Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Albania. Bunkry i stare mercedesy (zdjęcia)

Aleksander Piekarski
Durres - nadmorskie albańskie miasto
Durres - nadmorskie albańskie miasto Aleksander Piekarski
Przemytnicy, mafia, bunkry, stare mercedesy i koszmarne często nieprzejezdne drogi to jeszcze niedawno jedyny obraz Albanii rozpowszechniony nie tylko w Polsce. Teraz coraz liczniej odwiedzający Albanię turyści wywożą z tego kraju całkiem inne wrażenia.

[galeria_glowna]
Opowiadają, że czuli się w niej szczególnie bezpiecznie, podziwiają życzliwość i gościnność ludzi, widzieli jak stare mercedesy są zastępowane przez nowe auta, pomiędzy głównymi miastami jeździli dwujezdniowymi trasami szybkiego ruchu, a niezliczone bunkry wkomponowane w krajobraz uznają teraz za lokalny koloryt będący niespodziewanie po latach atrakcją turystyczną kraju.

Przed wjazdem do Albanii turyści zakładają się, kto pierwszy zauważy bunkier, a kto marecedesa, oczywiście beczkę. Oba w jednym miejscu spostrzegamy zaraz na parkingu tuż za przejściem granicznym. Bunkier, jak się wkrótce przekonamy, jest konstrukcji typowej dla tych w całym kraju. To betonowe pomieszczenie dla maksimum kilku ludzi w kształcie walca z otworem na wejście z także betonowym pokryciem podobnym do kapelusza grzyba. Ten przy granicy widoczny jest niemal w całości, większość podobnych wystaje ponad ziemią tylko otworem strzeleckim i betonową czapą.

Ich budowę w niezliczonej do dziś dokładnie ilości w latach sześćdziesiątych nakazał ówczesny komunistyczny przywódca Albanii, Enver Hodża. Zrywając stosunki ze Związkiem Radzieckim i innymi demoludami, skłaniając się kierunku Chin w obawie przed agresją tego pierwszego lub imperialistów zdecydował o budowie bunkrów głównie w pasie nadmorskim, przy szlakach drogowych, na obrzeżach miast, ale nawet przy indywidualnych gospodarstwach. W efekcie na powierzchni kraju niespełna dwa i pół razy większym od województwa świętokrzyskiego i o 8 tysięcy kilometrów kwadratowych mniejszym od mazowieckiego zbudowano według różnych szacunków może nawet 800 tysięcy bunkrów, czyli statystycznie jeden na rodzinę w dzisiaj 3,5 milionowym kraju.
Większość z nich to te mieszczące po kilka osób, ale na wybrzeżu i innych newralgicznych punktach kraju także zdecydowanie większe mogące zmieścić działa artyleryjskie.

Od granicy kierujemy się stronę Durres, największego portowego miasta kraju będącego w latach 1912 do 1920 roku stolicą Albanii i jej największym miastem. Niespełna 10 kilometrów jedziemy lokalną drogą o jednak nie najgorszej nawierzchni, później po wąskim moście z nawierzchnią z desek, na którym ruch odbywa się przemiennie w jednym kierunku. Nikt nim nie reguluje, założona kiedyś sygnalizacja świetlna nie działa, więc cykle przejazdu w każdą stronę reguluje życie, ale odbywa się to bez nieporozumień.

W okolicach mostu napotykamy na pierwsze zwracające uwagę dzikie wysypisko śmieci. Te będą wszechobecne podczas pobytu w północnej części kraju. Niektórzy twierdzą, że góry śmieci zaczęły powstawać zaraz po upadku dyktatury Hodży w 1985 roku, do kiedy to przechodzień porzucający na chodniku nawet papierek po cukierku mógł być uznany za wroga klasowego. Wraz z ustrojową transformacją śmiecenie do woli stało się pierwszą, najłatwiejszą do zamanifestowania oznaką wolności. Teraz oczyszczenie kraju z grubej warstwy nieczystości pokrywających nawet jego dzikie tereny jest nie byle wyzwaniem. Na ulicach większych miast można jednak już spotkać sprzątających, podobnie na zanieczyszczonych plażach sprzątanie odbywa się w okolicach hoteli, ale ogranicza się przeważnie do zbierania odpadków w pryzmy za chwilę rozwiewane przez wiatr.

Trzeba jednak przyznać, że centra blisko 800 - tysięcznej Tirany, 75 tysięcznej Vlory czy ponad 100 tysięcznego Durres nie straszą już brudem i bałaganem tak jak jeszcze przed kilku laty. W tym ostatnim koszmarnie wygląda otoczenie wjazdu do portu skąd odbywają się odprawy promowe głównie do Włoch. Na potwornie zaśmieconym terenie stoi kilka obskurnych budek, w których za niemałe pieniądze sprzedaje się bilety na promy /np. auto i 2 osoby w kajucie podczas 24 godzinnej trasy do Triestu- 340 euro/. Obok bezładnie rozstawione polowe warsztaty i myjnie samochodowe, punkt gastronomiczny, kilka straganów.

W centrum miasta, do którego od strony granicy z Czarnogórą dojeżdża się w znacznej części dwujezdniową drogą, jest o wiele lepiej. Na centralnym placu obok odbudowanego meczetu zburzonego w 1967 roku w kampanii antyreligijnej trwają prace rewitalizacyjne.

W pobliżu na terenie antycznego amfiteatru z II wieku n.e. prowadzone są wykopaliska, ale archeolodzy udostępniają część obiektu do zwiedzania. Po wiekach część budowli ukazała się Albańczykom, gdy w 1966 roku kopiący studnię przy domu mieszkaniec Durres nagle zapadł się pod ziemię wraz z drzewem figowym rosnącym nieopodal. Gdy zaczęły zapadać się również budynki dach nad głową straciło kilkadziesiąt osób, ale w zapadlisku odnaleziono antyczny teatr o długości 120 metrów, wysokości 20 metrów i jak się przypuszcza mogącym zmieścić 15 tysięcy widzów. Nad częścią amfiteatru stoi jeszcze kilka domów, ale turysta może przy wejściu obejrzeć chrześcijańską kaplicę z VI wieku wyłożoną mozaiką, przejść się korytarzami pod trybunami, dotrzeć nimi do areny, spojrzeć na pomieszczenia, w których przetrzymywano dzikie zwierzęta.

W pobliżu, przy nabrzeżnej alei, swoją wiedzę historyczną można poszerzyć w niedawno uruchomionym Muzeum Archeologicznym. Niedaleko jest baszta, obecnie z restauracją, zbudowana przez Wenecjan, a idąc od wybrzeża w stronę centrum przejdziemy obok starożytnego rynku miejskiego, na którym zobaczymy kilkanaście kolumn bizantyjskich w części otoczonych posocjalistycznymi blokami.

Dalej natkniemy się na Pomnik Męczenników, a kierując się palmową aleją w stronę dworca kolejowego na Pałac Sportu, za którym znajduje się targowisko, na którym kupimy wszystko od owoców i warzyw po aparaturę do pędzenia raki. W pobliżu znajdują się dwie galerie handlowe z luksusowymi artykułami wiodących firm na kieszenie niewielu Albańczyków, którym pozostają bazary i drobne sklepy w mieście z towarami znacznie niższej jakości.

Kto po drodze zwróci uwagę na "Birrari polski" będzie zawiedziony, bo po polskiej piwiarni pozostał tylko napis, a we wnętrzu znajduje się barek turecki. Pozostałość po polskiej piwiarni to pamiątka z lat dziewięćdziesiątych. W maju 1993 roku stocznie remontowa gdańska i morska w Durres podpisały obowiązującą dziesięć lat umowę joint venture o kapitale półtora miliona dolarów.

Od byłej piwiarni już tylko kilka kroków do dworca kolejowego. Na jednym z dwóch ślepych torów natknęliśmy się na dwuwagonowy skład z szybami popękanymi od uderzeń kamieniami. Tak wygląda wiele pociągów ciągniętych po skromnej sieci niezelektryfikowanych szlaków przez lokomotywy spalinowe. To właśnie w Durres rozpoczęto w 1947 roku budowę albańskich kolei pasażerskich.

Będąc w Durres nie sposób nie zajrzeć na plażę. Pomimo bliskości portu woda jest tu bardziej czysta niż można przypuszczać biorąc pod uwagę, że w tej części wybrzeża i tak do kryształowych nie należy. Bezpośrednio przy niej zbudowano już szereg hoteli i pensjonatów. Ciągną się na południe około 8 kilometrów w kierunku prowincji Golem, w której szlaki drogowy i kolejowy odbijają od Adriatyku. Im dalej od Durres tym piaszczyste plaże stają się szersze i ładniejsze. Nie brakuje kafejek, pizzerii, małych lokalików oferujących potrawy z ryb i mięsa w przyzwoicie niskich cenach. Na plaży pomimo wrześniowej, posezonowej pory spotykaliśmy handlujących owocami, lodami z przenośnych lodówek i kukurydzą z rusztu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie