Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciągle w piekle

Dorota KOSIERKIEWICZ
Janina Domagała pokazuje fotografie z czasów wojny...
Janina Domagała pokazuje fotografie z czasów wojny... F Dawid
Niemcy wytatuowali Marii Chodnikiewiczowej numer w obozie koncentracyjnym, NKWD ją aresztowało myśląc, że jest z SS.
Niemcy wytatuowali Marii Chodnikiewiczowej numer w obozie koncentracyjnym, NKWD ją aresztowało myśląc, że jest z SS. F Dawid

Niemcy wytatuowali Marii Chodnikiewiczowej numer w obozie koncentracyjnym, NKWD ją aresztowało myśląc, że jest z SS.
(fot. F Dawid)

Mija 60 lat od wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu Brzezince. Ale dla tych, którzy przeżyli, to było wczoraj, nocami w niespokojnych snach wracają obrazy strachu, niepewności i potwornego głodu. Ułożyli sobie jakoś życie, założyli rodziny, mają dzieci i wnuki. Jak im się dzisiaj żyje?

- Sześćdziesiąt lat to dostatecznie długo, by sobie wszystko ułożyć w głowie, ale za mało żeby zapomnieć. Jeżeli jakiś dzieciak czy dorosły choćby miesiąc był w obozie koncentracyjnym, nie ma szans na normalne życie. Taka trauma zostawia bliznę - opowiada spokojnie pani Maria i podwija rękaw swetra, by pokazać mi numer wytatuowany na ręce. Spędziła w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu Brzezince ponad dwa lata. Przywieziono ją tam z gestapo w Radomiu, z wyrokiem śmierci za działalność w konspiracji w Związku Walki Zbrojnej. Dwa lata żyła każdego dnia czekając na śmierć. Drobna i szczupła. Mówi spokojnym głosem, ale jakby zapadała się w sobie, nie pamięta, że nastawiła wodę na herbatę.

Przepraszam ją, że pytam o te bolesne sprawy. - Tak trzeba - szepce. - Jesteśmy przecież świadkami tamtych dni.

* * *

Tadeusz Kułagowski miał 15 lat, kiedy z powstania warszawskiego trafił do obozu, Janina Domagała była 19-letnią dziewczyną, Maria Chodnikiewicz 24-letnią kobietą. Kilkadziesiąt lat leczyli się z syndromu-KZ, czyli syndromu poobozowego. Mieli problemy z akceptowaniem rzeczywistości. I został w nich ten ciągły strach przed jutrem. Zarazili nim swoje dzieci i bliskich. Żyją tylko na pozór normalnie. Przychodzą takie dni i noce, jak ta wczorajsza dla pani Marii, kiedy wszystko wraca. Tak jest odkąd opuścili obóz koncentracyjny. - Ciało wyleczyć łatwo, ale psychika spłatała nam figla. Kiedy byłam w obozie co noc, w snach, wracałam do domu, kiedy go opuściłam, niemal każdej nocy znowu tam jestem - tłumaczy pani Janina.

Kiedy dzwonię do nich prosząc o rozmowę, w głosach słyszę wahanie. Po zastanowieniu zapraszają mnie do swoich domów. Rzeczowo opowiadają swoje historie, pijemy kawę, herbatę, jemy ciasto, mijają godziny. Szczegółowo opowiadają wojenne przeżycia.

* * *

Maria Chodnikiewicz, to postać znana w Kielcach. Przed wojną była nauczycielem w szkole bł. Kingi i instruktorem harcerstwa. Kiedy wybuchła wojna trafiła do ZWZ. Oddelegowano ją do pracy w Izbie Rolniczej w Radomiu. Wpadła 19 listopada 1942 roku. Trzy miesiące trzymano ją w gestapo w Radomiu. Potem trafiła do Oświęcimia Brzezinki. Kiedy nagą wyprowadzono na plac w obozie koncentracyjnym, Niemcy śmiali się, bo całe ciało miała sine od bicia. Uciekła z transportu w czasie ewakuacji obozu 19 stycznia 1945 roku. Aresztowali ją Rosjanie, uważając, że jest esesmanką, ponieważ ma na ręce wytatuowany numer. Znowu musiała uciekać. Kiedy w końcu 20 lutego 1945 roku dotarła do Kielc, do domu, okazało się, że kilka dni wcześniej zginęli jej rodzice. Zastrzeleni przez wojska rosyjskie.

