Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chłopiec został kaleką po zabawie na dmuchańcu

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Tak działa dmuchana zabawka bungee  run. Zdjęcie ilustracyjne nie pochodzi z akt sprawy
Tak działa dmuchana zabawka bungee run. Zdjęcie ilustracyjne nie pochodzi z akt sprawy wikipedia/Ross M Karchner, Mclean, VA, USA
Chłopiec z trzeciej klasy szkoły podstawowej został kaleką po zabawie na pikniku, który miał promować jedzenie owoców i warzyw. Został uderzony w głowę metalową częścią dmuchanej zabawki zwanej „bungee run”. Do sądu trafił akt oskarżenia czterech osób z firmy, która piknik z zorganizowała. Do tragedii doszło przed dwoma laty na terenie szkoły w Żernikach Wrocławskich.

To był piknik „Warzywa i owoce w szkole”. Prywatna firma jeździła z nim po Polsce. Do podwrocławskiej szkoły zajechała 9 czerwca. Jedną z atrakcji było dmuchane urządzenie „bungee run”. Po nadmuchaniu tworzą się dwie bieżnie. Dziecko zapinane jest w uprząż przypiętą do specjalnej gumy przyczepionej na początku bieżni. Dziecko ma za zadanie biec a guma ciągnie je do tyłu. Wygrywa ten, który pokona opór „bungee” i dojdzie jak najdalej.

Trzecioklasista był jednym z tych, którzy bawili się na „bungee run”. Biegł przypięty do gumy kiedy – z nieznanych powodów – odczepił się karabińczyk, za który guma była przypięta do tylnej ścianki dmuchanej zabawki. Chłopiec dostał metalową częścią w głowę. Obrażenia były bardzo poważne. - Spowodowały kalectwo – wynika z uzasadnienia aktu oskarżenia w tej sprawie.

Na miejsce wypadku natychmiast wezwano policję. Funkcjonariusze zabezpieczyli liny – gumy, którymi dzieci przypięte były do „bungee run”. Później, już w czasie śledztwa, okazało się jednak, że to nie były te liny. Biegły, badający sprawę stwierdził, że policjantom wręczono zupełnie nowe, nigdy nie używane liny. Tej, która urwała się z zapięcia i uderzyła dziecko w głowę, nie znaleziono.

Nie wiadomo więc dlaczego doszło do wypadku. Są dwie wersje. Pierwsza to uszkodzenie uprzęży i zapięcia; druga, że karabińczyk był źle przypięty i odczepił się. Biegły nie jest w stanie szczegółowo odtworzyć przebiegu zdarzeń, bo nie ma głównego dowodu – nieszczęsnej liny.

W czasie śledztwa wyszło na jaw, że urządzenie nie miało wymaganych przepisami prawa ważnych badań technicznych. W ogóle nie było dokumentacji technicznej zabawki „bungee run”. W uzasadnieniu aktu oskarżenia czytamy, że zginęła. A kopia trafiła do firmy już po wypadku.

Przed sądem staną cztery osoby. Szef i pracownicy firmy organizującej piknik. Szef odmówił wyjaśnień i nie przyznał się do winy. Również z dziennikarzem portalu gazetawroclawska.pl nie chciał rozmawiać. Oznajmił, że do zakończenia procesu nie będzie niczego komentował. Trójka pracowników też do winy się nie przyznaje. Z wyjaśnień, jakie składali w śledztwie wynika, że nikomu z nich nie powierzano nadzorowania technicznej sprawności urządzeń typu „bungee run”.

Zobacz też wideo: Nieszczęśliwy wypadek w Słupsku. Dziecko zatrzasnęło się w pralce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Chłopiec został kaleką po zabawie na dmuchańcu - Gazeta Wrocławska

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie