmy zapłacić. Więc może lepiej przegrać w pucharze, a wygrać w lidze? Oczywiście odpowiedzialność za porażki spoczywa na mnie i wcale się przed nią nie bronię - kończy trener.
OKIEM REKONWALESCENTA
Obydwa pucharowe mecze obserwował z trybun kontuzjowany atakujący radomian Krzysztof Niedziela. Przyznaje, że w pierwszym spotkaniu jego koledzy z zespołu radzili sobie w przyjęciu i ataku.
- Myślę, że kluczowy dla obu spotkań był czwarty set sobotniego meczu - mówi Niedziela. - Powinniśmy w nim "dobić rywala", a nie dać mu się podnieść. Gdybyśmy wygrali w sobotę, to sądzę, że zupełnie inaczej potoczyłby się niedzielny mecz, bo to Częstochowa musiałaby szukać sposobu na nas. Ale co ważne i budujące, pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie walczyć z zespołem aspirującym do złotego medalu mistrzostw Polski.
Zdaniem Niedzieli w drugim meczu zabrakło dobrego przyjęcia, bez którego trudno wyprowadzić skuteczny atak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?