Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Apelacja w sprawie byłego prezesa włoszczowskiej firmy oskarżonego o spowodowanie śmiertelnego wypadku po alkoholu. Sąd uznał, że jest winny

Beata KWIECZKO
Ryszard Iwańczyk na rozprawę apelacyjną został doprowadzony z aresztu. We wtorek  sąd utrzymał wyrok w mocy.
Ryszard Iwańczyk na rozprawę apelacyjną został doprowadzony z aresztu. We wtorek sąd utrzymał wyrok w mocy. Fot. Dawid Łukasik
- O takim wymiarze kary zadecydowała pana postawa po wypadku - mówił sędzia podtrzymując wyrok w sprawie Ryszarda Iwańczyka oskarżonego o spowodowania śmiertelnego wypadku po alkoholu. W więzieniu ma spędzić cztery lata.

O co ten proces?

O co ten proces?

11 marca 2010 roku w podkieleckim Piekoszowie zderzyły się lexus i polonez. Pierwszym z samochodów kierował 52-letni Ryszard Iwańczyk, wówczas prezes spółki ZPUE Holding z Włoszczowy. Po wypadku mężczyzna stracił pracę. Za kierownicą poloneza siedział 33-letni mężczyzna. Zginął na miejscu. Jadąca z nim żona trafiła do szpitala. Iwańczyk odmówił dmuchnięcia w alkomat. Pobrano mu krew do badania. Okazało się, że miał w niej 1,77 promila alkoholu. Przeprowadzono również badania krwi zmarłego kierowcy poloneza. Wykazały one, że 33-latek miał w organizmie około dwóch promili alkoholu.

Sprawa dotyczy Ryszarda Iwańczyka, byłego prezesa spółki ZPUE Holding z Wloszczowy. Mężczyzna został oskarżony o to, że spowodował śmiertelny wypadek, będąc w stanie nietrzeźwości. Według śledczych, kierując autem nie dostosował techniki jazdy do warunków panujących na drodze, zjechał na przeciwny pas ruchu i zderzył się z jadącym z przeciwka polonezem. Ryszard Iwańczyk przyznał się do winy. Jego proces toczył się przed Sądem Rejonowym w Kielcach. W sierpniu 2010 roku został skazany na cztery lata więzienia i dziewięcioletni zakaz kierowania pojazdami mechanicznymi. Iwańczyk miał też zapłacić 10 tysięcy złotych nawiązki na rzecz fundacji zajmującej się pomocą ofiarom wypadków oraz pokryć ponad dziewięć tysięcy kosztów postępowania sądowego. Obrońca oskarżonego odwołał się od wyroku. Apelacją zajął się kielecki Sąd Okręgowy, który we wtorek utrzymał wyrok w mocy.

ZBYT SUROWA KARA

Obrońca wnioskował o zmianę wyroku lub skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia. - Oskarżony przyznał się do winy oraz złożył szczegółowe i obszerne wyjaśnienia. Wiele razy podnosił, że próbował ominąć dziurę w jezdni i dlatego zjechał na przeciwległy pas jezdni, ale to nie było dla sądu wiarygodne - mówiła adwokat. - Sąd powinien szczegółowo rozpatrzyć to, że poszkodowany w chwili wypadku nie miał zapiętych pasów, samochód miał złe ogumienie i kierowca przekroczył prędkość. Pokrzywdzony był też pod większym wpływem alkoholu niż oskarżony. Każda z tych okoliczności jest bardzo istotna - podkreślała mecenas.
Obrońca oskarżonego podkreśliła także, że oskarżony został zbyt surowo ukarany: - Przyznał się, wyraził skruchę i przeprosił wiele razy rodzinę pokrzywdzonego, a na ostatniej sprawie żona zmarłego wybaczyła oskarżonemu. On nie uchyla się od odpowiedzialności. Jeszcze przed wydaniem wyroku pomagał finansowo rodzinie pokrzywdzonego i ta pomoc trwa do chwili obecnej - argumentowała.

GDYBY BYŁ TRZEŹWY

Prokurator wniosła o nieuwzględnienie apelacji i utrzymanie wyroku w mocy. - W żadnym wypadku nie można stwierdzić, że zmarły w jakimś stopniu przyczynił się do wypadku. Z opinii biegłego wynika, że przyczyną wypadku było zjechanie lexusa na drugi pas jezdni. Oskarżony przyznał się, ale niejednokrotnie kwestionował swoją winę, tłumacząc, że wjechał w dziurę. Gdyby jechał w stanie trzeźwości, mógłby zahamować, zatrzymać się albo zjechać na pobocze - tłumaczyła i dodawała: - Jeżeli chodzi o karę, to trudno się zgodzić, że jest rażąco wysoka. Pijany kierowca, który siada za kierownicą, zawsze naraża innych użytkowników ruchu na niebezpieczeństwo.

NAJWIĘKSZA KARA

- Trudno mi dyskutować z tym, co się zdarzyło. To było nagłe i przypadkowe zdarzenie, bo wjechałem w dziurę - płakał oskarżony. - Moją winą było to, że wsiadłem za kierownicę pod wpływem alkoholu. Starałem się przeprosić, ale zdaję sobie sprawę, że to nic nie znaczy. Nawet, gdy mi wybaczyli, ja sobie nie wybaczyłem i wiem, że muszę żyć z tym piętnem. To dla mnie jest największa kara, dlatego proszę o złagodzenie mi kary - zakończył.

WYROK PODTRZYMANY

Sąd uznał, że oskarżony jest winny zarzucanych mu czynów i w całości podtrzymał wyrok, który zapadł w pierwszej instancji. - Opony i stan nietrzeźwości poszkodowanego nie miały wpływu na przebieg zdarzenia. To samo stwierdził biegły w przypadku nie zapiętych pasów i prędkości, z jaką jechał pokrzywdzony - argumentował sędzia Klaudiusz Senator.

- Oskarżony próbował tłumaczyć to, co się stało dziurą w jezdni i światłami, które go oślepiły. To nie jest dla sądu wiarygodne. Jak ktoś chce uczestniczyć w ruchu drogowym, to musi się dostosować do warunków, a nie warunki do niego - podkreślał sędzia i dodawał: - Zdaniem sądu kara nie jest rażąco surowa. O takim wymiarze kary zadecydowała pana postawa po wypadku, ale to nie jest podstawa, żeby tę karę jeszcze łagodzić. A to, że pan nie ma teraz dochodów, to jest konsekwencja pana zachowania.

Sąd pierwszej instancji wyraził zgodę na publikację wizerunku i personaliów oskarżonego. - Ponieważ wyrok został podtrzymany w całości, sąd zezwala także teraz na opublikowanie nazwiska i wizerunku - powiedział sędzia Marcin Chałoński, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Kielcach.
Beata KWIECZKO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie