Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siewierski znalazł Azyl w niebie

Piotr Kutkowski
Andrzej Siewierski był urodzonym muzykiem.
Andrzej Siewierski był urodzonym muzykiem. archiwum
Andrzej Siewierski z Szydłowca, legenda polskiej muzyki, nie żyje. Popełnił samobójstwo rzucając się pod pociąg.

Człowiek z charyzmą, żyjący muzyką i który sam był muzyką - tak o tragicznie zmarłym Andrzeju Siewierskim mówi jego kolega z zespołu Azyl P Darek Grudzień. Po zmarłym pozostały wspomnienia i mnóstwo nieznanych jeszcze utworów.

Krótki komunikat policji: "Dąbrówka Zabłotna, gmina Kowala, powiat Radom, 28.12.2007, godzina 16.45 - Maszynista pociągu towarowego Skarżysko-Kamienna - Dęba jadąc w kierunku Radomia najechał na leżącego na torach mężczyznę, który poniósł śmierć na miejscu". Kilkadziesiąt słów, kilka zdań, za nimi cały dramat człowieka, który zginął. Mieszkał w Szydłowcu, nazywał się Andrzej Siewierski. Założyciel i lider zespołu Azyl P, który kiedyś był jednym z najpopularniejszych w Polsce. Stworzyli go w 1982 roku młodzi wówczas mieszkańcy Szydłowca, którzy wcześniej grali w konkurujących ze sobą grupach The Pockets i Rezerwuar.

JAK POWSTAŁ ZESPÓŁ

- Z Andrzejem chodziliśmy do tego samego liceum w Szydłowcu, on był o rok ode mnie starszy - wspomina Darek Grudzień, basista zespołu. - Tworząc Azyl P wykorzystaliśmy boom, jaki wtedy zaczął się pojawiać na rynku muzycznym. Panował stan wojenny, władza wolała, żeby młodzież wyżywała się na koncertach, a nie rzucała w nią kamieniami.

Azyl w nazwie był świadomym odnośnikiem do czasów, w których żyli. Litera "P" pojawiła się w momencie, gdy okazało się, że istnieje już inny zespół o nazwie Azyl. "P" miało ich wyróżniać. I wyróżniło. Wstępem do wielkiej kariery było nagranie na kasecie kilku własnych utworów, które Andrzej Siewierski przesłał do organizatorów Ogólnopolskiego Turnieju Młodych Talentów. Nagrania się podobały, dostali zaproszenie do Radomia na wojewódzki przegląd.

O zespole

O zespole

Azyl P powstał w 1982 w Szydłowcu, składał się z czterech członków, wcześniej muzyków zespołów The Pockets i Rezerwuar. Pierwszy skład Azylu tworzyli: Andrzej Siewierski (gitara, wokal), Leszek Żelichowski (gitara), Darek Grudzień (bas) i Marcin Grochowalski (perkusja). Rok później Azyl P wygrał finał Ogólnopolskiego Turnieju Młodych Talentów, którego pomysłodawcą i przewodniczącym jury był legendarny Franciszek Walicki. 1984 to rok największego przeboju grupy "Małej Maggie". Dzięki niemu Azyl P osiągnął szczyty popularności w Polsce - niekwestionowane pierwsze miejsce telewizyjnych Przebojów "Dwójki" i drugie listy radiowej "Trójki". Zespół został rozwiązany w 1986 roku.

- Wygraliśmy, zakwalifikowaliśmy się do półfinałów krajowych - mówi Darek Grudzień. - Odbywały się one w Warszawie. Po próbie podszedł do nas jakiś facet i powiedział "jesteście moim faworytem". Potem dowiedzieliśmy się, że był to słynny muzyk jazzowy Andrzej Sadowski.

Podczas półfinałowego koncertu każdy z uczestniczących w nim zespołów miał wykonać dwa utwory mieszczące się w czasie 10 minut.
- Mieliśmy w sobie taki zapał, że zagraliśmy trzy utwory, jeden od razu po drugim - opowiada Darek Grudzień. - Zaskoczyła nas niesamowita reakcja publiczności. Zaraz po występie zaczęli przychodzić młodzi ludzie z prośbą o autografy, a przecież o Azylu P tak naprawdę nikt jeszcze wtedy nie słyszał.

Finał miał się odbyć następnego dnia, oni nie liczyli na to, że się w nim znajdą. Spakowali instrumenty muzyczne i pojechali na dworzec. Tam od muzyka ze Skarżyska dowiedzieli się, że muszą wracać.
Koncert finałowy był znowu sukcesem, z dziesiątki wykonawców biorących udział w turnieju jury wyłoniło zwycięzców - dwa zespoły, przyznając im dwie równorzędne drugie nagrody. Tymi zespołami był Azyl P i Klaus Mittwoch. Nagrodą za zwycięstwo była sesja nagraniowa w studiu firmy Tonpress, gdzie Azyl P nagrał dwa utwory: "Twoje Życie" i "Chyba umieram".

DROGA NA SZCZYT

Jesienią "Chyba umieram" znalazło się na czołowych miejscach listy przebojów radiowej "Trójki". Wiosną 1984 roku Darek Grudzień robił maturę i nagrywał wraz z kolegami dla "Trójki" utwór "Mała Maggie". Piosenkę, która stała się największym hitem Azylu P i jego wizytówką.
Darek Grudzień: - Najśmieszniejsze jest to, że jeden z ówczesnych bossów muzycznej branży słysząc to nagranie stwierdził: "Do przedszkola, a nie na estradę". Dwa miesiące później naszą piosenkę śpiewała cała Polska, znalazła się ona też na pierwszym miejscu listy przebojów. Nagraliśmy także do niej teledysk.

Znaleźli się na muzycznym topie, mnóstwo koncertowali i to już nie jako ktoś na rozgrzewkę, a jako gwiazda. - Występowaliśmy w całej Polsce na najbardziej prestiżowych, muzycznych imprezach - wspomina Darek Grudzień. - Zaproszenie do Jarocina stanowiło dla nas szczególne wyzwanie, ale przyznam, że trochę się tego obawialiśmy. Tam liczyło się tylko to, co autentyczne, ale już w chwili, gdy zaczynaliśmy grać zobaczyliśmy, że ludzie zaczynają podchodzić przed scenę i doskonale się bawią.

UTWORY PISANE NA ŁAWCE

Nigdy nie grali utworów innych osób. Często ich piosenki powstawały podczas muzykowania przed blokiem, na ławce.
- Autorem tekstów był Andrzej, one też grał na przykład kilka pierwszych akordów. Potem powstała z tego cała muzyka. Muzyka zresztą cały czas w nim tkwiła, on tylko ją uwalniał z siebie - mówi Dariusz Grudzień.

Granie dla nich, muzyków samouków, którzy dopiero co kończyli szkoły średnie, stało się profesją. Jak się szybko okazało, również bolesną lekcją życia. Darek Grudzień: - My, chłopaki z małego miasteczka staliśmy się konkurencją, kimś, kto odnosi sukcesy. Andrzej brylował na scenie, był urodzonym gwiazdorem. Potrafił rozgrzać publiczność i dowcipnie coś powiedzieć pomiędzy utworami. Znaleźliśmy się na szczycie, ale znaleźli się tacy, którzy zaczęli pracować nad tym, byśmy szybko z niego spadli.

Nagrali dużą płytę, ale nie ukazała się ona w normalnej dystrybucji. Firmowało ją pismo "Razem". Zdaniem Darka Grudnia prawdziwy kryzys pojawił się po koncercie "Rock dla pokoju".
- Przed koncertem zostaliśmy poczęstowani używkami, występ w takim stanie okazał się porażką.

PRÓBA REAKTYWACJI

W 1986 roku zespół został rozwiązany. Losy muzyków różnie się potoczyły, jedni dalej próbowali muzycznej kariery, inni szukali swego szczęścia w świecie. Andrzej Siewierski miał między innymi w Szydłowcu bar, restaurację, prowadził też hurtownię. Ale tak naprawdę wciąż żył muzyką.
W 1994 roku postanowili reaktywować zespół. Ludzie z branży muzycznej zażyczyli sobie, aby nagrali demo.

- Spełniliśmy ten wymóg, choć przecież tak naprawdę o wartości zespołu decyduje nie tylko sucha, nagrana w studio muzyka, ale całe jej otoczenie - emocje, dawany na scenie show, charyzma. To, co się określa atmosferą czy klimatem. Nasze demo pokazywaliśmy w różnych miejscach, ale nikt nie chciał tak naprawdę z nami rozmawiać. W jednej z firm wydawniczych sekretarka już na wstępie zapytała nas, w jakim celu przychodzimy. Andrzejowi jak zwykle dopisywał humor i jak to on od razy wypalił: "W celu matrymonialnym". Okazało się, że prezes firmy była starą panną i od razy byliśmy już na straconej pozycji.

Jedna z wytwórni poprosiła ich o przygotowanie utworów na całą płytę. Zrobili to, przesłali nagrania. I dalej nic.
Darek Grudzień: - Andrzej nie mógł się pogodzić z tą sytuacją. On dalej tkwił w latach 70.-80. Czas dla niego jak gdyby zatrzymał się w miejscu.

ODEJŚCIE

Po dwóch latach niepowodzeń zrezygnowali z powrotu na muzyczną scenę. Kolejny raz spróbowali w 2005 roku, kiedy zaczęła ponownie wracać stylistyka lat 80. Komercyjne stacje radiowe w ogóle nie były zainteresowane ich utworami.
Planowali znowu występować, ale zdawali sobie sprawę, że mogą to zrobić będąc do tego profesjonalnie przygotowanymi. I nie chodziło tu o muzykę, a o sprzęt muzyczny i nagłaśniający. Na jego zakup nie mieli pieniędzy, dlatego szukali sponsorów. Karmiono ich obietnicami, za którymi kryła się pustka.

Musieli raz jeszcze pogodzić się z porażką. W 2007 roku Darek Grudzień nagrywał w domowym studio dla Andrzeja Siewierskiego jego najnowsze utwory. Płyta miała nosić tytuł "Samotny żagiel". Tyle że nigdy nie dotarła do producentów.
Darek Grudzień: - Andrzej bał się kolejnych porażek, upokorzeń, wymijających odpowiedzi albo tego, że w ogóle nie odpowiadano.

Andrzej Siewierski wciąż mieszkał w Szydłowcu, w bloku. Pomagał rodzinie w prowadzeniu punktu optycznego, jego świat był jednak światem z innej bajki. 28 grudnia przebywał u swego stryja. Do torów kolejowych jest stamtąd około 500 metrów. Maszynista widząc leżącego na nich człowieka dawał sygnały, hamował. Pociąg nie zdążył w porę zatrzymać się.

Dla Darka Grudnia śmierć Andrzeja była szokiem. Dwa dni później dowiedział się, że przed śmiercią pozostawił dla niego kartkę. Andrzej pisał, aby wydał jego ostatnią płytę. - To smutna muzyka, o samotności. Zrobię wszystko, by ją wydać...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie