Rozlewisko jest zmorą nie tylko dla pieszych, ale również dla kierowców.
(fot. R. Banaszek)
- Zimą mamy tutaj lodowisko, a latem kąpielisko. I wszystko za darmo - mówią z ironią mieszkańcy Włoszczowy. Na skrzyżowaniu ulic Makuszyńskiego i Fredry jest zagłębienie w jezdni. Gdy popada deszcz, miejsce to zamienia się w jedno wielkie rozlewisko, sięgające nieraz ponad 20 centymetrów głębokości.
Odcinek ulicy Aleksandra Fredry we Włoszczowie, między drogami Witosa i Makuszyńskiego wybudowano jesienią ubiegłego roku. Po położeniu krawężników okazało się, że jezdnia jest znacznie zagłębiona względem terenu. - W połowie odcinka droga "łamie" się ze spadkiem w obu kierunkach. Skutek tego jest taki, że po deszczu woda gromadzi się w miejscu załamania, uniemożliwiając nam poruszanie się. 7 lat temu, jak się tutaj budowałem, było jedno wielkie rozlewisko - opowiada Wiesław Skiepko, mieszkający tuż przy skrzyżowaniu.
- Problem ten wynika z tego - odpowiada Zbigniew Łabędzki, naczelnik Wydziału Infrastruktury Technicznej Urzędu Gminy we Włoszczowie - że inwestorzy stawiający tutaj swoje budynki nie brali pod uwagę rzędnych studzienek kanalizacyjnych, które były ujęte w projekcie. Każdy z nich realizował budowę według swojego uznania. Wszyscy stawiali się wysoko - mówi naczelnik. Dodajmy, że kanalizacja powstała wcześniej niż ogólny projekt całego osiedla. W związku z tym, jak twierdzi naczelnik, droga została wybudowana zgodnie z projektem.
Pod koniec ubiegłego roku, w wyniku interwencji mieszkańców, przybyła na miejsce koparka. Jak opowiadają lokatorzy, wykopała tutaj niespełna 70-centymetrowy dołek na spływ wody. Na tym zakończyła swoją pracę, nie zabezpieczając terenu wokół wydrążonej dziury. - Zimą, przy pierwszym śniegu, wpadłem do dołu samochodem dostawczym. Dobrze, że zawadziłem tylko jednym kołem. Skończyło się na pęknięciu zderzaka. Wyciągnął mnie dopiero samochód wywożący śmieci - opowiada Wiesław Skiepko.
Zawiedziony mieszkaniec zadzwonił wówczas do Urzędu Gminy z prośbą o zasypanie dołu. Niebawem otrzymał odpowiedź, że gmina nie ma pieniędzy, ale coś z tym fantem na pewno zrobi. - No i zrobili... Dwa dni później zjawiła się ciężarówka z przyczepą gruzu. Wypełniła nim rów. Wierzch wykopu posypali ziemią. Miało to stanowić warstwę, w którą ma wsiąknąć woda z rozlewiska. Widzi pan jaki jest skutek? Woda stoi dalej - wskazuje palcem Wiesław Skiepko na gigantyczną kałużę.
- Poinformowałem mieszkańców, że pamiętam o tym temacie. Z chwilą stworzenia nowego budżetu na 2005 rok gmina rozważy pozbycie się tego zastoiska wody - zapewnia naczelnik Łabędzki. Tymczasem, zdaniem Wiesława Skiepko, technologa drewna, wystarczyłoby niecałe 200 złotych na kupno perforowanej rury. - Teren byłby odwodniony i problem mielibyśmy z głowy - uważa inżynier Skiepko.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?