Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Boso przez świat. Kielczanin Yuleck Apanowicz spędza życie w podróży (DUŻO ZDJĘĆ)

Iwona Rojek
Iwona Rojek
Yuleck Apanowicz podczas swej podróży na boso przez świat
Yuleck Apanowicz podczas swej podróży na boso przez świat
Kielczanin Yuleck Apanowicz prowadzi niekonwencjonalny styl życia. Ma 62 lata, od kilkunastu jest w ciągłej podróży przez świat, którą w większości odbywa... pieszo, na bosaka. Nie zależy mu na pieniądzach, mieszkaniu, dorabianiu się, sławie. Postanowił natomiast objechać cały świat, żeby dowiedzieć się tego, jak ludzie żyją w innych krajach, na czym im zależy, do czego dążą. To zbieranie doświadczeń uczynił sensem swojego istnienia. Poznajcie niesamowitą historię, zobaczcie zadziwiające zdjęcia.

Kielczanin Yuleck Apanowicz - boso przez świat
- Może jestem trochę jak król Salomon, który po zdobyciu ogromnego majątku, pięknych kobiet, autorytetu, wielu przeżyciach stwierdził, że wszystko w gruncie rzeczy jest marnością – śmieje się Apanowicz. - Przemija, daje krótkotrwałą radość. Ja doszedłem do podobnych wniosków - dodaje.

- Kiedy porzuciłem zarabianie pieniędzy, wyruszyłem bez planu w podróż. Czasami ogarnia mnie smutek, że nie zdążę dotrzeć do wszystkich krajów. Nie starczy mi na to czasu, może zdrowia, albo motywacji - mówi.

- Święta, obchodzenie Nowego Roku były ważne, dopóki żyli rodzice. Teraz już nawet nie zauważam świąt, tym bardziej, że od wielu lat jestem w krajach, gdzie tych świąt tak spektakularnie się nie obchodzi i są to tropiki, czyli nie ma tego klimatu jak kiedyś w święta. Poza tym teraz każdy dzień jest dla mnie tak samo święty. Staram się przeżyć go jak najlepiej. Sylwester spędziłem w Meksyku w pomarańczowej podkoszulce bo gorąco, w kapeluszu na głowie, zjadając się meksykańskimi potrawami, choćby burito w jednym z klubów i kultywując miejscowe zwyczaje - mówi.

Yuleck Apanowicz nie powielił życia swoich rodziców. - Moja mama pochodziła z arystokracji i miałem z nią znakomite, bliskie relacje – wspomina. - Pracowała jako felczer, lubiła stabilizację, ale z racji tego, że mieliśmy w rodzinie mnóstwo "odjechanych" wujków, łatwiej rozumiała moje decyzje i wybory – mówi.

- Myślę, że genetycznie jestem kopią mamy i dziadka ze strony mamy. Ona była wspaniała, wyrozumiała i liberalna. Z ojcem natomiast miałem słabe relacje, przede wszystkim dlatego, że miał skłonności do dyktatury, braku zrozumienia odmienności, a jego metody wychowawcze trudno mi było zaakceptować. Całe dzieciństwo i lata szkolne byliśmy ze sobą w stanie wojny. Dopiero potem po latach i przeanalizowaniu jego zachowań, doszedłem do wniosku, że posiadał pewne zalety, był bardzo uczciwym człowiekiem. Chwilami miałem nawet pretensje w stosunku do siebie, że byłem wobec niego za ostry. Pewnie wynikało to z tego, że ja byłem wojownikiem wolności, a ojciec bardziej wyznawcą władzy i hierarchii. Ogólnie mogę stwierdzić, że jestem zadowolony ze swojego dzieciństwa. W arystokracji panują zasady większej wolności w wychowaniu , ale też pewne etykiety, do tego większe możliwości i horyzonty w poznawaniu świata. Ale arystokracja jest skażona hipokryzją, za którą nie przepadam. Za to to ojciec był bardzo uczciwym i bezpośrednim człowiekiem, toteż na pewno dał mi dobry przykład - mówi.

Apanowicz żył już w wielu krajach
Apanowicz przypomina sobie, że w latach 80 tych i początku 90 tych objechał praktycznie całą Europę zachodnią, wschodnią, podróżował głównie podczas wakacji w szkole średniej.

- W 1991 roku miałem okazję pojechać do kończącego się Związku Radzieckiego i przejechałem stopem wszystkie republiki, dziś kraje, dotarłem też do Nachodki, miasta w azjatyckiej części Rosji – wylicza. - Każda moja podróż nadaje się na oddzielną książkę, tyle miałem wrażeń i ciekawych rozmów z ludźmi. Teraz od trzech lat mieszkam w Ameryce centralnej, która położona jest między Morzem Karaibskim na wschodzie, a Oceanem Spokojnym na zachodzie i obejmuje osiem krajów, między innymi Gwatemalę, Honduras, Nikaraguę, Panamę, Kostarykę, Meksyk, wcześniej, trzy lata spędziłem w Indiach i Indochinach. Co ważne, nie spotkałem jeszcze miejsca gdzie chciałbym spędzić swoje życie. Dobrze wspominam Kambodżę , ale za mną dopiero 1/3 Ziemi, więc więcej jest przede mną, niż za mną. Nowy Rok, jak już wspomniałem przeżyłem w Meksyku. Tam oprócz spożywania dwunastu winogron w rytmie wybijanym przez dzwon, należy także na tę jedyną noc w roku włożyć czerwoną bieliznę na znak przyszłego szczęścia. Można także spotkać spotkać osoby, które wraz z walizką chodzą wokół swojego domu, czy mieszkania. Rytuał jest praktykowany przez każdego, który chce odbyć w danym roku ciekawe podróże, czyli dla mnie idealny. Również domy powinny być odpowiednio przystrojone. Dominują kolory czerwony, żółty, zielony i biały, które zapewniają obfitość - mówi.

Na pytanie czy nie tęskni za stabilizacją odpowiada, że to wszystko już miał i czuje się w tym względzie spełniony.

- Przeżyłem wielką miłość , ale rozstaliśmy się z żoną z powodu różnego podejścia do życia.

- Zawsze będziemy przyjaciółmi, spotykamy się co jakiś czas, możemy na siebie zawsze liczyć.

Apanowicz i jego spojrzenie na świat

Jak wspomina, kiedy już zaczął zwiedzać świat doszedł do pewnych wniosków.

- Jeździłem od kraju do kraju, ale za każdym razem jak przez pięć lat przyjeżdżałem na święta Polski, miałem podwyższone emocje – mówi.

- Potem dotarło do mnie to, że w Polsce jest zimno, szaro, ludzie niezbyt mili, a większość państw w Europie jest już bardzo zdegenerowana materializmem, egoizmem, chciwością i amerykańską cywilizacją. W cieplejszych krajach, gdzie jest dużo słońca przyjemniej się żyje i ma się lepsze nastawienie do ludzi. Na obszarach, w których przebywam nie mam zmartwień finansowych, bo niczego nie posiadam, dobrzy ludzie dadzą coś zjeść, wiele rzeczy dzieje się samo, a za swój największy obowiązek uważam rozwój świadomości, dobroci, empatii. Doświadczam dobrych i jasnych stron życia, uczę się, zmieniam, rozwijam. Był czas kiedy chciałem zrobić jakąś tam karierę w biznesie. Zacząłem od małej firmy produkcyjnej, potem przeniosłem się do firmy budowlanej. Malowałem kominy w fabrykach, potem wykonywałem generalne remonty fabryk i hoteli. W ciągu pięciu lat doszedłem do milionowych obrotów, czyli miałem high live, ale potem doszedłem do wniosku, że nie chce mi się już brać udziału w wyścigu szczurów, więc zamknąłem firmę i oddałem kontrakty innym ludziom. Pieniądze przekazałem dla różnych fundacji dla dzieci. Jakiś czas temu dostałem spadek po dziadku, ale rozdałem go potrzebującym - dodaje.

- W sumie, żeby do końca objechać i z grubsza zeskanować świat, mam zajęcie na najbliższe 30 lat – mówi.

- Teraz ruszam przez Kubę i Karaiby do Ameryki Południowej, tam zamierzam kupić konia, bo z chodzeniem po górach i noszeniem bagażu nie jest mi lekko. Przed sobą mam jeszcze Afrykę, Oceanię i trochę pomniejszych punktów, czyli zajęcie na długie lata. Przeżyć z podróży mam naprawdę wiele. We Włoszech mieszkałem w starym autobusie, ale porzuciłem go na Sycylii. Stwierdziłem, że poruszanie się pieszo to najzdrowsza i najlepsza prędkość do poznawania świata. Dziennie robię ponad trzydzieści kilometrów. Ludzie widząc moja determinację chcą mi często kupować buty. Co chwila oferują mi wsparcie finansowe, albo jedzenie. W Meksyku spotkałem się z partyzantami, wojskiem i mafiami. Dwa razy wymiękłem, gdy na bezdrożach zatrzymali mnie zamaskowani ludzie z karabinami, ale koleś od razu mnie uspokoił, żebym się nie bał, bo to nie ja jestem ich celem. Później się dowiedziałem, że są to rejony transportu avocado, nazwanym zielonym złotem i polują na okup od kierowców ciężarówek. Kiedyś przejechałem zachodnie wybrzeże Meksyku w końcu zaparkowałem w Chacahua, między oceanem, a laguną, gdzie chciałem się wykąpać, a zostałem tam na trzy miesiące. Zbudowałem taras z konstrukcją ścian i dachu na głazach, kupiłem liście palmowe na pokrycie dachu i ścian, ale przyjechała pani urzędniczka i kazała mi się ewakuować w trybie pilnym. Niespodziewanie przyjął mnie do domu poznany przypadkowo Arturo i był to tak miły człowiek , że nie pamiętam kiedy kogoś takiego spotkałem. Buddyjscy mnisi, którzy z założenia powinni być ludzcy, jakich spotkałem w Azji nie umywali się do niego. Żywił mnie, zabierał na wycieczki i pytał ciągle co bym chciał jeszcze zwiedzić. Później przejechałem całą Panamę, ale z powodu ciągłych deszczów poczułem się jak żaba i odłożyłem podróż do Kolumbii na suchsze czasy. Przeczekałem w Zatoce Kalifornijskiej gdzie są piękne plaże i Sonora, pustynia z wielkimi kaktusami. Kilka dni temu byłem w Liberii, mieście niedaleko w Nikaragui, ludzie na ulicy widząc, że nie mam butów skierowali mnie jakiejś organizacji, która miała mnie we wszystko zaopatrzyć. Poszedłem z ciekawości, menager był przemiły, nakarmili mnie i napoili, zrobili kawę na drogę i zaproponowali kilkudniowy darmowy nocleg. Bez kasy poznaje się świat prawdziwszy, choć nie zawsze jest lekko.

Na pytanie co jest najważniejsze w życiu Juliusz Apanowicz odpowiada, że od najmłodszych lat, był przekonany, że najistotniejsze jest być dobrym człowiekiem, kierować się mądrością i nigdy się nie bać. Uważa, że prowadzi swego rodzaju obserwację świata i zawartość ludzkości w ludziach. Przygląda im się do czego zmierzają.

POLECAMY:

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie