Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radom. Znamy mistrzów ortografii - w tym roku jest ich dwóch!

Barbara Koś
Wszyscy laureaci obu dyktand.
Wszyscy laureaci obu dyktand. MBP
Prawie sto osób zmierzyło się w sobotę z pisownią w XII edycji dyktanda radomskiego.

Było wiele nowości. Po raz pierwszy zmieniono miejsce turnieju - dyktando odbyło się w Resursie Obywatelskiej a nie jak dotychczas w sali koncertowej UM. Po raz pierwszy też profesor Andrzej Markowski ułożył dyktando… wierszem. I po raz pierwszy było Dyktando Mistrzów.

Do udziału w XII otwartym konkursie o tytuł Radomskiego Mistrza Polskiej Ortografii zgłosiło się 120 osób, ostatecznie do pisania przystąpiło 98 osób (w tym 13 z powiatu). Tekst podyktował profesor Andrzej Markowski. Następnie odbyło się Dyktando Mistrzów. Tu zaproszeni zostali wszyscy nagrodzeni i wyróżnieni w poprzednich edycjach.

Komisja złożona z nauczycieli-polonistów działających w Stowarzyszeniu Nauczycieli Polonistów, oddział w Radomiu i Radomskim Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli wnikliwie sprawdziła każdą pracę.

Mistrzem Polskiej Ortografii 2017 został Michał Tuzinek. Drugie miejsce zajęła Julia Wróbel, a trzecie - Karolina Wasik.
Ponadto przyznano trzy równorzędne wyróżnienia. Otrzymali je: Monika Szewczyk-Rola, Piotr Czerski oraz Łukasz Sałaj.
Nagrodę specjalną otrzymał Arkadiusz Kleniewski. Laureaci odebrali dyplomy i nagrody z rąk profesora Markowskiego.

Do pisania Dyktanda Mistrzów przystąpiło 14 osób. Mistrzem Mistrzów okazała się Agnieszka Jaworska-Więcoszek, pracownik firmy ubezpieczeniowej.

Najlepsi zrobili mniej niż sześć błędów.

- W erze powszechnej cyfryzacji i rozwoju elektroniki ludzie coraz rzadziej sięgają po słowniki wyręczając się komputerem i internetem. - A to błąd – podsumował oba dyktanda profesor Andrzej Markowski.

Dyktando w konkursie otwartym:

Wyznanie poety wierszoklety
Gdym pisał niegdyś nieskromny poemat,
To co dzień miałem zaprawdę dylemat:
Użyćli naraz w nim onomatopej,
A wiersz to miałby być na pewno trochej,
Czy też posłużyć się niewprawnym jambem,
A rytm podrobić pod kubańską sambę.
I wówczas tak by wybrzmiał niedżezowy//niejazzowy rym:
Hop-siup , tarara albo i rym-cym-cym.
Tu wstawić w wersie chciałbym wielokropek.
Wtem jednak dziarski ów chłopek-roztropek,
Na bakier będąc z mą interpunkcyją,
Wykrzyknął raz w głos: „Niechże mnie zabiją,
Lecz znowuż jakież nowe hocki-klocki
Chcą wte i wewte wyczyniać panoczki,
Ni stąd, ni zowąd, boć tu wielokropka
Nie trzeba. Winna się zapewne kropka
Pojawić. Przecież gdzie indziej na pewno
Można by z nutką tą bezsprzecznie rzewną
Połączyć znak ów wielkiej niepewności,
Jako że kropki w ogóle jawności
W wypowiedzeniach nie unaoczniają,
We trzy za sobą stojąc tylko dają
To, że naprawdę człowiek się nasili,
Myśląc, cóżeście tutaj nadrobili,
Te niby-punkty do wiersza stawiając”.
Więcem już gniewu zupełnie nie tając,
Zrobił, jak widać, na złość tej mądrali
I melanż rymów się doprawdy scalił
W poniekąd dziwne dyktando-wierszydło,
Co nieco jakby mydło i powidło,
A trochę jednak jak kicz częstochowski,
Który napisał był Andrzej Markowski.

Dyktando Mistrzów
:

Przedjaskiniowy landszafcik

Kiedy szarogranatowy mrok z nagła się rozprószył, Ksymena z wolna otworzyła oczy. Musiała jednakże od razu je zmrużyć, gdyż poraził ją przenikliwie ostry niby-laserowy strumień światła. W okamgnieniu zrozumiała, że leży przed niemalże siedemsetmetrową jaskinią, do której, szwendając się wkoło wylotu, nierozsądnie wsunęła się była bez najniezbędniejszego zabezpieczenia. Skonfundowana bezroztropnością swojego postępowania chciałaby doprawdy uciec jak najdalej, gdzieś do Shrekowego Zasiedmiogórogrodu i zaszyć się tam w najniedostępniejszych ostępach puszczy. Albo pogrążyć się w ponadkilometrowej głębi Morza Saragassowego, w bermudach lub nawet bez bermudów, byle tylko jak najdalej od tych superzatroskanych quasi-ochotników ratowników, drepczących w tę i we w tę po nieskoszonej bujnej trawie w oczekiwaniu na helikopter TOPR-u. Wtem uświadomiła sobie, że wieloprzegródkowa torba-plecak, którą miała przerzuconą przez ramię, wonczas gdy zagłębiała się w megaprzepastną jaskinię, zsunęła się najwidoczniej w głąb, gdyż nie dostrzegała jej wokół siebie. A gdzie indziej nie mogła jej zostawić, bo skądinąd pamiętała, że gdzieniegdzie wyciągała z niej różne fatałaszki niezadługo przed tym, jak zeszła w otchłań jaskini. Byłażby to strata niepowetowana? Bo oprócz błahostek i fintifluszek, takich jak zalotka do podkręcania rzęs czy barbadoski zestaw mini do cellulitu, były tam ingrediencje do proliferacji komórek tkanki łącznej, zwłaszcza fibroblastów produkujących kolagen. A taka strata skazywałaby Ksymenę na odejście w urodowy niebyt. Wtem kątem oka spostrzegła, że jakiś nieuważny toprowiec // TOPR-owiec wymachiwał jej nieomal straconą torbą tuż-tuż przed jej skołataną głową. Zrazu jęknęła więc z cicha, wskazując palcem na torbę, i natenczas ścichła, tracąc znowuż przytomność.

Zobacz też: Wiosna Literacka-Marek Krajewski w radomskiej bibliotece

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie