Jakie przychody i koszty generuje włoszczowski basen?
Jakie przychody i koszty generuje włoszczowski basen?
Kryty basen Nemo otwarto z wielką pompą pół roku temu. Był największą i najdroższą w historii gminy Włoszczowa inwestycją - kosztował ostatecznie 16,7 miliona złotych, z czego 8,2 miliona dofinansowała Unia Europejska, 1,5 miliona przekazało Ministerstwo Sportu i Turystyki, gmina Włoszczowa dołożyła około 7 milionów. Roczne utrzymanie tego obiektu ma pochłonąć około 2 milionów złotych, z czego gmina będzie musiała pokryć ze swojego budżetu ponad 850 tysięcy złotych kosztów. Koszty funkcjonowania basenu w pierwszym kwartale tego roku wyniosły 456 tysięcy złotych, natomiast dochody - około 195 tysięcy. Do tej pory basen Nemo odwiedziło ponad 47 tysięcy osób, czyli mniej więcej tyle, ile ludności liczy cały powiat włoszczowski.
Władze gminy nie informowały publicznie społeczeństwa o dalszym przebiegu sprawy, o zwolnieniu dziesięciu osób i późniejszym przywróceniu do pracy tylko pięciu ratowników. W końcu radni opozycyjni zażądali zwołania sesji nadzwyczajnej, żeby poznać prawdę o przerwie w pracy basenu i jego obecnej kondycji finansowej. To, co usłyszeli, było wielkim zaskoczeniem.
NIESPEŁNIONE OBIETNICE
Wszystko zaczęło się od tego, że 31 marca kończyła się druga umowa o pracę większości zatrudnionych na basenie pracowników, między innymi ratownikom, kasjerkom, konserwatorom, portierom, sprzątaczkom i sekretarce. Obsługa ta miała otrzymać trzecią umowę na czas nieokreślony. 10 marca pracownicy basenu złożyli podania o przedłużenie im umów o pracę. Ratownicy opowiadali, że kierownik basenu obiecywał im ustnie, że umowy będą mieli na pewno przedłużone. Miał świadczyć o tym chociażby fakt, że pod koniec marca dostali oni harmonogram pracy na kwiecień. 31 marca, około godziny 14 na basenie we Włoszczowie pojawili się ni stąd ni zowąd ratownicy wodni z Jędrzejowa z bagażami, co wzbudziło zdziwienie ratowników z powiatu włoszczowskiego. Zaraz potem kierownik basenu Sebastian Klimczak zaczął pojedynczo wzywać do swojego gabinetu zatrudnionych jeszcze ratowników. - Powiedział, że nie może przedłużyć mi umowy na czas nieokreślony, ponieważ za dwa tygodnie na pewno firma z Nowego Targu wygra przetarg i przejmie obsługę ratowników i instruktorów.
Mówił, że do tego czasu mają być zatrudnieni na basenie ratownicy z Jędrzejowa. Proponował mi funkcję kierownika drużyny w nowej firmie. Nie zgodziłem się na to, bo wiedziałem, że paru moich kolegów na pewno straci pracę - opowiada Maciej Budzynowski z Włoszczowy, ratownik kieleckiego Oddziału Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
STRAJKUJEMY!
Gdy włoszczowscy ratownicy zorientowali się, że koledzy po fachu z Jędrzejowa przyjechali do Włoszczowy, żeby ich zastąpić, stało się jasne, że na pewno nie będą mieli podpisanych umów o pracę na czas nieokreślony i pójdą na bruk. - Zostaliśmy oszukani! - mówili zdenerwowani. Kilkanaście minut przed godziną 15, czyli przed zakończeniem pracy, podjęli odważną decyzję o zamknięciu basenu na klucz do momentu wyjaśnienia całej sprawy. Kierownika wyprosili z gabinetu i całego obiektu.
Wywiesili na drzwiach wejściowych kartkę z napisem "Strajk" i zamknęli się od środka. Powiadomili o wszystkim policję i dyrektora Ośrodka Sportu i Rekreacji, prosząc o rozmowę z władzami gminy. Nie wpuszczali do środka żadnych osób, oprócz służb mundurowych, które przyjechały zobaczyć, jak przebiega akcja protestacyjna. Pozwolili też wejść dziennikarzom "Echa Dnia". - To była nielegalna akcja sześciu ratowników - twierdzi kierownik Sebastian Klimczak. - Wkroczyli do mojego gabinetu i nakazali opuszczenie budynku. Wyprosili klientów. Zablokowali wejście do pływalni. Nie mieli zamiaru rozmawiać ze mną - dodaje.
GROMY NA SZEFA
Zamknięci w budynku ratownicy sformułowali postulaty strajkowe. Winą za strajk obarczali zachowanie swojego szefa, którego - jak ustaliliśmy - już wcześniej, bo 26 marca chcieli odwołać ze stanowiska (pod pismem w tej sprawie podpisało się 20 pracowników na 27 wszystkich zatrudnionych, ale pismo to nigdy nie trafiło do rąk władz gminy z uwagi na brak kilku podpisów). W swoich postulatach strajkowych ratownicy pisali między innymi o braku porozumienia i współpracy z kierownikiem, doprowadzaniu do sytuacji konfliktowych między ratownikami, stosowaniu mobbingu słownego (próby zastraszania) oraz niedoinformowaniu załogi (braku zebrań i wspólnych ustaleń dotyczących harmonogramu pracy). Te postulaty chcieli wręczyć burmistrzowi Bartłomiejowi Dorywalskiemu. W czasie rozpoczęcia strajku nie było go w Urzędzie Gminy. - Dowiedziałem się telefonicznie od swojego zastępcy, że coś złego dzieje się na basenie. Wróciłem do gminy - opowiada burmistrz Dorywalski. Włodarz udał się na basen, ale do środka nie wszedł. Czas go naglił, bo w Domu Kultury czekało wręczanie stypendiów gimnazjalistom.
BURMISTRZ I POLICJA
Burmistrzowi Dorywalskiemu - jak nam powiedział - nie dawała jednak spokoju sprawa strajku na basenie. Po rozdaniu dyplomów swoim stypendystom opuścił Dom Kultury i pojechał do Urzędu Gminy. Tu spotkał się między innymi z trzema oficerami policji, żeby poradzić się ich, co z tą patową sytuacją ma robić. - Akcję zorganizowano przecież niezgodnie z prawem - tłumaczy Dorywalski.
W międzyczasie na basen udali się wiceburmistrz Włoszczowy Lech Budzynowski z przewodniczącym Rady Miejskiej Marianem Hebdowskim. Tu - jak twierdzi zastępca burmistrza, którego syn był jednym z protestujących - zastali rozżaloną załogę basenu. Strajkujący przekazali włodarzom swoje postulaty oraz grafik pracy na kolejny miesiąc. - Kazali nam iść na drugi dzień na rozmowę do burmistrza - opowiada Maciej Budzynowski. O godzinie 22 ratownicy opuścili budynek na prośbę wiceburmistrza i przewodniczącego rady.
NA DYWANIKU U BURMISTRZA
1 kwietnia rano, w prima aprilis, sześcioosobowa grupa ratowników wodnych udała się do gminy na spotkanie z Bartłomiejem Dorywalskim. Wcześniej odwiedzili jeszcze przewodniczącego Hebdowskiego. Do rozmów z burmistrzem wytypowali swojego przedstawiciela - kobietę. Reszta ratowników siedziała na korytarzu. - Z rozmów z tą panią wynikało, że ratownicy nie zdawali sobie sprawy, co zrobili - opowiada włodarz Włoszczowy. Po audiencji u burmistrza ratownicy udali się do pobliskiej restauracji Rycerska, żeby ustalić, co dalej. Basen w tym czasie cały czas był zamknięty, gdyż nie było wystarczającej liczby ratowników, a włoszczowscy stracili przecież pracę. Chwilę później w Rycerskiej zjawili się też ratownicy z Jędrzejowa. - Dowiedzieliśmy się od nich, że w tym samym czasie, kiedy trwały nasze rozmowy z burmistrzem, podpisywano umowy o pracę z jędrzejowskimi ratownikami. To był dla nas cios w plecy! - wspomina Maciej Budzynowski.
TO BYŁ DAR SERCA
1 kwietnia po południu na basenie pojawiła się firma Dar Serca z… Nowego Targu. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że szef tej firmy jest znajomym kierownika basenu, który właśnie w tej firmie robił sobie uprawnienia ratownika wodnego. - Firma z zewnątrz została ściągnięta do Włoszczowy awaryjnie, w sytuacji kryzysowej - twierdzi Sebastian Klimczak. Ta firma, jak informuje kierownik, uczestniczyła w przetargach na obsługę ratowniczą basenu, które zostały jednak unieważnione - powodem odwołania dwóch przetargów były pomyłki w dokumentach, które przygotowywali szefowie basenu oraz Ośrodka Sportu i Rekreacji. Zastanawiające jest to, że firma weszła na obiekt mimo zerwanych dwóch przetargów na świadczenie usług ratowniczych.
NIEGRZECZNI RATOWNICY
- Przyczyną zatrudnienia podmiotu zewnętrznego było podniesienie jakości świadczonych usług ratowniczych. Miałem skargi na niegrzeczne zachowanie ratowników na basenie. Świadczyły o tym też opinie klientów w Internecie - opowiada Sebastian Klimczak. Nie zgadza się z tym absolutnie Maciej Budzynowski. - Kwalifikacje i umiejętności włoszczowskich ratowników były na najwyższym poziomie. Może to potwierdzić prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Kielcach Wacław Mozer - ripostuje Budzynowski i dodaje, że krytycznych komentarzy nie brakowało też w Internecie pod adresem Sebastiana Klimczaka. Ponieważ firmie z zewnątrz brakowało ludzi, zaczęli wydzwaniać do włoszczowskich ratowników, proponując im spotkania w sprawie pracy. Ale tylko na umowę-zlecenie. Skontaktowali się ze wszystkimi, oprócz Macieja Budzynowskiego, którego kierownictwo basenu oskarżało o to, że był mózgiem całego strajku i na dodatek to on w imieniu strajkujących wyprosił swojego szefa za drzwi. Pięciu ratowników z naszego powiatu zatrudniono ponownie, tych, o których kierownik Klimczak powiedział wcześniej, że… nie najlepiej świadczyli usługi. Dowiedzieliśmy się, że ratownicy ci byli wpuszczani do pokoju kierownika pojedynczo, przesłuchiwało ich kilka osób, każdy ratownik był pytany o to, kto był prowodyrem strajku i przy nazwisku każdego z nich widniała na liście litera "s", co miało oznaczać "strajkujący". W tej nowo zatrudnionej drużynie znaleźli się również ratownicy z Jędrzejowa, Ostrowca Świętokrzyskiego oraz Połańca. Basen uruchomiono ostatecznie 1 kwietnia o godzinie 17 - nieczynny był od 31 marca, od godziny 15.
UKARANO ICH BEZ SĄDU
Wobec nowo zatrudnionych, a dzień wcześniej strajkujących ratowników wyciągnięto surowe konsekwencje. Musieli przeprosić na stronie internetowej basenu za swoje "niepoprawne zachowanie". Podpisali też pisma, że nie zgadzają się z zarzutami, jakie postawili w czasie strajku kierownikowi basenu. Tak ich złamano. Musieli też pokryć straty niefunkcjonowania pływalni w czasie ich akcji protestacyjnej. Wyliczono je na 2200 złotych - tymczasem w dniu strajku na basenie były do godziny 15 tylko cztery osoby prywatne! Tę kwotę rozdzielono na pięciu ratowników, którzy zobowiązali się, że za 440 złotych każdy wykupią w kasie basenu karnety. Ukarano ich więc bez wyroku sądu! Ale to nie wszystko.
Dzień wcześniej, 31 marca kierownik Klimczak złożył na policji zawiadomienie o zorganizowaniu strajku na basenie wbrew przepisom ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Policja wszczęła postępowanie karne. - Postępowanie w tej sprawie jest w toku. Dziś trudno powiedzieć, czy będą postawione komuś zarzuty - informuje rzecznik prasowy policji Andrzej Dusza.
Strajkującym grozi kara grzywny. Burmistrz Włoszczowy, zapytany po strajku, czy było zawiadomienie do organów ścigania, stwierdził, że nie było. - Zastanowię się nad wyciągnięciem konsekwencji wobec tych osób - dodaje jeszcze Bartłomiej Dorywalski. - Nigdy bym nie przeprosił za strajk, bo nie po to walczyliśmy! - mówi odważnie Maciej Budzynowski, który jako jedyny ratownik nie ugiął się i jako jedyny nie został ponownie zatrudniony na pływalni.
DZIAŁALNOŚĆ GOSPODARCZA NA BASENIE
Burmistrz Włoszczowy uważa, że główną przyczyną strajku ratowników była sprawa związana z prowadzeniem przez nich własnej działalności gospodarczej na basenie. O co chodzi? - Dotychczas było tak, że instruktorzy pływania, ratownicy wynajmowali po godzinach pracy tory i niecki, które wykorzystywali do prowadzenia własnej działalności gospodarczej. Ceny negocjowali z klientami. Instruktorzy rozliczali się z gminą tylko za wynajęcie torów i niecek, ale gmina nie miała zysku ze świadczenia nauki pływania. Postanowiliśmy to zmienić i wprowadzić zasady, jakie obowiązują na większości pływalni w naszym województwie. Teraz wszystkie wpływy z nauki pływania przechodzą przez kasę basenu. Obowiązek prowadzenia nauki pływania spoczął na basenie - opowiada burmistrz. - To nieprawda! Strajk był nie o szkółki pływackie prowadzone przez instruktorów, tylko o nieprzedłużenie nam umów o pracę jako ratownikom. Byliśmy przeciwni wprowadzeniu obcej firmy do Włoszczowy, która miała przejąć wszystkich ratowników i instruktorów pływania na trzy lata - nie zgadza się z burmistrzem Maciej Budzynowski.
POLECIAŁA GŁOWA WICEBURMISTRZA
15 kwietnia, dwa tygodnie po strajku na basenie, z funkcji zastępcy burmistrza został nagle odwołany i odsunięty od wykonywania czynności Lech Budzynowski. Był on wiceburmistrzem zaledwie przez trzy miesiące i pięć dni. Jak mówi, został zwolniony przez Bartłomieja Dorywalskiego bez podania przyczyny. - Byłem tym bardzo zaskoczony - przyznaje Budzynowski. Były wiceburmistrz opowiada, że jego szef chciał go delegować na trzy miesiące do pełnienia obowiązków dyrektora Ośrodka Sportu i Rekreacji. - Chciałem mieć pełne kompetencje w zarządzaniu ośrodkiem, w tym również podległym Ośrodkowi Sportu i Rekreacji basenem, na co nie chciał zgodzić się Bartłomiej Dorywalski - twierdzi były wiceburmistrz. - Powodów odwołania było kilka, ale najważniejszą sprawą było to, że uchylał się od wykonywania poleceń służbowych - wyjaśnia powody swojej decyzji burmistrz Dorywalski. Lech Budzynowski uważa, że atmosfera współpracy między nim a Bartłomiejem Dorywalskim nie układała się już od momentu rezygnacji Budzynowskiego z funkcji radnego miejskiego w lutym tego roku.
OJCIEC Z SYNEM BEZ PRACY
Lech Budzynowski stracił pracę - stanowisko wiceburmistrza, a wcześniej, żeby zostać zastępcą burmistrza, również mandat radnego, który otrzymał dzięki społeczeństwu gminy Włoszczowa. Jego syn Maciej, po dwunastu latach pracy na gminnym kąpielisku Klekot jako ratownik wodny, również pożegnał się z pracą. To jeden z najbardziej doświadczonych ratowników w powiecie włoszczowskim. - Uratowałem 50 osób na Klekocie i teraz tak mi podziękowali za moją pracę - żali się pan Maciek.
Od maja pięciu strajkujących ratowników zostało przywróconych do pracy przez Ośrodek Sportu i Rekreacji, oczywiście oprócz Macieja Budzynowskiego. Czyli prawie wszystko zostało po staremu, jak było przed 31 marca. Firmie Dar Serca gmina już podziękowała, gdyż za miesiąc pracy na basenie - kwiecień - wystawiła fakturę na 47,5 tysiąca złotych, podczas gdy utrzymanie ratowników jeszcze przed strajkiem kosztowało miesięcznie 21 tysięcy!
RATOWAĆ KONDYCJĘ BASENU
26 kwietnia zaniepokojeni brakiem jakichkolwiek informacji o sytuacji na basenie radni Polskiego Stronnictwa Ludowego, Stowarzyszenia Włoszczowa - Stop Podziałom oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej zwrócili się do przewodniczącego Rady Miejskiej o natychmiastowe zwołanie sesji - ostatnie posiedzenie rady było w lutym. Chcieli się dowiedzieć, jakie koszty i przychody przynosi pływalnia Nemo, jakie były przyczyny przerwy w pracy basenu oraz ogłoszenia przetargów na obsługę ratowniczą basenu. Na sesji radni wyrazili swoje zaniepokojenie z powodu efektów pracy na kierowniczych stanowiskach dwóch młodych urzędników - dyrektora Ośrodka Sportu i Rekreacji Jarosława Mularczyka oraz kierownika basenu Sebastiana Klimczaka. Część radnych zaczyna już żałować, że zgodziła się na budowę tak dużego obiektu, którego utrzymanie pochłonęło w pierwszym kwartale tego roku grubo ponad dwa razy więcej pieniędzy niż basen dał przychodu. Gmina chce ratować kondycję finansową pływalni.
- Trzeba zrobić wszystko, żeby zwiększyć dochody. Będziemy ciąć koszty. To zadanie dyrektora Ośrodka Sportu i Rekreacji oraz kierownika basenu - zapowiada burmistrz i dodaje, że wielu problemów finansowych można by dzisiaj uniknąć, gdyby pomyślano o właściwym zorganizowaniu pracy całego obiektu jeszcze przed otwarciem basenu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?