Więcej ciekawych i ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej ECHODNIA.EU/RADOMSKIE
Lucyna Alicja Adamkiewicz zmarła w wieku 94 lat. W Armii Krajowej została zaprzysiężona w wieku niespełna 15 lat. Przenosiła broń, gazetki, matryce do ulotek.
W czasie Powstania Warszawskiego znalazła się w zgrupowaniu Radosław, a potem dołączyła do swojej matki, która prowadziła kuchnię polową w Zgrupowaniu Batory na warszawskiej Woli. Grupę osób w tym ją i jej matkę popędzili Niemcy jako żywe tarcze przed czołgiem w stronę ulicy Wolskiej. Tam dołączyli nas do ludności cywilnej, którą pędzono do podwarszawskiego obozu przejściowego w Pruszkowie. Potem hitlerowcy umieścili ją razem z matką w bydlęcym wagonem i wraz z innymi więźniami wożono koleją po Polsce.
W końcu trafiła do Oświęcimia. Była tam aż pięć miesięcy. Opowiadała o swoich przeżyciach na łamach Echa Dnia: Pociąg zatrzymał się. Mama, gdy tylko zobaczyła na stacji napis „Auschwitz”, powiedziała do mnie: „dziecko, to już jest nasz koniec”. To była rampa oświęcimska. Tam rozebrano nas z naszych ubrań, moje warkocze zostały obcięte wraz z włosami do gołej skóry, upadły pod nogi mojej matki, zabrali mi moje pantofle. Niektórym włosy zostawiano, tak jakby Niemcy mieli w tym jakąś zabawę. Pasiaków, czyli charakterystycznych więziennych ubrań już wtedy nie dawano, to były stroje luksusowe jak od święta. Dostałyśmy jakieś łachmany z wymalowaną farbą tak zwaną sztrajfą, czyli pasem, oznaczającym więźnia. Dziewczyny drobne dostawały wielkie ubrania, a osoby tęższe malutkie. To była jeszcze jedna taka niemiecka złośliwość, żeby człowieka całkowicie upodlić. Tam przez dwie doby spałyśmy na ziemi. Potem okazało się, że znalazły się bloki w Birkenau. Nasze bloki dostałyśmy po spalonych wcześniej Romach. My, pozbawione człowieczeństwa, ubrane w łachmany z obciętymi włosami, trafiłyśmy do baraku, gdzie przywitała nas bardzo piękna dziewczyna. I mówi do nas z kpiną w głosie: „o, przyjechały warszawianki, słynące z urody i elegancji”. A potem zmieniając ton głosu dodała: „tu jest obóz śmierci, stąd na wolność wychodzi się tylko kominem”. Byłyśmy więc całkiem zdołowane. Potem dowiedziałam się, że była to słynna Groźna Stenia, niestety Polka, która znając język niemiecki służyła hitlerowcom, a była o wiele gorsza niż esesmanki, choć trzeba przyznać, że akurat mnie uratowała życie. Była selekcja więźniów, część z nich miała być wywieziona do fabryki broni. Sprawdzali ręce, bo chodziło o odpowiednią suchość dłoni. Mnie wybrali i miałam jechać na transport. Wydałam z siebie wtedy jakiś taki niezwykły skowyt i rzuciłam się do nóg tej Groźnej Steni, a ta ze złością warknęła do mnie „wstań, idiotko”, a potem pchnęła mnie z powrotem w stronę matki.
Wywiad z Lucyną Adamkiewicz
Wywiad z Lucyną Adamkiewicz
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?