Tuż po wojnie była sekretarką pierwszego wojewody kieleckiego Eugeniusza Wiślicza. 17 lat pełniła funkcję zastępcy dyrektora Domu Dziecka w Kielcach. Była komendantem kieleckiego hufca ZHP. Do dzisiaj odwiedzają ją jej "dawne dzieciaki". Od początku lat 80. prowadzi też na Kielecczyźnie Stowarzyszenie Maksymiliana Kolbego, organizacji pomocowej dla byłych więźniów obozów koncentracyjnych. - Miałam dobre życie, cudownego męża i trzy bardzo udane córki. Ale dopiero praca w Stowarzyszeniu Kolbego pomogła mi uporać się ze wspomnieniami. Niemcy organizują dla nas specjalne wyjazdy i spotkania w szkołach, różnych instytucjach. Trzy razy byłam w Niemczech, gdzie tłumaczyłam młodym ludziom, co to takiego obóz koncentracyjny. Widząc mój numer obozowy pytali, czy bolało kiedy go tatuowano. Dziwili się, że nie protestowaliśmy, kiedy nas bito, poniżano i głodzono. Powtarzali pytanie; dlaczego? Nie potrafiłam odpowiedzieć - pani Maria bezradnie rozkłada ręce. - Zobaczyłam jednak Niemców jako normalnych ludzi, dobrych i złych. Pomogło mi to uporać się z miłością do ludzi i z nienawiścią. Pamiętam, że w czasie ucieczki z transportu w Krakowie zobaczyłam kobiety, które pluły i wyzywały niemieckiego żołnierza. Było mi go żal..., dziwisz się? Ja wiedziałam, co czuje człowiek, kiedy się na niego pluje.

- Długie lata czułam się wyobcowana, miałam wrażenie, że nikt mnie nie zrozumie, tylko inny więzień. Nigdy nie opowiadałam o tych przeżyciach swoim córkom. Nie mogłam. Ale kiedy wiele lat temu chciałam pokazać im obóz na Majdanku w Lublinie, stanęły przed bramą i powiedziały, że nie mogą tam wejść. Jeździłam do Krakowa na terapię. Kiedy? - powtarza moje pytanie. - W latach 60., 70., 80... Pamiętam, że jedna z lekarek prowadzących leczenie też była w obozie. Siedziały, gadały i razem płakały.

* * *

Tadeusz Kułagowski do Oświęcimia trafił 12 sierpnia 1944 roku, nr 192894. - Byłem w AK, walczyłem w powstaniu warszawskim. Złapali mnie razem z innymi. Stu powstańców rozstrzelali na miejscu, a resztę przepędzili na Okęcie do koszar wojskowych, gdzie spędziliśmy noc. Potem do Włoch pod Warszawę i do Pruszkowa, do punktu wysiedlonych z Warszawy. Tam załadowali nas do bydlęcych wagonów i wieźli dwie doby bez jedzenia i picia. Wyładowano nas jak bydło w Oświęcimiu pod krematorium. Rozebrali do naga i spisywali. Ze dwa dni tak staliśmy - wspomina mężczyzna. Wtedy 15-letni chłopak, przestraszony, ranny i przeraźliwie głodny.

