Z wykładu na finał

Sylwia lubi spędzać czas ze swoją ciocią Teresą i bratem ciotecznym Arturem, który jest perkusistą w radomskim zespole "Lustro".
(fot. Monika Borowiecka)

Do konkursu Miss Polonia Ziemi Radomskiej zgłosiła się z ciekawości i dla zabawy. Myślała, że jej przygoda zakończy się na castingu, ale przeszła do finału. Teraz cała rodzina i znajomi trzymają za nią kciuki. To właśnie oni przekonali ją, żeby rezygnacja ze startu przez myśl jej nawet nie przeszła. - Występ w finale traktuję jako sprawdzian dla siebie samej - przyznaje Sylwia Zasada z Radomia, kandydatka do korony z numerem 17.

Kandydatka do korony lubi obejrzeć dobry film.
(fot. Monika Borowiecka)

- W dzień castingu miałam wykład o godzinie 7.30, więc jeszcze musiałam pobiec na uczelnię, a tam od razu zauważono, że "coś ze mną nie tak". Byłam w spódnicy, a przecież niemal codziennie zakładam spodnie - wspomina ze śmiechem Sylwia. - Zdradziłam kilku osobom, że zamierzam spróbować swoich sił w konkursie Miss Ziemi Radomskiej. Zaraz po zajęciach pobiegłam na casting. Za jakiś czas dołączyło do mnie dwóch kolegów, którzy postanowili mnie wspierać. Zakwalifikowałam się do finału, a potem znowu pobiegałam na wykłady.

Sam start w konkursie jest dla Sylwii niezwykłą przygodą, ale też okazją do zawarcia nowych znajomości.

- Lubię poznawać ludzi - mówi finalistka. - To też jest poniekąd związane z moją praca. Od dłuższego czasu pracuję w agencji reklamowo-promocyjnej jako hostessa. Głównie zajmuję się promocją produktów w hipermarketach. Spora część młodych dziewcząt dorabia sobie w ten sposób podczas studiów.

Sylwia studiuje na Wydziale Transportu Politechniki Radomskiej. Zdecydowała się na kierunek "Logistyka i Marketing". Po skończeniu studiów otrzyma tytuł inżyniera transportu. Chce pracować w zawodzie.

- Może w jakieś firmie transportowej - zastanawia się kandydatka, która jednak nie wyklucza studiowania jeszcze jednego kierunku. - Nim to jednak zrobię pomyślę o uzupełniających studiach magisterskich na dotychczasowym kierunku. Na początku wydawało mi się, że inżynier transportu to zawód bardziej dla mężczyzn, ale przekonałam się do niego i podoba mi się to, co robię. Nawet wykonywanie projektów, których jest bardzo dużo na tym kierunku, nie sprawia mi problemów.

Sylwia miała zamiłowanie do przedmiotów technicznych już od szkoły średniej, chociaż, jak twierdzi, zdała sobie z tego sprawę dosyć późno: - Pod koniec nauki w liceum o profilu mechanicznym. Kończąc myślałam sobie, że już nie chce mieć dłużej takich przedmiotów. No cóż los chciał inaczej... - śmieje się finalistka.

Sylwia nie żałuje jednak swojego wyboru. Na wydziale poznała wielu ciekawych ludzi. Ma dużo znajomych, którzy mogą na nią liczyć, zwłaszcza, jeśli chodzi o przeniesienie zajęć, czy zmianę terminu kolokwium.

Sylwia to prawdziwe oczko w głowie cioci Teresy, matki chrzestnej finalistki.

- Sama mam dwóch rodzonych synów - mówi pani Teresa. - Jak to zwykle bywa, chodzili własnymi drogami. Jeden z nich założył już własną rodzinę, drugi gra w zespole. A z Sylwią możemy sobie pogadać o "babskich sprawach". Zawsze ją wysłucham, kiedy potrzebuje się wygadać. Cała rodzina ją uwielbia.

- To dzięki cioci nauczyłam się między innymi pływać. To także ona zaraziła mnie pielgrzymowaniem na Jasną Górę - zdradza Sylwia.

Kandydatka do korony doskonale rozumie się ze swoimi ciotecznymi braćmi. Jeden z nich, Artur, jest perkusistą znanego radomskiego zespołu "Lustro", a starszy Robert jest już żonaty. Oczkiem w głowie całej rodziny jest jego córeczka, Ola.

Sylwia jest bardzo komunikatywną osobą i chętnie zawiera nowe znajomości. Twierdzi, że dużo można się nauczyć od ludzi. Niemal zawsze przebywa w gronie znajomych. Dla kandydatki do tytułu Miss ważne jest również znalezienie szczęścia, którym jest własna droga w życiu.

- A tej nie można odnaleźć bez kontaktu z innymi ludźmi - dodaje Sylwia Zasada.

Choć kandydatka do korony ceni sobie spokój i lubi poczytać książkę albo obejrzeć dobry film, to czasami ma ochotę na coś szalonego.

- Pamiętam, jak z koleżankami w lutym wybrałyśmy się do Zakopanego na weekend. To było bardzo spontaniczne. Spakowałyśmy się i wskoczyłyśmy do pociągu. Dowiedziałyśmy się bowiem, że będzie tam bardzo duży koncert hiphopowy. Miał grać chyba Mezo. Ale kiedy dojechałyśmy, to najpierw nie mogłyśmy znaleźć tego miejsca. Dotarłyśmy tam na drugi dzień. Okazało się, że nie był to żaden duży koncert, tylko kameralna impreza w niewielkim klubie, a zamiast Mezo śpiewał jakiś inny zespół hiphopowy. Posłuchałyśmy trochę i wróciłyśmy do domu. Ten wypad będę pamiętała jednak jeszcze bardzo długo.

Możesz wybrać swoją Miss!

Dla czytelników konkurs z nagrodami