Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bóbr utknął w Silnicy w centrum Kielc. Dlaczego nikt nie pomógł? [WIDEO]

Mateusz Bolechowski
Mateusz Bolechowski
W niedzielę po godzinie 14 przechodnie zauważyli bobra, który pływał w rzece Silnicy w centrum Kielc. Utknął między progiem, którego nie był w stanie pokonać, a długim odcinkiem wybetonowanego cieku. Zrobiło się zbiegowisko, wiele osób zatrzymywało się, żeby popatrzeć na zwierzę.

O zdarzeniu poinformowano przyrodnika Łukasza Misiunę ze stowarzyszenia Most. Pojechał na miejsce, była tam już straż miejska.

- Zacząłem rozmowę ze strażnikami. Co się dowiedziałem? Nic nie mogą zrobić, bo prawo ochrony przyrody im nie pozwala, straż pożarna odmówiła interwencji. A schronisko dla zwierząt w Dyminach? Oni biorą dotację od "miasta" na takie interwencje. Strażnik się obruszył i powiedział, że wszystko jest na ich głowie. Nie zadzwonił do schroniska. Ja zadzwoniłem. Pani powiedziała, że patrol interwencyjny już jedzie. Nie dojechał. Poruszyłem wszystkie znajomości. Dzwoniłem do straży łowieckiej, lekarza weterynarii, łowczego wojewódzkiego. Na straż pożarną i miejską. Znajomi dzwonili do swoich znajomych. Nikt nie umiał pomóc. Służby: straż miejska i pożarna odmówiły mówiąc, że to dzikie zwierzę i sobie poradzi. Na miejsce przyjechała szefowa straży miejskiej w Kielcach. Powiedziała, że nic nie mogą zrobić, a wojewódzki lekarz weterynarii zalecił, żeby nic nie robić, bo bóbr sobie poradzi - relacjonuje Łukasz Misiuna.

Jego zdaniem służby miejskie, podległe między innymi prezydentowi Kielc łamią prawo ochrony przyrody. Dzikie zwierzę chronione w ramach sieci Natura 2000 zostało skazane na przedłużające się cierpienie, długotrwały stres, wycieńczenie.

- Wszystkie te służby nie dopełniły swoich obowiązków, a ich szefowie są odpowiedzialni naruszenia prawa ochrony przyrody i dyrektywy siedliskowej. W Kielcach nie istnieje instytucja, która potrafi skutecznie, szybko i prosto zareagować w takiej sytuacji - twierdzi Łukasz Misiuna.

Jak dodaje, kilka lat temu w magistracie odbyło się spotkanie w celu wypracowania procedur działania w takich sytuacjach, ale nic nie zostało ustalone.

Magdalena Janusz, zastępca dyrektora schroniska w Dyminach zapewnia, że placówka może się zajmować jedynie psami i kotami, a za dzikie zwierzęta odpowiada podległa wojewodzie Straż Łowiecka. - Jeśli zwierze byłoby ranne, zajęłoby się nią stowarzyszenie Arka Nadziei. Ale bóbr był zdrowy, jedynie wystraszony. Potrzebował spokoju - argumentuje.

Renata Gruszczyńska, komendant Straży Miejskiej w Kielcach w niedzielę była na miejscu. - Z jednej strony był wysoki próg na Silnicy, na wysokości ulicy Solnej, z drugiej duży ruch na ulicy Ogrodowej i mnóstwo ludzi korzystających ze ścieżki rowerowej i spacerowiczów. Zainteresowanie zwierzęciem było bardzo duże, przez co bóbr był wystraszony. Nasi strażnicy na pewien czas zagrodzili ścieżkę rowerową, żeby zapewnić bobrowi spokój. Obawialiśmy się, że zbyt długi stres może mu zaszkodzić - informuje komendant Gruszczyńska.

Może należało go schwytać i przewieźć w zaciszne miejsce?
- Lekarz weterynarii i strażacy twierdzili, że bóbr może być niebezpieczny dla człowieka, do jego odłowienia potrzebny byłby specjalistyczny sprzęt, albo czasowe uśpienie zwierzęcia, na co potrzebna jest zgoda Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii. Straż Miejska zresztą nie ma takich uprawnień. Po konsultacjach z fachowcami uznaliśmy, że najlepiej zapewnić bobrowi spokój. I rzeczywiście, kiedy zapanował, zwierzak odpłynął w dół rzeki. Co ciekawe, mieszkańcy Solnej mówili, że w tym miejscu bobry są częstymi gośćmi - mówi Renata Gruszczyńska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kielce.naszemiasto.pl Nasze Miasto