- Byłem zatrudniony przy likwidacji trzeciego obozu. Drewniane elementy ładowaliśmy do wagonów. Cały czas ukrywałem, że jestem ranny - mówi pan Tadeusz. - Każdego dnia umierali ludzie z głodu i wycieńczenia. Ich ciała układano przed barakami. Widzieliśmy je rano przed apelem, potem znikały. I myśleliśmy, kiedy przyjdzie nasza kolei. W listopadzie młodzież z powstania przeniesiono do karnego baraku nr 13. Na naszych oczach bito więźniów aż do śmierci. Było takie specjalne urządzenie nazywane kozłem, gdzie ich przywiązywano do stojaka i katowano. Tak wyglądały egzekucje za najmniejsze przewinienie... Na swój sposób modliliśmy się o przetrwanie. Złamani rzucali się na druty...

- 18 stycznia ewakuowano nas z Oświęcimia - mężczyzna wraca do wspomnień. - Trzy dni szliśmy pieszo o chłodzie i głodzie. Front tuż za nami. Z nóg broczyła krew, miałem drewniaki na bosych stopach. Wyczerpanych zabijano strzałem w głowę. Nie miałem siły iść. Doszedł do mnie jakiś Niemiec i zaczął krzyczeć, że jestem bandytą. Ale dał mi kanapkę. Kiedy zapadł zmierzch wyjął z plecaka wojskowe buty i skarpety, i kazał je założyć. Okazało się, że to poznaniak wcielony do niemieckiego wojska. Wiem tylko, że miał na imię Willy. Trzymałem się jego paska i tak pomagał mi iść - opowiada pan Tadeusz.

W Wodzisławiu Śląskim załadowano ich w odkryte węglarki, wrzucając po kawałku chleba. Był śnieżny i mroźny styczeń. Kiedy po dwóch dobach dotarli do Mauthausen, trupy współwięźniów kazano im układać przy wyjściu z dworca. Tych, którzy jeszcze się ruszali Niemcy dobili. - Myśleliśmy, że będziemy zagazowani - dodaje pan Tadeusz. Trafił do Melku, pracował w kamieniołomach. Przez cały czas pomagał mu Willy. Szukał go potem, bezskutecznie.

5 maja 1945 roku obóz wyzwolono. - Pamiętam, że zabito szefa krematorium, jego zwłoki leżały przy drzwiach i każdy z nas, żeby tam wejść, musiał na nie stanąć. Byliśmy chodzącymi trupami. Rzucaliśmy się na jedzenie jak zwierzęta... Ci, którzy najedli się surowych ziemniaków i konserw, pomarli. Miałem szczęście, bo nam udało się opanować magazyn z chlebem. Napychałem się do syta i popijałem wodą, ale to mój żołądek mógł wytrzymać - opowiada i milknie.

Przerzucono go do Niemiec na leczenie. W 1946 r. trafił do Włoch do polskiej armii, a potem do Anglii. W 1948 roku wrócił do Warszawy. I okazało się, że jest wrogiem klasowym. Ale udało mu się skończyć budowlankę, znaleźć pracę. Ukrył swoją powojenną tułaczkę. Kiedy w 1955 roku wydało się, pomógł mu dobry człowiek. Oddelegowano go do Kielc, gdzie założył rodzinę. Pracował w KBM. Żona Zofia była jego podporą, zmarła pięć lat temu. Doczekali trzech córek, jedna nie żyje. - Całe życie bałem się, że się wyda - mówi Kułagowski. - Jak tylko mogłem, to przeszedłem na rentę. Zosiu, powiedziałem do żony, już tak nie mogę.

Był w Oświęcimiu na wycieczce. Zemdlał. Jeździ do Niemiec, by młodym ludziom opowiadać o nazistach. Nie lubi Niemców. Boi się ich. - Nie mogę słuchać o kolejnych wojnach. Po co to? - pyta. Nie wygląda na swoje lata. Jest pogodnym starszym człowiekiem. I tylko kiedy mówi o tym powrocie do Oświęcimia, płacze. - To ciągle otwarta rana - tłumaczy.

* * *

Z łapanki w Niewachlowie pod Kielcami do Oświęcimia trafiła Janina Domagała. 19-letnia wówczas dziewczyna, pseudonim Jachna. Znała dobrze niemiecki, jej zadaniem było podsłuchiwanie Niemców. Wsypał ją szwagier jej matki chrzestnej. Hitlerowcy aresztowali wtedy 11 młodych mężczyzn i jedną dziewczynę. Ich rozstrzelano w lesie pod Kostomłotami. Wśród nich był jej ukochany, lotnik Józek.

Był 29 lipca 1943 roku. Nie wiedziała, gdzie i ile jedzie w bydlęcych wagonach. Kiedy dojechali do obozu i wyrzucili ją razem z innymi, zobaczyła szarą chudą kobietę z siwymi włosami w łachmanach siedzącą na pryczy. Spytała, gdzie my jesteśmy? Oświęcim Brzezinka. - Zamarłam. Spełniło się najgorsze - opowiada Jachna. - Głód, przez półtora roku czułam tylko potworny głód. W styczniu 1945 ewakuowali nas do obozu w Ravensbruck. Po selekcji trafiłam do Buchenwaldu do zakładów zbrojeniowych. Tam dawano nam lepiej jeść, każda miała pryczę i koc. To był wtedy luksus. Wyprowadzili nas w kwietniu i prowadzili w stronę Czech, pewnie na śmierć. Kiedy odpoczywaliśmy w jednej ze wsi u bauera, stacjonował tam oddział niemiecki. Postanowiłam wtedy, że muszę uciec. Doszedł do mnie wtedy Niemiec z tego stacjonującego oddziału i spytał, dlaczego jestem smutna. Powiedziałam, że jestem głodna. Dał mi kanapkę. Spytał, czy mam tu koleżanki. - Weź cztery inne dziewczyny - powiedział. Zamknął nas w piwnicy, reszta odeszła. Siedziałyśmy tak kilka godzin. Wydali nas chłopcy z hitlerjungen. Niemiecki oficer wyzywał nas. Ale w końcu powiedział, że nic nam nie zrobi, ale musimy opuścić wieś - opowiada.

Do domu, do Niewachlowa dotarła 17 czerwca 1945 roku. Ważyła 36 kilogramów. Powoli wracała do zdrowia. Ale nocami do tej pory odwiedza Oświęcim Brzezinkę, jest głodną dziewczyną, bitą i poniżaną.

Po wojnie skończyła szkołę pedagogiczną, uczyła polskiego i historii. Była dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 22 w Kielcach. Ma dorosłe dzieci, syna i córkę. Doczekała się wnuków i prawnuków. Mówi, że ma udane życie. Ale przez dziesiątki lat zmagała się z syndromem-KZ. Kiedy rozmawia ze mną, traci proporcje, wydaje się, że ten obóz to było wczoraj, a reszta się nie liczy. - Nie wiem, jak to się stało, ale ten lęk przekazałam swoim dzieciom - mówi bezradnie. - Jak mi się żyje dzisiaj? Jak jestem chora, to wspomnienia wracają, gdy zdrowieję, odchodzą. Coraz częściej źle się czuję. W Oświęcimiu byłam tylko raz, na 25 rocznicy wyzwolenia obozu... Nie chcę tego.

* * *

27 stycznia 2005 roku obchodzić będziemy 60. rocznicę oswobodzenia KL Auschwitz i miasta Oświęcim. W tym największym w dziejach ludzkości obozie zagłady ginęli Żydzi, Polacy, Cyganie, jeńcy sowieccy i przedstawiciele innych narodowości - zgładzono około półtora miliona ludzi. Największą grupę ofiar stanowili Żydzi.

W uroczystościach weźmie udział prezydent Niemiec Horst Koehler. Przyjedzie 1000 byłych więźniów. Z Kielc tylko Tadeusz Kułagowski.

Syndrom-KZ

Syndrom poobozowy występujący u byłych więźniów obozów koncentracyjnych, utrzymujący się przez całe życie, często po stanie pewnego utajenia. Przejawia się trudnością z dostosowaniem się do normalnego życia, przewartościowaniem systemu zasad moralnych, zmianą postaw życiowych, pojawiają się także sny obozowe i hipermnezja (intensywne przeżywanie wspomnień) przeżyć obozowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie