Kielczanin Yuleck Apanowicz - boso przez świat
- Może jestem trochę jak król Salomon, który po zdobyciu ogromnego majątku, pięknych kobiet, autorytetu, wielu przeżyciach stwierdził, że wszystko w gruncie rzeczy jest marnością – śmieje się Apanowicz. - Przemija, daje krótkotrwałą radość. Ja doszedłem do podobnych wniosków - dodaje.
- Kiedy porzuciłem zarabianie pieniędzy, wyruszyłem bez planu w podróż. Czasami ogarnia mnie smutek, że nie zdążę dotrzeć do wszystkich krajów. Nie starczy mi na to czasu, może zdrowia, albo motywacji - mówi.
- Święta, obchodzenie Nowego Roku były ważne, dopóki żyli rodzice. Teraz już nawet nie zauważam świąt, tym bardziej, że od wielu lat jestem w krajach, gdzie tych świąt tak spektakularnie się nie obchodzi i są to tropiki, czyli nie ma tego klimatu jak kiedyś w święta. Poza tym teraz każdy dzień jest dla mnie tak samo święty. Staram się przeżyć go jak najlepiej. Sylwester spędziłem w Meksyku w pomarańczowej podkoszulce bo gorąco, w kapeluszu na głowie, zjadając się meksykańskimi potrawami, choćby burito w jednym z klubów i kultywując miejscowe zwyczaje - mówi.
Yuleck Apanowicz nie powielił życia swoich rodziców. - Moja mama pochodziła z arystokracji i miałem z nią znakomite, bliskie relacje – wspomina. - Pracowała jako felczer, lubiła stabilizację, ale z racji tego, że mieliśmy w rodzinie mnóstwo "odjechanych" wujków, łatwiej rozumiała moje decyzje i wybory – mówi.
- Myślę, że genetycznie jestem kopią mamy i dziadka ze strony mamy. Ona była wspaniała, wyrozumiała i liberalna. Z ojcem natomiast miałem słabe relacje, przede wszystkim dlatego, że miał skłonności do dyktatury, braku zrozumienia odmienności, a jego metody wychowawcze trudno mi było zaakceptować. Całe dzieciństwo i lata szkolne byliśmy ze sobą w stanie wojny. Dopiero potem po latach i przeanalizowaniu jego zachowań, doszedłem do wniosku, że posiadał pewne zalety, był bardzo uczciwym człowiekiem. Chwilami miałem nawet pretensje w stosunku do siebie, że byłem wobec niego za ostry. Pewnie wynikało to z tego, że ja byłem wojownikiem wolności, a ojciec bardziej wyznawcą władzy i hierarchii. Ogólnie mogę stwierdzić, że jestem zadowolony ze swojego dzieciństwa. W arystokracji panują zasady większej wolności w wychowaniu , ale też pewne etykiety, do tego większe możliwości i horyzonty w poznawaniu świata. Ale arystokracja jest skażona hipokryzją, za którą nie przepadam. Za to to ojciec był bardzo uczciwym i bezpośrednim człowiekiem, toteż na pewno dał mi dobry przykład - mówi.
Apanowicz żył już w wielu krajach
Apanowicz przypomina sobie, że w latach 80 tych i początku 90 tych objechał praktycznie całą Europę zachodnią, wschodnią, podróżował głównie podczas wakacji w szkole średniej.
- W 1991 roku miałem okazję pojechać do kończącego się Związku Radzieckiego i przejechałem stopem wszystkie republiki, dziś kraje, dotarłem też do Nachodki, miasta w azjatyckiej części Rosji – wylicza. - Każda moja podróż nadaje się na oddzielną książkę, tyle miałem wrażeń i ciekawych rozmów z ludźmi. Teraz od trzech lat mieszkam w Ameryce centralnej, która położona jest między Morzem Karaibskim na wschodzie, a Oceanem Spokojnym na zachodzie i obejmuje osiem krajów, między innymi Gwatemalę, Honduras, Nikaraguę, Panamę, Kostarykę, Meksyk, wcześniej, trzy lata spędziłem w Indiach i Indochinach. Co ważne, nie spotkałem jeszcze miejsca gdzie chciałbym spędzić swoje życie. Dobrze wspominam Kambodżę , ale za mną dopiero 1/3 Ziemi, więc więcej jest przede mną, niż za mną. Nowy Rok, jak już wspomniałem przeżyłem w Meksyku. Tam oprócz spożywania dwunastu winogron w rytmie wybijanym przez dzwon, należy także na tę jedyną noc w roku włożyć czerwoną bieliznę na znak przyszłego szczęścia. Można także spotkać spotkać osoby, które wraz z walizką chodzą wokół swojego domu, czy mieszkania. Rytuał jest praktykowany przez każdego, który chce odbyć w danym roku ciekawe podróże, czyli dla mnie idealny. Również domy powinny być odpowiednio przystrojone. Dominują kolory czerwony, żółty, zielony i biały, które zapewniają obfitość - mówi.
Na pytanie czy nie tęskni za stabilizacją odpowiada, że to wszystko już miał i czuje się w tym względzie spełniony.
- Przeżyłem wielką miłość , ale rozstaliśmy się z żoną z powodu różnego podejścia do życia.
- Zawsze będziemy przyjaciółmi, spotykamy się co jakiś czas, możemy na siebie zawsze liczyć.
Apanowicz i jego spojrzenie na świat
Jak wspomina, kiedy już zaczął zwiedzać świat doszedł do pewnych wniosków.
- Jeździłem od kraju do kraju, ale za każdym razem jak przez pięć lat przyjeżdżałem na święta Polski, miałem podwyższone emocje – mówi.
- Potem dotarło do mnie to, że w Polsce jest zimno, szaro, ludzie niezbyt mili, a większość państw w Europie jest już bardzo zdegenerowana materializmem, egoizmem, chciwością i amerykańską cywilizacją. W cieplejszych krajach, gdzie jest dużo słońca przyjemniej się żyje i ma się lepsze nastawienie do ludzi. Na obszarach, w których przebywam nie mam zmartwień finansowych, bo niczego nie posiadam, dobrzy ludzie dadzą coś zjeść, wiele rzeczy dzieje się samo, a za swój największy obowiązek uważam rozwój świadomości, dobroci, empatii. Doświadczam dobrych i jasnych stron życia, uczę się, zmieniam, rozwijam. Był czas kiedy chciałem zrobić jakąś tam karierę w biznesie. Zacząłem od małej firmy produkcyjnej, potem przeniosłem się do firmy budowlanej. Malowałem kominy w fabrykach, potem wykonywałem generalne remonty fabryk i hoteli. W ciągu pięciu lat doszedłem do milionowych obrotów, czyli miałem high live, ale potem doszedłem do wniosku, że nie chce mi się już brać udziału w wyścigu szczurów, więc zamknąłem firmę i oddałem kontrakty innym ludziom. Pieniądze przekazałem dla różnych fundacji dla dzieci. Jakiś czas temu dostałem spadek po dziadku, ale rozdałem go potrzebującym - dodaje.
- W sumie, żeby do końca objechać i z grubsza zeskanować świat, mam zajęcie na najbliższe 30 lat – mówi.
- Teraz ruszam przez Kubę i Karaiby do Ameryki Południowej, tam zamierzam kupić konia, bo z chodzeniem po górach i noszeniem bagażu nie jest mi lekko. Przed sobą mam jeszcze Afrykę, Oceanię i trochę pomniejszych punktów, czyli zajęcie na długie lata. Przeżyć z podróży mam naprawdę wiele. We Włoszech mieszkałem w starym autobusie, ale porzuciłem go na Sycylii. Stwierdziłem, że poruszanie się pieszo to najzdrowsza i najlepsza prędkość do poznawania świata. Dziennie robię ponad trzydzieści kilometrów. Ludzie widząc moja determinację chcą mi często kupować buty. Co chwila oferują mi wsparcie finansowe, albo jedzenie. W Meksyku spotkałem się z partyzantami, wojskiem i mafiami. Dwa razy wymiękłem, gdy na bezdrożach zatrzymali mnie zamaskowani ludzie z karabinami, ale koleś od razu mnie uspokoił, żebym się nie bał, bo to nie ja jestem ich celem. Później się dowiedziałem, że są to rejony transportu avocado, nazwanym zielonym złotem i polują na okup od kierowców ciężarówek. Kiedyś przejechałem zachodnie wybrzeże Meksyku w końcu zaparkowałem w Chacahua, między oceanem, a laguną, gdzie chciałem się wykąpać, a zostałem tam na trzy miesiące. Zbudowałem taras z konstrukcją ścian i dachu na głazach, kupiłem liście palmowe na pokrycie dachu i ścian, ale przyjechała pani urzędniczka i kazała mi się ewakuować w trybie pilnym. Niespodziewanie przyjął mnie do domu poznany przypadkowo Arturo i był to tak miły człowiek , że nie pamiętam kiedy kogoś takiego spotkałem. Buddyjscy mnisi, którzy z założenia powinni być ludzcy, jakich spotkałem w Azji nie umywali się do niego. Żywił mnie, zabierał na wycieczki i pytał ciągle co bym chciał jeszcze zwiedzić. Później przejechałem całą Panamę, ale z powodu ciągłych deszczów poczułem się jak żaba i odłożyłem podróż do Kolumbii na suchsze czasy. Przeczekałem w Zatoce Kalifornijskiej gdzie są piękne plaże i Sonora, pustynia z wielkimi kaktusami. Kilka dni temu byłem w Liberii, mieście niedaleko w Nikaragui, ludzie na ulicy widząc, że nie mam butów skierowali mnie jakiejś organizacji, która miała mnie we wszystko zaopatrzyć. Poszedłem z ciekawości, menager był przemiły, nakarmili mnie i napoili, zrobili kawę na drogę i zaproponowali kilkudniowy darmowy nocleg. Bez kasy poznaje się świat prawdziwszy, choć nie zawsze jest lekko.
Na pytanie co jest najważniejsze w życiu Juliusz Apanowicz odpowiada, że od najmłodszych lat, był przekonany, że najistotniejsze jest być dobrym człowiekiem, kierować się mądrością i nigdy się nie bać. Uważa, że prowadzi swego rodzaju obserwację świata i zawartość ludzkości w ludziach. Przygląda im się do czego zmierzają.
POLECAMY:
- Po ilu latach pracy nabywa się prawo do emerytury za granicą
- Tego nie wiesz o urlopie. Zmień życie w nieustające wakacje
- Które niedziele handlowe w grudniu 2019?
- "Szklane tarasy". Nowe mieszkania w Jędrzejowie (ZDJĘCIA)
- Nowy właściciel Specjalnej Strefy Ekonomicznej Starachowice
- Centrum Sekunda w Jędrzejowie. Mamy listę sklepów (WIDEO)
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?