Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świętokrzyscy garncarze chcą podbić rynki Europy

Lidia Cichocka
Jerzy Jarmołowicz z córką Mają przed otwartą na oścież bramą swojej posiadłości.
Jerzy Jarmołowicz z córką Mają przed otwartą na oścież bramą swojej posiadłości. Łukasz Zarzycki
Oryginalne dzbany, misy, talerze powstające u świętokrzyskich garncarzy mogą zawojować Europę. O to by tak się stało zabiega Jerzy Jarmołowicz, od kilkunastu lat mieszkający w Lechowie w gminie Bieliny.

Iwona i Jerzy Jarmołowiczowe, absolwenci artystycznych uczelni w Poznaniu i Warszawie trafili do Lechowa w 1983 roku. – Szukałem takiego miejsca, spokojnego, dającego kontakt z naturą by mieć jak najlepsze warunki do pracy – mówi Jerzy Jarmołowicz. Jego żona pochodzi z Kielc, on z Mazur. To tutaj,  w pobliżu Gór Świętokrzyskich znalazł zrujnowane gospodarstwo, które po latach remontów zamienił w pracownię, dom, dobudował także część gościnną. Na wieś sprowadzili się w 1995 roku, tutaj wychowała się trójka dzieci .

- Człowiek kończy akademię naładowany modernizmem, w zachwycie dla nowoczesności – mówi Jarmołowicz o swej drodze do innej fascynacji – folklorem. - Lat mieszkania tutaj i obcowania z ludźmi trzeba było, bym dostrzegł i zrozumiał co jest prawdziwą wartością. Bym docenił tę esencję prawdy.

Bo kiedyś nie docenił prezentu jaki ofiarował mu jeden z tutejszych garncarzy. – Nie wiem czy to przypadek, ale ziemia świętokrzyska, którą wybraliśmy na swój dom ma niezwykłe tradycje, tutaj kwitło rzemiosło, garncarzy w Łagowie czy Ostrowcu było po 50, w Iłży 150. Pamiętam jak jeden z  nich, pan Goliat chciał mi kończąc pracę podarować kaolin, ale ja podziękowałem. Korzystałem wtedy z innych materiałów i nie chciałem tego zmieniać. Dopiero po latach poznając historię tego terenu zrozumiałem jak wspaniały to był dar. Bo tutaj, w pobliżu Łagowa jest drugie w Polsce miejsce występowania tej rzadkiej gliny. Jej wydobycie było jednak bardzo trudne. Po śmierci ojca, syn, Henryk Goliat przekazał mi warsztat ojca, który przechowuję jak relikwię.

Kilkanaście lat temu Jarmołowiczowie porzucili nowoczesność na rzecz tradycji. – Zapragnęliśmy wrócić do tego co najważniejsze – tłumaczyli. – Chcieliśmy wykorzystać te oryginalne wzory, oferując użytkowe naczynia. Stworzyliśmy nawet specjalny projekt, który pomagał w ich propagowaniu, nazywał się „Podając dłoń tradycji”.

Naczynia zachwycały prostym, szlachetnym kształtem oraz oryginalnymi zdobieniami. – Pokazywałem je w różnych miejscach, między innymi w galerii w Berlinie i bardzo się spodobały, miały jednak mankament – były wykonane w formach, a tam ceni się tylko te zrobione ręcznie – wyjaśnia Jarmołowicz. Dlatego zaproponował współpracę okolicznym garncarzom. – Dostarczam im uszlachetnioną glinę, wypalamy wykonane przez nich na kole naczynia, zdobimy i mamy nadzieję, że podbiją rynek tak jak Bolesławiec – mówi Jarmołowicz.

W jego domu na skraju Lechowa odbywają się warsztaty ceramiczne i tu każdy może się przekonać, że  tradycyjne świętokrzyskie wzory są piękne. - Ludowe motywy wykorzystujemy w naczyniach, ale także kaflach – mówi Jarmołowicz i na dowód zaprasza do sali, której główną ozdobą jest oryginalny piec. Każdy jego kafel jest inny. – Kilka takich pieców jest w okolicy, ale najwięcej pod Warszawą – przyznaje ceramik.

Troje dzieci Jarmołowiczów ma uzdolnienia artystyczne, jednak nie takie, jak rodzice. Córki Maja i Malina studiują na akademii muzycznej w Łodzi. Syn, Lew, absolwent kieleckiego plastyka,  założył w stolicy własną firmę i robi artystyczne meble. – Nie jest ważne czy tutaj wrócą – mówi ich ojciec. – Ważna jest sprawa tożsamości, by wiedzieć, skąd się wychodzi – to jest fundament dla dalszego rozwoju. Tylko wtedy artysta mówi w imieniu przodków i to ma wartość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia