Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszyscy trzej mieli kochające żony i malutkie dzieci. Teraz ich Niebo to Smoleńsk (video)

Roman FURCIŃSKI [email protected]
Wszyscy zginęli na służbie, wyruszając w swój ostatni ziemski lot…
Paweł Janeczek. Miał 37 lat. Pochodził ze Zwolenia. Pracował w Biurze Ochrony Rządu, był osobistym ochroniarzem dwóch ostatnich prezydentów Polski. Mąż
Paweł Janeczek. Miał 37 lat. Pochodził ze Zwolenia. Pracował w Biurze Ochrony Rządu, był osobistym ochroniarzem dwóch ostatnich prezydentów Polski. Mąż dziennikarki Joanny Racewicz, mają dwuletniego syna. Pośmiertnie awansowany ze stopnia porucznika na kapitana.

Paweł Janeczek. Miał 37 lat. Pochodził ze Zwolenia. Pracował w Biurze Ochrony Rządu, był osobistym ochroniarzem dwóch ostatnich prezydentów Polski. Mąż dziennikarki Joanny Racewicz, mają dwuletniego syna. Pośmiertnie awansowany ze stopnia porucznika na kapitana.

Paweł Janeczek nie będzie dziś świętował swoich 37 urodzin, za tydzień nie przytuli swojego dwuletniego synka. Artur Ziętek nie ucałuje swoich córeczek. Andrzej Michalak nie będzie nawet na pierwszych urodzinach synka.

Paweł - pozwolę sobie tak napisać, bo się znaliśmy - pracował w Biurze Ochrony Rządu. Był wysoki, bardzo przystojny, wysportowany, a do tego grzeczny, miły, uczynny i zawsze uśmiechnięty. Kobiety się za nim oglądały.

UŚMIECHNIĘTY TWARDZIEL

Wychował się w Zwoleniu. Jego rodzice i rodzina siostry nadal mieszkają w tym mieście. Po podstawówce Paweł uczył się w Technikum Energetycznym w Radomiu.

W Zwoleniu rozpoczął treningi w sekcji judo. Gdy trener Lech Falkiewicz w 1986 roku przechodził do pracy w Radomiaku, Paweł poszedł za nim.

- Nie mogę się pogodzić z jego śmiercią. Rozmawiałem z jego tatą i obaj płakaliśmy jak dzieci - mówi Lech Falkiewicz. - Paweł wyróżniał się wzrostem, pracowitością, zdyscyplinowaniem, systematycznością. Nigdy nie było z nim kłopotów wychowawczych.

- Miał swoje zdanie, ale i autorytet. Można powiedzieć, że z zewnątrz był łagodnym, niezwykle miłym, sympatycznym chłopakiem, ale jak przyszło co do czego, to potrafił być zdecydowany, stanowczy i szybko podejmować decyzje w zależności od sytuacji - wspomina Beata Chodnikiewicz, starsza koleżanka Pawła z grupy judoków Radomiaka. - Pamiętam, że podczas jednej z walk Pawłowi wywichnęła się ręka ze stawu łokciowego. Widok był przerażający, ale on nawet nie zapłakał, nie krzyczał z bólu. Cierpliwie zniósł jak trener nastawiał mu rękę.

KWIATY I ZNICZE OD SĄSIADÓW

W Zwoleniu wśród znajomych Pawła panuje ogromne przygnębienie. - To był niesamowicie sympatyczny chłopak. Razem z moim synem chodził na judo - opowiada Lucyna Surmacz, sąsiadka państwa Janeczków. - Dużo by o nim mówić i tylko pozytywnie. To był po prostu wspaniały człowiek, jakich mało się już spotyka.

Przy klatce, gdzie mieszkają rodzice Pawła sąsiedzi zapalili znicz i położyli kwiaty. Każdemu, kto chociaż trochę bliżej go znał, łzy same cisną się do oczu.

Artur Ziętek. Miał 32 lata. Pochodził z Radomia. Był starszym pilotem w 36 Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Był w załodze samolotu Tu 154M,
Artur Ziętek. Miał 32 lata. Pochodził z Radomia. Był starszym pilotem w 36 Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Był w załodze samolotu Tu 154M, pełnił funkcję nawigatora. Żonaty, dwie córki: 4 lata i półtora roku. Odznaczony Brązowym Medalem Za Zasługi Dla Obronności Kraju. Pośmiertnie awansowany ze stopnia porucznika na kapitana.

Artur Ziętek. Miał 32 lata. Pochodził z Radomia. Był starszym pilotem w 36 Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Był w załodze samolotu Tu 154M, pełnił funkcję nawigatora. Żonaty, dwie córki: 4 lata i półtora roku. Odznaczony Brązowym Medalem Za Zasługi Dla Obronności Kraju. Pośmiertnie awansowany ze stopnia porucznika na kapitana.

- Pawełek to był chłopak do wszystkiego, wszystkim pomagał, dla każdego miał dobre słowo, był niezwykle uczynny… - wybucha płaczem jego wujek Edward Łapczyński.

NAZWALI GO "JANOSIK"

Po szkole średniej Paweł rozpoczął pracę w brygadzie antyterrorystycznej radomskiej policji. Potem przeszedł do Biura Ochrony Rządu w Warszawie. Musiał być dobry w swoim fachu, bo szybko awansował do roli ochroniarza najwyższych osobistości.

Dbał o bezpieczeństwo między innymi papieża Jana Pawła II, prezydentów Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Kaczyńskiego, pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Mówili na niego "Janosik".

- Gdy do nas przyszedł był wyszkolony i doświadczony. Praca w Biurze Ochrony Rządu wręcz go fascynowała, podobało mu się, że szybko trzeba podejmować decyzje. Paweł to lubił - mówi major Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik Biura Ochrony Rządu. - Był profesjonalistą w każdym calu, opanowany, spokojny, grzeczny, sympatyczny, uśmiechnięty, ale przy tym stanowczy i zdecydowany, podejmujący właściwe decyzje. Był lubiany. Tak naprawdę, to on trzymał całą grupę kolegów. Był ulubionym ochroniarzem prezydenta Kaczyńskiego.

Andrzej Michalak. Miał 37 lat. Urodził się i wychował w Nowym Mieście nad Pilicą. Był zatrudniony w 36 Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Chorąży
Andrzej Michalak. Miał 37 lat. Urodził się i wychował w Nowym Mieście nad Pilicą. Był zatrudniony w 36 Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Chorąży w samolocie Tu 154M pełnił funkcję technika obsługi pokładowej. Żonaty, półroczny syn. Odznaczony Brązowym Medalem Za Zasługi dla Obronności Kraju. Pośmiertnie awansowany na stopień starszego chorążego.

Andrzej Michalak. Miał 37 lat. Urodził się i wychował w Nowym Mieście nad Pilicą. Był zatrudniony w 36 Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Chorąży w samolocie Tu 154M pełnił funkcję technika obsługi pokładowej. Żonaty, półroczny syn. Odznaczony Brązowym Medalem Za Zasługi dla Obronności Kraju. Pośmiertnie awansowany na stopień starszego chorążego.

CHCIAŁ ZOSTAĆ PILOTEM

Artur Ziętek urodził się w Radomiu. Mieszkał z rodzicami i siostrą na Ustroniu. Od dzieciństwa kochał samoloty. Już będąc w przedszkolu składał i sklejał modele samolotów, czołgów, pojazdów wojskowych. Uczył się w szkole podstawowej numer 2. Miał bardzo dobre stopnie. Postanowił, że będzie lotnikiem.

- Jego mama bała się o niego, gdy postanowił związać swoje życie z lotnictwem. Głównie o to, że czasami się słyszy o wypadkach. On ją przekonywał, że przecież w każdym miejscu i warunkach, nawet na ulicy, może się coś zdarzyć i można zginąć - wspomina Gabriela Marchewka, sąsiadka rodziców Artura Ziętka. - Nie mogę się otrząsnąć po tej tragedii. Artur był bardzo grzecznym, uczynnym, uśmiechniętym chłopakiem, bardzo towarzyskim, ale jak to się mówi, ułożonym. Dobre wychowanie wyniósł z domu. Jego rodzice są dobrymi ludźmi, pielęgnującymi dobre wartości i zasady moralne i etyczne.

WESOŁY, SPOKOJNY I CIERPLIWY...

Po podstawówce poszedł do Liceum Lotniczego w Dęblinie, tego przedsionka do lotniczej odznaki - "gapy". W 2001 roku ukończył Wyższą Szkołę Oficerską Sił Powietrznych w Dęblinie. Studiował na kierunku pilot śmigłowca i pilot samolotu odrzutowego. Po studiach wrócił do radomskiej jednostki. Latał na samolotach "Orlik".
- Właśnie tam poznałem porucznika Ziętka. Lataliśmy razem w jednej eskadrze, byłem jego dowódcą. Zapamiętałem go jako bardzo dobrego pilota i instruktora. Był zawsze odporny na stres, opanowany, spokojny. Gdy był instruktorem, nawet jak po raz kolejny musiał coś powtarzać i tłumaczyć pilotom podchorążym, zawsze robił to spokojnie i z uśmiechem - wspomina podpułkownik Sławomir Karpeta, zastępca dowódcy 2 Ośrodka Szkolenia Lotniczego w Radomiu. - Porucznik Ziętek był dobrym sportowcem, bardzo dobrze grał w siatkówkę, mimo że ze względu na wzrost nie miał dobrych predyspozycji do tej dyscypliny. To był bardzo dobry kolega, uczynny, uśmiechnięty, chętnie pomagał innym.

Z Radomia trafił do 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, był starszym pilotem, pełnił funkcję nawigatora.

- To, że latał samolotami Tu - 154 i Jak - 40 świadczy o tym, że dowództwo ceniło jego umiejętności - twierdzi podpułkownik Karpeta.

Tym samym "tutkiem", który w ubiegłą sobotę leciał do Smoleńska, ponad dwa miesiące temu Artur Ziętek leciał na Haiti z misją humanitarną po tragicznym trzęsieniu ziemi.

Maszyna miała jakieś problemy i były kłopoty z powrotem do kraju. Trzeba było usuwać awarię.

- Mama Artura bardzo to przeżywała, a starsza córka, Patrycja, codziennie odmawiała całą modlitwę "Pod Twoją obronę…", żeby tylko tata szczęśliwie wrócił do domu - opowiada pani Gabriela.
Po powrocie dowódca Sił Powietrznych, generał broni pilot Andrzej Błasik osobiście podziękował personelowi 36 Specjalnemu Pułkowi Lotnictwa Transportowego za realizację tej misji. Na jednym ze zdjęć z tej uroczystości widać, jak ściska dłoń porucznika Ziętka. Los chciał, że generał leciał razem z nim w swój ostatni ziemski lot. Razem z innymi wysokimi dowódcami zginął w katastrofie w Smoleńsku.

SKROMNY, KOCHANY PRZEZ WSZYSTKICH

- Znałem Artura od około 10 lat. Od grudnia 2003 roku był moim szwagrem - opowiada Łukasz Łepecki. - Dał mi się poznać jako bardzo dobry człowiek, uczynny, pomocny, bezkonfliktowy. Bardzo lubiłem z Nim rozmawiać, mieliśmy parę wspólnych tematów takich jak piłka nożna i gry komputerowe. Często wymienialiśmy między sobą poglądy na ten temat. Miał poczucie humoru. Zawsze z jego strony można było się spodziewać jakiegoś żartu. Sam sposób bycia Artura był bardzo sympatyczny.

Pan Łukasz zapamiętał szwagra jako kochającego męża, bardzo dobrego ojca, oddanego swojej rodzinie, kochającego swoje dwie córeczki, często pomagającego i odciążającego żonę w wielu sprawach.

- Artur miał poczucie humoru. Bardzo dobrze pamiętam jak, ilekroć pokazywałem mu jakieś kupione przeze mnie rzeczy, czy to był zegarek, czy buty, On zawsze pytał mnie "Czy nie było męskich rozmiarów i modeli?". To mi najbardziej utkwiło w pamięci - wspomina.

SAMOLOTY KOCHAŁ OD DZIECKA

W załodze samolotu był również Andrzej Michalak, pochodzący z Nowego Miasta nad Pilicą. Pełnił funkcję starszego technika obsługi pokładowej. Zajmował się obsługą sprzętu technicznego.
- Samoloty kochał od dziecka. To chyba było u niego rodzinne. Jego dwaj wujkowie są wojskowymi - wspomina Stanisław Orzeszek, przyjaciel rodziców Andrzeja Michalaka.

Po szkole podstawowej w Nowym Mieście, uczył się w Technikum Mechanicznym w Rawie Mazowieckiej, a potem w Szkole Chorążych Personelu Technicznego Lotnictwa w Oleśnicy, którą ukończył w 1998 roku. Dwa lata później został absolwentem Wyższej Szkoły Handlu i Finansów Międzynarodowych.

- Wyjątkowo interesował się mechaniką. Od dziecka był ciekaw jak jest zbudowany samolot, czy jakieś urządzenie. Dlatego wybrał szkołę mechaniczną - dodaje nasz rozmówca.

W 36 Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego Andrzej Michalak służył od 14 lat. Latał rządowymi maszynami.

- Rodzice byli dumni, że mają syna, który lata z najważniejszymi osobami w kraju. Ale nie chwali się tym i nie bardzo chciał o tym opowiadać - dodaje Stanisław Orzeszek.

- Gdy ktoś zarzucał, że samoloty Tu 154M są stare i powinno się je wymienić, zawsze mówił, że to bardzo dobre maszyny.

Podobnie jak Artur Ziętek, w lutym uczestniczył w akcji humanitarnej na Haiti. Również został za to odznaczony Brązowym Medalem Za Zasługi dla Obronności Kraju.

W życiu prywatnym był bardzo lubiany, szanowany, towarzyski, uczynny. Oprócz lotnictwa pasją Andrzeja Michalaka była motoryzacja, szczególnie samochody. - Bardzo się nimi interesował. Tak jak o samolotach, godzinami mógł opowiadać o samochodach, znał każdą markę, szczegóły dotyczące samochodu, ciekawostki - mówi Stanisław Orzeszek.

Rodzinom i bliskim składamy szczere wyrazy współczucia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie