Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uczestniczka wydarzeń Czerwca 76 odkrywa nieznane do tej pory fakty

Piotr KUTKOWSKI [email protected]
- Pod pomnikiem staram się być w każdą rocznicę – mówi Marianna Karwczyk.
- Pod pomnikiem staram się być w każdą rocznicę – mówi Marianna Karwczyk. Piotr Kutkowski
Wspomnienia z "pałacu" Marianny Krawczyk z Radomia.

Czekamy na Państwa wspomnienia

Czekamy na Państwa wspomnienia

Zachęcamy Państwa do dzielenia się swoimi wspomnieniami z wydarzeń radomskiego Czerwca 1976. Można je przysłać na adres [email protected] lub listownie na adres: "Echo Dnia", 26-600 Radom, ulica 15 Czerwca 60 z dopiskiem "Radomski Czerwiec".

Marianna Krawczyk w czerwcu 1976 roku była wśród robotników, którzy weszli do partyjnego komitetu, by porozmawiać z I sekretarzem PZPR, tego dnia została też dotkliwe pobita przez zomowców. Teraz ma bolesne wspomnienia i 650 złotych renty.

W czerwcu 1976 miała 37 lat, mieszkała w Radomiu, wychowywała pięcioro dzieci.

- Było biednie, bardzo biednie - opowiada. - Mąż już wtedy praktycznie się nami nie interesował, zalegałam z czynszem, by przeżyć, musiałam nie tylko pracować jako sprzątaczka w Zakładach Metalowych, ale jeszcze dorabiać. Wczesnym rankiem roznosiłam mleko, popołudniami prałam na zlecenie spółdzielni.

25 czerwca, gdy przyszła rano do zakładów zobaczyła zbierających się na placu ludzi. Wiedziała, że buntują się przeciwko zapowiedzianym podwyżkom cen. Od razu postanowiła przyłączyć się do protestujących.

- Ludzie nie chcieli usłuchać partyjnych bonzów i związkowych działaczy, którzy nawoływali do spokoju i rozejścia. Co więcej, wysłane też zostały delegacje do sąsiednich zakładów. Po wyjściu za bramę dołączyły do nas zakłady materiałów ogniotrwałych oraz "blaszanka" - relacjonuje Marianna Krawczyk.

KOMITET

Z przemarszu ulicami Radomia najlepiej zapamiętała błogosławiącego im księdza Romana Kotlarza, którego znała osobiście. Potem znalazła się pod gmachem Komitetu Wojewódzkiego PZPR.

- Dla mnie to nie był żaden gmach, tylko "pałac" - prostuje - Legendy chodziły o tym, co się tam znajduje i jakie luksusy maja dygnitarze. Ludzie domagali się rozmów z I sekretarzem, ja znalazłam się w składzie delegacji, które weszła do środka, by go do tego nakłonić. Janusz Prokopiak przyjął nas w gabinecie, stał przy oknie. Był grzeczny, zgodził się wyjść do tłumu. Przemawiając obiecał, że skontaktuje się ze swoimi władzami i da odpowiedź. Ale ludzie nie doczekali się odpowiedzi i to ich chyba najbardziej zdenerwowało.

Drugi raz nie wchodziła już z innymi do "pałacu", widziała natomiast fruwające z okien rzeczy i wydobywający się z gmachu dym. Dla niej był to sygnał do "odwrotu".

- Myślałam już wtedy przede wszystkim o dzieciach i o tym, by do nich bezpiecznie powrócić - twierdzi.

POWRÓT

Bezpieczny powrót jednak jej się nie udał.

Marianna Krawczyk: - Na Żeromskiego zobaczyłam dwóch umundurowanych zomowców, którzy szli z dwoma cywilami. Pałkami wybili szybę w sklepie. Nie wytrzymałam i razem z kobietą, która prowadziła wózek z dzieckiem i 3-4 letniego syna za rękę zareagowałam. Krzyczałyśmy "po co to robicie?", "przestańcie". I wtedy się w nich zagotowało. Rzucili się na nas, kopnęli chłopczyka, wywrócili wózek, ja nad głową zobaczyłam pałkę. Zostałam uderzona, straciłam przytomność. Ocknęłam się w piwnicy pobliskiej kamienicy. Kto mnie tam zaniósł - nie wiem. Byłam strasznie potłuczona, z głowy zwisał mi pokrwawiony strzęp skóry, najbardziej bolała mnie jednak ręka. Ktoś skontaktował się z doktorem Lechem Izbickim. Najpierw wstępnie opatrzył mnie w piwnicy, a potem, również po kryjomu w szpitalu na ulicy Malczewskiego. Na głowie miałam założony opatrunek, na rękę gips.

Pamięta, że do domu została zawieziona prywatnym samochodem. Przestraszyła się, bo w mieszkaniu nie było dwóch starszych córek. Okazało się, że śledzą one to, co się dzieje z dachu kamienicy. Zeszły, gdy zaczął im dokuczać rozpylany przez zomowcó gaz łzawiący.

OBAWY

Marianna Krawczyk nie miała zwolnienia lekarskiego, bała się nawet je wziąć. W pracy wzięła urlop wypoczynkowy, ale nie wzięła sobie urlopu od roznoszenia mleka.

I to nawet wtedy, gdy zaczepił ją jakiś tajniak - Mówił, że szkoda mleka dla tych radomskich warchołów i bandytów. Odpowiedziałam mu, że mnie polityka nie interesuje, interesuje natomiast, by zarobić na chleb dla dzieci, które zresztą wtedy pomagały mi roznosić mleko. Bez nich nie dałabym sobie rady. To były straszne czasy - widziałam, jak zwalniają z pracy moich kolegów, jak ludzie są bici, katowani i prześladowani. Jak wmawia się, że to oni rozbijali sklepy. Gdyby nie to, czego byłam świadkiem, może i ja bym uwierzyła. Chociaż byłam biedna, to starałam się pomagać tym kolegom, dając dla nich składkowe. Mnie na szczęście esbecy omijali.

POMNIK

Nie omijały ją jednak rodzinne tragedie. Z dziewięciorga dzieci, które urodziła przeżyło sześcioro. Od wielu lat przebywa na emeryturze, co miesiąc państwo płaci jej 650 złotych. Należy do "Soldarności", ale nie angażowała się ani w działalność związkową ani polityczną. Do niedawna nie należała też do żadnych organizacji kombatanckich.

Dopiero w maju tego roku zapisała się do stowarzyszenia Radomski Czerwiec 1976. Przyznaje, że do tej pory jej relacje znały tylko najbliższe jej osoby. Tak było bezpieczniej.

W 35-rocznicę wydarzeń czerwcowych Marianna Krawczyk była pod pomnikiem. - Staram się tam być w każdą rocznicę. To po prostu mój obowiązek - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie