Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć pilotów Na Air Show

Janusz Petz
Chwila po zderzeniu samolotów. Szczątki jednej z maszyn spadają na obrzeża lotniska.
Chwila po zderzeniu samolotów. Szczątki jednej z maszyn spadają na obrzeża lotniska. P. Mazur
Prawdopodobnie jeden z pilotów popełnił błąd podczas wykonywania akrobacji. Dwa samoloty roztrzaskały się w powietrzu.

Na oczach kilkudziesięciu tysięcy widzów podczas sobotnich lotniczych pokazów w Radomiu zginęli dwaj piloci z zielonogórskiej formacji "Żelazny" - twórca grupy Lech Marchelewski i Piotr Banachowicz.

To miał być specjalny pokaz. Z grupą żegnał się jej twórca i jeden z najbardziej doświadczonych pilotów akrobacyjnych w Polsce 62-letni ppłk Lech Marchelewski. Po zderzeniu jeden ze zlinów rozpadł się na oczach tysięcy widzów. Wraki samolotów spadły na obrzeża lotniska. Tam odnaleziono również ciała pilotów: 62-letniego Lecha Marchelewskiego i 24-letniego Piotra Banachowicza. W opinii doświadczonych pilotów błąd popełnił starszy z nich.

KŁOPOT Z HELIKOPTEREM

Wypadek wydarzył się o godzinie 15.46. Zanim piloci z zielonogórskiego zespołu "Żelazny" wzbili się w powietrze, nad lotniskiem kręcił się śmigłowiec stacji TVN 24. Według opinii jednego z pilotów (chciał zachować anonimowość), oczekiwanie na start i dłuższe niż zwykle "grzanie silników" mogło zdekoncentrować pilotów "Żelaznego". Gdy helikopter usiadł wreszcie na płycie, w powietrze wzbiło się sześć samolotów "Żelaznego". Już pod koniec programu pokazów piloci wykonywali figurę o nazwie rozeta. Jej zakończeniem miała być pętla oraz efektowna mijanka.

Piotr Banachowicz oraz drugi pilot "Żelaznego" lecieli na wprost siebie z prędkością około 300 km/h. Obaj schodzili pętlą do mijanki. Jak twierdzi doświadczony radomski pilot Wiesław Wędzonka, przeciążenie przy pętli wykonywanej przez obu pilotów wynosiło około 8 G. Oznacza to, że ciała obu pilotów ważyły osiem razy więcej niż w warunkach ziemskiego przyciągania.
Mijanka to z kolei specyficzna niebezpieczna figura, która polega na tym, że piloci mijają się lecąc idealnie według linii wyznaczonej na ziemi. Zazwyczaj taką linię wyznacza granica pasa startowego i murawy. Jeden z pilotów leci prawą stroną pasa, drugi lewą. Obaj skupiają swoją uwagę tylko i wyłącznie na torze swojego lotu, nie zwracając uwagi na inne samoloty.

NIEDOKOŃCZONA ROZETA

Według opinii Roberta Kowalika, mistrza Polski w akrobacji samolotowej, dwóch pilotów, którzy lecieli na wprost siebie do mijanki, nie zrobiło żadnego błędu.
Program grupy "Żelazny" uatrakcyjniono jednak jeszcze jedną mijanką. Pod samolotami, które miały się minąć równolegle do siebie, miał przelecieć prostopadle do nich 62-letni senior i założyciel "Żelaznych", najbardziej doświadczony w grupie pilot Lech Marchelewski.
- Tylko on widział kolegów przed sobą i mógł zareagować. Oni nie mogli zmieniać toru lotu, bo by się zderzyli, poza tym nie widzieli innych samolotów. Lech Marchelewski leciał za wysoko, ale mógł zareagować. "Dać drążkiem" w górę albo w dół. Dlaczego tego nie zrobił? Nie wiem. Może chciał minąć się w niewielkiej odległości albo miał słabszy dzień - mówi Robert Kowalik.
Lech Marchelewski wleciał pod mijające się dwa samoloty. Piotr Banachowicz - co widać w zbliżeniach filmu z katastrofy - w ostatniej chwili lekko "podskoczył" do góry. Było jednak za późno. Uderzył centralnie i z boku w samolot Marchelewskiego. Jeden z dwóch pilotów uczestniczących w katastrofie wyleciał daleko z kabiny maszyny.

MODLITWA ZA PILOTÓW

- Proszę popatrzeć... Matko Boska... Co się stało?... Chryste Panie... Nie mogą tego przeżyć! - to słowa spikera komentującego pokazu. Potem na lotnisku zapadła trwająca kilkanaście minut cisza, przerywana jedynie odgłosem syren karetek wojskowego pogotowia ratunkowego oraz straży pożarnej.

Jeden ze spikerów, zanim podano wiadomość o śmierci pilotów, wezwał wszystkich widzów do wspólnej modlitwy. Odmówiono Zdrowaś Maryjo i Ojcze Nasz. Grupa pilotów obserwujących zdarzenie w pobliżu Domku Pilota zamilkła. Żaden z nich nie komentował wypadku, żaden nie chciał mówić o przyczynach tragedii.
O śmierci pilotów poinformował przez megafony generał Andrzej Błasik, dowódca Sił Powietrznych.

- Odeszli dwaj nasi koledzy - Piotr Banachowicz i Lech Marchelewski - powiedział generał Błasik.
Po dalszych kilkunastu minutach ktoś odczytał przez megafony wiersz "Marsz Pilotów". - Dziś biało-czerwona szachownica jest bardziej czerwona - stwierdził spiker i poprosił o uczczenie pamięci pilotów minutą ciszy.

GDZIE JEST TRZECI SAMOLOT?

Chwilę po wypadku zupełnie "zapchały się" wszystkie sieci telefonii komórkowych. Najprawdopodobniej niemal wszyscy z 30 tysięcy widzów obserwujących pokazy usiłowali w tym momencie zadzwonić do rodzin i znajomych.
Prezydent Radomia Andrzej Kosztowniak miał okazję posłyszeć komentarze specjalistów od lotnictwa.

- Kilka osób zastanawiało się, co się stało z trzecim pilotem. Nikt nie widział jego lądowania - powiedział Andrzej Kosztowniak.
Wśród widzów zaczęły krążyć różne wersje o losie trzeciego z pilotów uczestniczących w mijance. W końcu okazało się, że trzeci pilot z mijanki wylądował na Sadkowie, a jego samolot nie jest uszkodzony.

BADA KOMISJA

Wieczorem na radomskim lotnisku panowały smutek i przygnębienie. Piloci wojskowych odrzutowców wiele razy oglądali w telewizji powtórki z tragicznego zdarzenie. Żaden jednak z nich nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Niedostępni dla mediów byli członkowie zespołu "Żelazny". W sobotę pracownicy biura prasowego pokazów mieli tylko do przekazania, że żaden z pilotów, ani menadżer grupy nie chcą rozmawiać na temat tragedii.

Wczoraj udało nam się dodzwonić do pułkownika Wojciecha Krupy, członka zespołu akrobacyjnego "Żelazny", który oddał słuchawkę rzecznikowi prasowemu grupy.
- Proszę wybaczyć, ale jedziemy właśnie na rozmowy. Chyba pan rozumie, że mamy dzisiaj bardzo dużo roboty. Może innym razem... - powiedział rzecznik "Żelaznych".

- Przyczyny wypadku zbada Główna Komisja Badania Wypadków Lotniczych. W dochodzeniu bierze udział również radomska prokuratura. Nie sądzę, aby przed zakończeniem tych prac jakikolwiek specjalista od lotnictwa chciał odpowiedzialnie mówić o przyczynach wypadku - powiedział major Wiesław Grzegorzewski, rzecznik prasowy dowódcy Sił Powietrznych.
Po odwołanych niedzielnych pokazach część pilotów odleciało z Radomia już w nocy.

PROKURATURA BADA WYPADEK

Wczoraj szef Prokuratury Rejonowej w Radomiu Robert Czerwiński powiedział, że błąd pilota został uznany przez śledczych za jedną z możliwych przyczyn sobotniego zderzenia dwóch samolotów. Czerwiński przyznał, że badane są też inne możliwe przyczyny: usterka techniczna samolotu lub warunki pogodowe.

- Wstępna ocena przyczyn katastrofy będzie możliwa za kilka tygodni, a ostateczna może nawet za kilka miesięcy - dodał Czerwiński.
Przez całą noc z soboty na niedzielę Komisja Badania Wypadków Lotniczych wraz z prokuratorem pracowała na płycie lotniska w Radomiu. Szczątki obu maszyn zostały odnalezione, ponumerowane i szczegółowo zbadane.
W związku z wypadkiem w Radomiu i Zielonej Górze (Grupa "Żelazny" wywodzi się z Aeroklubu Ziemi Lubuskiej) w sobotę ogłoszono trzydniową żałobę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie