Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alpiniści z Morawicy wspięli się na jedną z najbardziej śmiercionośnych gór w Europie! Zobacz niezwykły film i zdjęcia "z niebios"

Paulina Baran
Paulina Baran
Od kilku lat, grupa alpinistów amatorów z Morawicy wyrusza w góry. Tym razem panowie wybrali się na najwyższy szczyt Europy, położony przy granicy rosyjsko-gruzińskiej - wygasły wulkan Elbrus. Wyprawa była niezwykle trudna, ale alpiniści z Morawicy osiągnęli cel i właśnie wrócili do swoich domów. Opowiedzieli nam o tym, co przeszyli na szczycie. Okazuje się, że Elbrus to jedna z najbardziej śmiercionośnych gór w Europie, na której każdego roku ginie około trzydziestu wspinaczy.

Alpiniści z Morawicy tym razem wyruszyli w góry w lekko zmodyfikowanym składzie: Marcin Hajdenrajch, Bartosz Kruk, Jakub Lach, Artur Tworek, Zbigniew Więckowski, Michał Wojtasik oraz Jakub Wojcieszyński w miejsce Konrada Wójcika, który niedługo przed wyjazdem... został ojcem. Panowie są w wieku od 21 do 50 lat, mają różne zawody, począwszy od fotografa, przez nauczyciela, przedsiębiorcę, a skoczywszy na studencie. Łączy ich jedno - miłość do gór.

Tajemnice góry Elbrus

Elbrus to góra o wysokości 5 642 metry nad poziomem morza, nie przypadkowo zwana jest "Władcą Wichrów". W związku z tym, że przewyższa ona inne okoliczne szczyty o około 1500 metrów, a przy tym znajduje się pomiędzy dwoma ogromnymi zbiornikami wodnymi - Morzem Czarnym i Morzem Kaspijskim, bardzo często dochodzi tu do błyskawicznych i niebezpiecznych zmian surowej rosyjskiej pogody.

Elbrus, który przez krótki okres był najwyższym szczytem III Rzeszy, posiada dwa wierzchołki oddalone od siebie o około 3 kilometry. Wyższym z nich o 21 metrów jest wierzchołek zachodni. Zbocza tej góry pokryte są kilkunastoma lodowcami o imponującej łącznej powierzchni 138 kilometrów kwadratowych.

Wybrali najtrudniejszą drogę

Na szczyt "Lśniącej Góry" prowadzi wiele dróg. Zdecydowanie najpopularniejszą jest najłatwiejsza technicznie droga od południa, której infrastruktura umożliwia dotarcie wyciągami i ratrakami nawet powyżej 5000 metrów nad poziom morza. Oni jednak zdecydowali się na trudniejsze wejście od strony północnej. Droga ta uznawana jest za najładniejszą i daje możliwość obcowania z przyrodą bez zgiełku i udogodnień panujących od południa. Na ten spokój jednak trzeba zapracować...

Północna strona góry ze słabym dojazdem wymaga długiego podejścia do bazy na 3700 metrów nad poziom morza, powyżej tej wysokości czeka na wspinaczy zwiększona ilość szczelin lodowcowych, a podejście na wyższy zachodni wierzchołek wymaga dodatkowych kilkukilometrowych trawersów podczas podejścia i zejścia na wysokości około 5000 metrów nad poziom morza. Niemal wszyscy wspinający od tej strony atakują tylko niższy wierzchołek. Cała powyższa charakterystyka góry Elbrus sprawia, że jest to, pomimo swojej technicznej łatwości, jedna z najbardziej śmiercionośnych gór na świecie, która co roku zabiera 15-30 wspinaczy.

Planowali wyprawę od roku

Alpiniści z Morawicy decyzję o próbie zdobycia góry Elbrus podjęli podczas zeszłorocznej wyprawy na siódmy z ośmiu czterotysięczników Monte Rosy. Rok czasu poświęcili na rozpoznanie góry oraz przygotowania logistyczne, techniczne i kondycyjne w tym leczenie wspinaczkowych kontuzji. Przygotowani, zmotywowani i wyczuleni wyruszyli w swoją podróż w poniedziałek, 24 czerwca. Najpierw dwa dni podróży przez Kaliningrad, Moskwę, Mineralne Wody i Dzhily-Su do podnóża góry, następnie jeden dzień podejścia na 3700 metrów nad poziom morza, by znaleźć się w krainie wiecznej zimy. Tutaj założyli obóz, który miał być tymczasowy, ponieważ zakładali, że wejdą od północy, a zejdą na stronę południową, aby jak najwięcej zobaczyć.

