Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Krzesiński, były trener polskich zapaśników pochodzi z Białobrzegów. Przed laty obezwładnił terrorystę! (WIDEO)

Piotr Stańczak
Piotr Stańczak
Stanisław Krzesiński lubi aktywnie wypoczywać między innymi w białobrzeskich lasach.
Stanisław Krzesiński lubi aktywnie wypoczywać między innymi w białobrzeskich lasach. Facebook/Gierka Banaszka
Legendarny szkoleniowiec polskich zapaśników urodził się i wychował w Białobrzegach. Do dziś odwiedza rodzinne strony i tu aktywnie spędza czas ze znajomymi. Swoje największe sukces świętował jako trener, między innymi Włodzimierza Zawadzkiego.

Panie Stanisławie, na początek nietypowe pytanie - jako dziecko lubił pan się bić? Skąd w ogóle zamiłowanie do sportów walki?
- Na pewno byłem aktywnym dzieckiem, sport wszelkiej maści był moim żywiołem. Można śmiało powiedzieć, że byłem na niego skazany. Nawet w drodze do szkoły, grywaliśmy w piłkę ręczną czy nawet palanta. Przed lekcjami, po lekcjach. Mój brat cioteczny Andrzej Krzesiński uprawiał lekką atletykę. Poza tym w Białobrzegach mieszkał jeszcze Zygmunt Siedlecki, dziesięcioboista, olimpijczyk z Los Angeles z 1932 roku. Człowiek miał więc kogo naśladować i brać przykład. Od początku marzyłem o tym, żeby zostać sportowcem. Wtedy jednak trzeba było dzielić czas na sport ze szkołą i pracą w rodzinnym tartaku oraz sadzie. Co do sportów walki - z wielką ciekawością oglądałem z kolegami boks, który w latach mojego dzieciństwa i młodości w Polsce znaczył bardzo wiele.

Jak w takim razie trafił pan do zapasów?
- W 1964 roku skończyłem szkołę podstawową w Białobrzegach i rozpocząłem naukę w Technikum Samochodowym w Radomiu. Do tego, aby trenować zapasy namówił mnie starszy kolega Czesław Lenartowicz z Białobrzegów, który już wtedy ćwiczył w sekcji w Radomiaku Radom. Na pewno w moim przypadku procentowało już to, że byłem dobrze rozwinięty fizycznie, dźwigałem ciężary, biegałem, skakałem. Regularne treningi zacząłem wiosną 1965 roku. Spodobało mi się i już wtedy wiedziałem, że to jest ta dyscyplina sportu, którą chciałbym w przyszłości uprawiać.

Kiedy przyszły pierwsze sukcesy na zapaśniczej macie?
- W 1968 roku został mistrzem Polski juniorów, zaś rok później wywalczyłem brązowy medal w mistrzostwach kraju seniorów. Miałem wtedy ogromną szansę na to, żeby wywalczyć w ogóle tytuł najlepszego w kraju. Te pierwsze sukcesy zbiegły się w czasie z końcem nauki w techniku. Po maturze przeniosłem się do GKS Katowice.

Mieszka pan w Katowicach, jak często odwiedza pan rodzinne strony? Ma pan kontakt z dawnymi kolegami z Białobrzegów?
- Mój dom rodzinny znajduje się niezmiennie przy ulicy Krakowskiej, w tamtych stronach mieszka moje rodzeństwo. W poprzednich latach przyjeżdżałem do Białobrzegów częściej, raz lub dwa razy w tygodniu. Teraz odwiedzam rodzinne strony nieco rzadziej, ale na pewno nie tracę z nimi kontaktu. Zresztą, moja żona pochodzi z Bodzentyna koło Kielc, tam ma rodzinę, więc zwykle łączymy wizyty, odwiedzając Białobrzegi i zarazem Góry Świętokrzyskie.

Ma pan swoje ulubione miejsca w Białobrzegach?
- Należę do grupy, nazywa się ona Gierka Banaszka. Gramy w piłkę nożną, biegamy, ogólnie spotykamy się i aktywnie spędzamy czas, przy tym świetnie się bawiąc. Historia zatoczyło koło. Gdy byłem nastolatkiem, w niedziele często biegałem w okolicznych lasach i teraz, razem z kolegami z grupy, robię to samo, kiedy tylko przyjeżdżam do Białobrzegów. Grupa spotyka się regularnie, bez względu na pogodę. Przed laty bardziej nastawialiśmy się na sport wyczynowy, teraz ćwiczymy, ale już raczej dla swojej przyjemności. Latem często ćwiczymy nad Pilicą, zimą więcej biegamy, pokonując leśne trasy.

Jeśli chcielibyśmy opisać pana wszystkie sukcesy w zapasach, te zawodnicze i później zwłaszcza trenerskie, potrzebowalibyśmy znacznie więcej czasu. Na pewno sentymentem darzy pan Włodzimierza Zawadzkiego, słynnego zapaśnika z ziemi radomskiej, potem szkoleniowca?
- Powiem tak, mam kontakt prawie ze wszystkimi swoimi byłymi podopiecznymi. Faktem jest, że w przypadku Włodka satysfakcja jest dodatkowa. Moim marzeniem, już jako szkoleniowca, było zawsze wychowanie medalisty olimpijskiego, utytułowanego zawodnika, który pochodziłby właśnie z regionu radomskiego. Sekcję zapaśniczą w Orle Wierzbica, gdzie Zawadzki stawiał swoje pierwsze zapaśnicze kroki, zakładali zresztą moi dawni koledzy z Radomia i właśnie dzięki nim został czołowym zawodnikiem w Polsce i trafił do kadry narodowej pod moje skrzydła. Włodek był wybitnie uzdolnionym zapaśnikiem, miał dużą wytrzymałość i był pracowity.

Upragnionego sukcesu, czyli złotego medalu olimpijskiego, doczekał się w 1996 roku w Atlancie.
- Cztery lata wcześniej (na igrzyskach w Barcelonie w 1992 roku - przyp. PST) był bliski zdobycia medalu, ale wówczas przegrał z Kubańczykiem. Co ciekawe, z tym samym rywalem zmierzył się w finale w Atlancie i wtedy go pokonał zdobywając złoty medal.

Być może nie wszyscy kibice wiedzą, że w trakcie Mistrzostw Europy w 1984 roku w szwedzkim Joenkoeping, obezwładnił pan zamachowca-Rosjanina, który wtargnął do hali w trakcie zawodów. Jak pan wspomina tamtą sytuację, która - nie ukrywajmy - mroziła krew w żyłach.
- Powiem panu, że wiele osób, które ze mną rozmawiają, nawiązuje do tamtej sytuacji, ale ja uspokajam - nie był to mój największy sukces na zapaśniczej macie. To był odruch, doskoczyłem do niego, obezwładniłem, odebrałem pistolet, potem zajęły się nim służby. Nawet do dziś ludzie pytają mnie, czy się nie bałem. Trudno tu jednoznacznie odpowiedzieć, w takim momencie nie ma czasu na rozmyślanie i analizowanie. Po prostu, trzeba było działać szybko.

Film z tamtego zdarzenia znajdziecie poniżej:

Co do wspomnień - które z wielu imprez na zapaśniczych matach zapamiętał pan szczególnie?
- Pierwszy raz zostałem mistrzem Polski w wieku 21 lat. Takie momenty na pewno się pamięta. Do 1979 roku startowałem na różnych imprezach jako reprezentant Polski. Najlepiej radziłem sobie na początku tamtej dekady. Zająłem piąte miejsce w mistrzostwach świata w Sofii, pojechałem na Igrzyska Olimpijskie do Monachium w 1972 roku. Tam pokonałem Japończyka, który na kolejnej olimpiadzie został mistrzem w stylu wolnym. Potem jednak uległem kolejnemu przeciwnikowi, późniejszemu mistrzowi z Monachium. W końcówce, przy remisie, dostałem trzecie ostrzeżenie za pasywną walkę, walczyłem wtedy z kontuzją kolana. W kolejnych latach niestety, byłem gdzieś blisko podium, ale ostatecznie zajmowałem szóste, siódme miejsca. W młodym wieku, jako 30-latek, zostałem trenerem kadry i również nowością był dla mnie fakt, że prowadziłem swych niedawnych kolegów, braci Kazimierza i Józefa Lipieniów czy Andrzej Suprona. Jako szkoleniowiec poradziłem sobie, można powiedzieć, że miałem „nosa” na kogo postawić.

Obecnie wielu zapaśników rezygnuje, postanawia walczyć w MMA.
- Nie jest to dla mnie duże zaskoczenie. Walczą tam, gdzie można zarobić większe pieniądze. Jest to może brutalny sport, ale jednak finanse zachęcają. Poza tym ludzie lubią oglądać brutalność, przemoc i ciężko jest to zmienić. Dziś idzie to w innym kierunku, podobnie jak w boksie. 20-letni pięściarz może już przejść na zawodowstwo, bo wie, że tam zarobi pieniądze. W zapasach ich niestety nie ma, nie każdy zostanie mistrzem czy zrobi taki wynik, dzięki któremu mógłby dostać stypendium. Stąd młodzi ludzie podejmują takie a nie inne decyzje. Czasy się zmieniły i sport również.

Stanisław Krzesiński
Urodził się 3 lutego 1950 roku, wychował się w Białobrzegach. Zapasy w stylu klasycznym zaczął trenować w 1965 roku w Radomiaku. Potem reprezentował GKS Katowice. Rywalizował głównie w wagach półśredniej i średniej. W latach 1979-92 był trenerem reprezentacji Polski zapaśników. Największe sukces w tej dyscyplinie sportu świętował jako szkoleniowiec. Jego podopieczni (w tym między innymi pochodzący z Wierzbicy Włodzimierz Zawadzki) zdobywali medale igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i Europy. Wielokrotnie odznaczany za swoje osiągnięcia. Do dziś pomaga trenerom reprezentacji w szkoleniu zawodników, współpracuje także z Polskim Związkiem Zapaśniczym. Obecnie mieszka w Katowicach, gdzie zajmuje się prywatnym biznesem. Żonaty, ma dwoje dzieci i pięcioro wnucząt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie