Wigilia w przyczepie i w samotności. Jego nikt nie odwiedza...

73 - letni Kazimierz Kozłowski to bezdomny, który znalazł schronienie w przyczepie kampingowej ustawionej niedaleko Ronda Warszawskiego w Radomiu.

Przed miesiącem wzbudzał zaciekawienie przejeżdżających trasą numer 7 tym, że niedaleko jezdni ustawił swoją budę z desek, folii i koców. Ulitował się nad nim właściciel pobliskiej firmy transportowej. Wyposażył pana Kazimierza w starą zdezelowaną przyczepę kampingową, podciągnął prąd, dostarczył kozę do palenia. Stoi niedaleko przyczepy. Na wprost od wejścia do przyczepy jest prowizoryczne palenisko. Obok stoją stare dywany.

- To na wypadek, gdyby był większy mróz i trzeba było zabezpieczyć przyczepę. Schronisko dla bezdomnych ? Nie. To nie dla mnie. Tam trzeba wszystko robić na polecenie, rozkaz, "pod wymiar". A tak…Jakoś sobie radzę - tłumaczy Kazimierz

Twierdzi, że nie ma żadnej rodziny. Przez lata mieszkał w namiocie ustawionym pod lasem w okolicy Częstochowy. Mieszkał w nim z konkubiną. Kobieta odmroziła ręce, amputowano jej palce, trafiła do Domu Opieki Społecznej. Pan Kazimierz spędził poprzednie święta z kolegą, w końcu ruszył "w świat" i dotarł do Radomia.

- Może kolega przyjechałby tu do mnie, ale ja wiem...nie chcę….nie chcę pić. Tak jest dobrze, ludzie
donieśli mi sporo żywności, jeden kierowca ze Skarżyska, który przejeżdża tą trasą zawsze coś mi dostarcza - mówi mieszkaniec starej przyczepy.

Nigdy nie zajrzał do niego nikt z pomocy społecznej, ksiądz. - Gdybym miał pieniądze to pewnie byliby i tacy goście. Ale na stole musiałaby leżeć setka - mówi Kazimierz Kozłowski.

Czy nie jest mu przykro, że spędza święta sam, w takich warunkach ? - Nie. W moim wieku już nie jest przykro. Nie ma znaczenia. Przykro może być takim ludziom, którzy sobie nie radzą. Są młodzi, którzy nie dają sobie rady, a ja jakoś ciągnę - mówi.