Ich palny od razu zweryfikowała prognoza pogody, nie było bowiem nawet cienia szansy na choćby dwa dni dobrej pogody z rzędu, które byłyby niezbędne do wykonania trawersu góry z obciążeniem w postaci namiotów, śpiworów i tym podobne. Nie zrażając się prognozami, czwartego dnia panowie przystąpili do dalszej pracy organizując wyjście aklimatyzacyjne. Planowali podejść do 4800 metrów nad poziom morza, jednak silny wiatr i jeszcze słaba aklimatyzacja organizmów zatrzymały ich na wysokości 4600 metrów nad poziomem morza. Po zejściu do obozu podjęli bardzo trudną decyzję: prognoza podawała, że następnego dnia jest ostatni i do tego niepełny dzień dobrej pogody. Wiedzieli, że po wymagającym podejściu może im zabraknąć czasu na bezpieczne wejście i zejście ze szczytu... Wiedząc, jak trudno poradzić sobie z żywiołem, postanowili nie ryzykować, woleli przeczekać niebezpieczny czas w zimnych ale w miarę bezpiecznych namiotach.

W piątek nadzieja powróciła, ponieważ prognoza na sobotę dawała szansę na zdobycie szczytu. Czasu było jednak niewiele - na popołudnie znów zapowiadane były burze. Trzeba było się spieszyć. Wystartowali w piątek o godzinie 22. Niestety wiatr wiejący na wysokości 4500 metrów nad poziomem morza zmusił ich do wycofania się, następne okno pogodowe czekało na nich dopiero we wtorek.

Zmarł alpinista, którego poznali kilka dni wcześniej

Morale ekipy wystawione zostało na ciężką próbę, silne wiatry w nocy szybko wychładzały zawalone śniegiem namioty, ciągłe przegotowywanie wody do picia w skulonej postaci i wycieczki po wodę do zamarzającego przerębla zaczynały być udręką. Straszny cios przyszedł w nocy z niedzieli na poniedziałek, kiedy nasi alpiniści dowiedzieli się od innych wspinających się osób, że na wysokości 5200 metrów nad poziomem morza zmarł niedawno poznany przez nich wspinacz z Irlandii, który wraz z kolegami obozował koło nich w środę. Mężczyzna razem ze swoją ekipą napotkał na złą pogodę i zgubił drogę...Niestety tym razem natura okazała się silniejsza od niego. Zabrakło czasu, pogody i widoczności.

Im się udało

Po wielu ciężkich dniach pogoda wreszcie stała się łaskawsza dla alpinistów z Morawicy. We wtorek, drugiego lipca o godzinie 2:00 wyruszyli w swoją drogę aby o 13:45 stanąć na szczycie Elbrusa. To był niesamowity moment jednak czasu na celebrowanie było niewiele. Szybka sesja fotograficzna, w silnym, mroźnym wietrze, jako podziękowanie dla wszystkich, którzy im pomogli i długie zejście do bazy.

Na koniec pomogli w sprowadzeniu mężczyzny - nie miał siły chodzić o własnych nogach

Przy zejściu, góra ponownie pokazała swoją siłę. Poniżej szczytu panowie napotkali i pomogli ewakuować wspinacza, który prawdopodobnie bez aklimatyzacji został wwieziony od południowej strony ratrakiem na wysokość 5100 metrów nad poziom morza. Mężczyzna po zdobyciu szczytu osłabł do tego stopnia, że nie był w stanie ustać na nogach. W bazie na 3700 metrach nad poziomem morza odebrali wielkie gratulacje od poznanych tam przyjaciół. Tego dnia, na górę od strony północnej, weszło tylko trzy z kilkunastu ekip. Błyskawiczne pakowanie i ewakuacja do doliny z dala od śniegu. Namioty rozbili o godzinie 3 nad ranem, po dwudziestu pięciu godzinach wyczerpującej aktywności. Wtedy byli już spełnieni i marzyli tylko o jednym. O tym by jak najszybciej wrócić do domów, rodzin i .... pracy.

Alpiniści składają serdeczne podziękowania: Firmie Progra, Rozlewnia gazu GazLach, Putoline, P.H.U. Jawal, Carlube, Kamillo, LyoFood i wszystkim którzy pomogli w realizacji zadania.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie