Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szydłowiec. Indianin "Długie Pióro" patronem trasy S-7

Piotr Stańczak
Piotr Stańczak
Stanisław Supłatowicz przez Indian nazywany był Sat-Okh, co w języku Szawanezów znaczy „Długie Pióro”.
Stanisław Supłatowicz przez Indian nazywany był Sat-Okh, co w języku Szawanezów znaczy „Długie Pióro”. Archiwum prywatne Jana Rzatkowskiego
Gdy młody Stanisław Supłatowicz składał w Szydłowcu przysięgę w Armii Krajowej, nikt w oddziale nie wiedział o jego... indiańskim pochodzeniu. Sat-Okh, czyli „Długie Pióro”, powrócił na tę ziemię po ponad 70 latach. Już jako patron trasy S-7.

Gdy latem 2015 roku Wiktor Cielecki, szydłowiecki społecznik i regionalista przekazał mediom oraz władzom miasta pomysł, aby nazwać odcinek powstającej drogi ekspresowej S-7 (przebiegającej przez gminę Szydłowiec) imieniem Stanisława Supłatowicza, reakcje odbiorców były różne. Część przyjęła temat z ciekawością, inni z uśmieszkami i przymrużeniem oka. Sam pomysłodawca twierdzi do tej pory, że powstanie Indiańskiej Drogi pomoże przyciągnąć do miasta i regionu więcej turystów, wzbudzi zainteresowanie tych, którzy będą trasą przebiegać. Pod koniec ubiegłego roku radni miejscy podjęli wreszcie uchwałę o nadaniu nazwy, choć nie było to decyzja jednogłośna, bo część samorządowców miała obiekcje, czy aby pomysł jest trafiony. Koniec budowy trasy nastąpi w połowie tego roku, jakie korzyści promocyjne przyniesie jej patron, to również pokaże czas. Sprawą zainteresowały się już natomiast media ogólnopolskie, m.in. regionalna TVP, informację przekazał także „Teleexpress”.

Dramatyczna i... romantyczna historia

Nie wszyscy w Szydłowcu znają Sat-Okha, Długie Pióro, wprawdzie nie jest może on dziś postacią całkiem anonimową w Radomskiem, ale też i trudno napisać o jego szczególnej popularności na naszej ziemi. Ziemi, na której w czasie II wojny światowej przelewał krew.

Wiadomo, że z Radomia wywodzi się jego matka, Stanisława Supłatowicz. Jak podają dostępne kroniki, na początku XX wieku udała się na Syberię za swoim mężem Leonem, który został zesłany w głąb carskiej Rosji za działalność na rzecz wolności i niepodległości Polski. Supłatowicz zmarł tam z wycieńczenia, gdy zaś wybuchła rewolucja w 1917 roku, jego żona postanowiła opuścić Rosję. Razem z kilkoma towarzyszami, przy pomocy miejscowych Czukczów postanowiła uciec do Ameryki, zaś trasa wędrówki wiodła przez Cieśninę Beringa. Jak podają źródła, kobieta jako jedyna przeżyła ucieczkę, skrajnie wycieńczoną odnalazł w kanadyjskiej puszczy wódz indiańskiego plemienia Szawanezów (Szaunisów) Leoo-Karkoo-Ono-Ma (Wysoki Orzeł). Zabrał ją do swej wioski, zakochał się w Polce. Miejscowi nazywali ją - ze względu na blond włosy - Ta-wah (Biały Obłok). Urodziła wodzowi troje dzieci - dwóch synów i córkę. Sat-Okh był najmłodszy. Nie jest do końca znana dokładna data jego urodzin, różne źródła podają 15 kwietnia 1920, 1922 a niektóre nawet 1925 roku. Supłatowicz po II wojnie światowej wyjaśniał zawsze wszelkie wątpliwości w ten sposób, że Indianie w puszczy czy na prerii nie wydawali metryk.

Sat-Okh posiadł jako młody chłopiec umiejętności typowe dla Indian, przydatne zarówno w walce, jak i w czasie polowań czy codziennym życiu. Chyba nigdy wtedy nie przypuszczał, że kiedyś przyjdzie mu z nich korzystać w kraju swej matki, w czasie II wojny światowej.

„Kozak” ratował i żywił swój oddział w lesie

Gdy w 1936 roku do wioski Indian dotarli wędrowcy z Europy, wśród nich jeden Polak, Stanisława Supłatowicz dowiedziała się, że Polska jest już niepodległa. Postanowiła wrócić do ojczyzny. Jej mąż, Wysoki Orzeł pozwolił jej zabrać w podróż tylko jedno dziecko, właśnie najmłodszego Sat-Okha. Przypłynęli statkiem z Kanady, osiedlili się w Radomiu. Miało to miejsce w 1937 roku. Dla młodego chłopaka pobyt w nowym miejscu, zderzenie z całkowicie nieznaną sobie kulturą i cywilizacją, były bolesne. Długie włosy, charakterystyczne dla Indian ubranie - wyróżniał się wśród rówieśników, niezbyt radził sobie też z nauką języka polskiego. Matka ukrywała jego indiańskie pochodzenie. Podała, że urodził się w rosyjskiej Aleksiejewce, jego ojcem był Leon Supłatowicz (przybrał jego nazwisko i męską formę imienia matki), za rok przyjścia na świat syna podała 1925.

Kiedy już Sat-Oh zaczynał lepiej aklimatyzować się w Radomiu i ojczyźnie matki, wybuchła II wojna światowa. Młodzieniec uczył się podczas tajnych kompletów, zaangażował się w działalność konspiracyjną. Niemcy aresztowali go, ponieważ nie podobała im się jego karnacja skóry. Jako „nieczysty rasowo” został skierowany do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Wszystko działo się w 1940 roku. Sat-Okh uciekł jednak z transportu, wyskakując z wagonu bydlęcego na stacji Tunel (województwo małopolskie), pomimo, iż został postrzelony udało mu się uciec. Chronił się w okolicznych wsiach Kielecczyzny. Wstąpił wreszcie do Armii Krajowej, do 72 Pułku Piechoty, gdzie dowódcą był Kazimierz Załęski „Bończa”. Przysięgę złożył w Szydłowcu. Otrzymał pseudonim „Kozak”.

W czasie służby partyzanckiej jego umiejętności, nabyte w dzieciństwie i młodości, okazały się wielokrotnie bezcenne. Potrafił np. bezszelestnie poruszać się w lesie, mylić niemieckie pościgi, zdobywać pożywienie w lesie dla oddziału, znakomicie sprawdzał się jako zwiadowca, świetnie jeździł na koniu. W filmie dokumentalnym „Wojownik z urodzenia” jego koledzy z oddziału i dowódca wspominają wszystkie te umiejętności. - Skryty, małomówny, ale często ratujący życie pozostałym żołnierzom i wyciągający oddział z niebezpieczeństwa - tak najczęściej go wspominali. Jeszcze wtedy nie wiedzieli zupełnie, że wszelkie te umiejętności nabył jako syn indiańskiego wodza.

Do Radomia już nie wrócił

Po II wojnie światowej Sat-Okh był prześladowany, więziony. Gdy już odzyskał wolność, zaczął służbę jako marynarz w Polskich Liniach Oceanicznych. Dlaczego nigdy już nie powrócił do Radomia, bym tam się osiedlić? - Po wojnie w komunistycznej rzeczywistości, tak jak i wielu AK-owców, nie mógł publicznie przyznawać się do służby w tej organizacji, aby nie być narażonym na dalsze represje ze strony władzy. Pewnie dlatego nie wrócił tam, gdzie walczył. Wybrał życie na Wybrzeżu - opowiada Jan Rzatkowski z Polskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Indian, który poznał Sat-Okha wiele lat później.

Promował kulturę Indian

Supłatowicz ujrzał Kanadę tylko raz, ale z pokładu statku, który przypłynął z Polski. Nigdy już nie było mu natomiast dane odwiedzić swojej indiańskiej wioski, współplemieńców, którzy wtedy bezskutecznie walczyli o swoje prawa, przetrwanie, zamykani byli w rezerwatach. W Polsce „Długie Pióro” promował natomiast indiańską kulturę w różny sposób. Pisał książki, w których wspominał swoje dzieciństwo (m.in. w „Ziemi słonych skał”, „Białym Mustangu”), spotykał się z uczniami szkół, pojawiał się na antenie „Teleranka”, popularnego programu telewizyjnego dla młodzieży. Gościł m.in. w Szydłowcu, ten pobyt w 1994 roku udokumentowała wywiadem dla „Głosu Szydłowieckiego” Irena Przybyłowska-Hanusz, dziś już emerytowana polonistka. Był gawędziarzem, niektórzy nie wierzyli w jego indiańskie pochodzenie, ale legenda przetrwała i jakby ponownie odżyła w regionie, gdzie walczył o wolną Polskę.

Sat-Okh zmarł 3 lipca 2003 roku w Gdańsku. Do końca zachowywał świetną sprawność fizyczną, jeździł konno, udzielał się w Polskim Stowarzyszeniu Przyjaciół Indian.

- Dzięki Stanisławowi Supłatowiczowi możemy spotkać się w tej sali i rozmawiać - tak Wiktor Cielecki mówił do radnych Szydłowca, zanim ci podjęli uchwałę o nadaniu nazwy S-7. Czas, by miejscowe władze i regionaliści propagowali swojego bohatera wśród kolejnych pokoleń. Pierwszy krok ku temu już postawili.

Ruch indianistyczny w Polsce

Od 1990 roku działa Polskie Stowarzyszenie Przyjaciół Indian”, które zrzesza około 50 osób. Powstało na bazie nieformalnego Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian.

- W sprawie Indiańskiej Drogi imienia Sat-Okha kontaktował się z nami pan Wiktor Cielecki, rozmawialiśmy także wstępnie z wydziałem promocji Urzędu Miejskiego w Szydłowcu na temat udziału naszego stowarzyszenia w uroczystym otwarciu tej trasy. Obecnie ustalamy szczegóły - mówi Dariusz Kachlak, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Indian. Organizacja ta cieszy się, że postać Sat-Okha i sam indianistyczny ruch doczekały się promocji także na ziemi radomskiej. - Organizujemy różne imprezy, pokazy, festiwale, konferencje promujące kulturę Indian, ale w tym rejonie kraju jest to pierwsza taka inicjatywa, z jaką się zetknęliśmy. Sat-Okh zrobił bardzo wiele dla promowania kultur Indian w Polsce, można powiedzieć, że w dużej mierze to dzięki niemu w latach 70. XX wieku pojawił się u nas w ogóle ruch indianistyczny. Skupiamy w swoich szeregach dorosłych ludzi, zajmujących się na co dzień różnymi profesjami, ale łączą ich np. wspomnienia zabaw w Indian z dzieciństwa. One spowodowały, że już jako dorośli zapragnęli dowiedzieć się więcej o ich historii, kulturze. Pojawiają się w kraju inicjatywy, które upamiętniają tubylczych Amerykanów - dodaje Dariusz Kachlak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie